REKLAMA

„Czarne lustro” w 5. sezonie pyta, czy porywacz i Mark Zuckerberg mogą być dobrymi ludźmi - recenzja

Nowy sezon „Black Mirror” właśnie trafił na Netfliksa, a tuż po premierze rozpoczęły się dyskusje nad poziomem kolejnej odsłony i podejmowanymi w niej tematami. Jeden z trzech opublikowanych odcinków pt. „Smithereens” stawia pytania o globalne uzależnienie od mediów społecznościowych i odpowiedzialność Marka Zuckerberga.

black mirror sezon 5
REKLAMA
REKLAMA

„Czarne lustro” w opinii wielu osób jest najważniejszym nadawanym współcześnie serialem. Nie ma tak wielu widzów jak „Gra o tron” i nie został obsypany nagrodami jak „Opowieść podręcznej”, ale mówi o naszym świecie więcej niż jakakolwiek inna produkcja. Twórca „Black Mirror”, Charlie Brooker zadaje pytania o los naszej cywilizacji i kreśli cokolwiek ponure scenariusze przyszłości. Czasem można mu co prawda zarzucić, że się powtarza i magluje ten sam temat po raz kolejny, ale i tak wyróżnia się na plus wśród telewizyjnych scenarzystów.

Odcinek „Smithereens” z 5. sezonu na pierwszy rzut zdaje się nie pasować do ogólnej estetyki „Czarnego lustra”. Mamy rok 2018 i wszystko wydaje się dokładnie takie samo jak w naszym świecie. Samotny mężczyzna pracuje jako kierowca na życzenie. Nie wiemy o nim nic poza tym, że przeżył jakąś traumę i każdego dnia podjeżdża pod londyńską siedzibę korporacji Smithereens. Któregoś dnia jego samochód zamawia młody mężczyzna w eleganckim garniturze, który potwierdza, że pracuje w tej firmie. Wtedy główny bohater odcinka wciela w życie swój plan - porywa pracownika Smithereens i grozi, że go zabije jeśli nie dostanie rozmowy z założycielem najpopularniejszego portalu społecznościowego - Billym Bauerem.

Na poziomie formalnym nowy epizod „Black Mirror” to czystej wody thriller psychologiczny.

Sprawa szybko wychodzi na jaw, gdy samochód porywacza zauważają policjanci, którzy rozpoczynają pościg zakończony na szerokiej polanie. Służby zastanawiają się, czy zaatakować, czy może negocjować, a Christopher (bo tak ma na imię główny bohater) desperacko próbuje przebić się przez kolejne szczeble biurokracji, żeby zdobyć dostęp do Bauera. Dopiero w finałowych minutach widzowie dowiadują się, jaki miał być cel tej rozmowy.

Twórcom odcinka udaje się w doskonały sposób podtrzymać suspens i rozchwiane emocje głównych bohaterów, którzy wszyscy bez wyjątku spotykają z zupełnie dla siebie niespodziewaną sytuacją. Zaangażowanie widzów udaje się na stałe powiązać z postacią głównego bohatera, ponieważ „Smithereens” poświęca wystarczająco dużo czasu na pokazanie różnych cech jego charakteru, a grający Christophera Andrew Scott tworzy zaangażowany portret człowieka na skraju załamania psychicznego.

„Smithereens” mierzy się z moralnym dylematem: czy osoba, która daje nam do ręki coś uzależniającego jest współodpowiedzialna za to, co się później stanie.

W tym wypadku zagrożeniem są oczywiście media społecznościowe. Simthereens stanowi połączenie kilku różnych portali, ale trudno nie identyfikować postaci Billy'ego Bauera z Markiem Zuckerbergiem. W ostatnich kilku tygodniach to już drugi przypadek, gdy serial Netfliksa przywołuje postać założyciela Facebooka (w „Jak sprzedawać dragi w sieci (szybko)” zrobiono to w sposób bardziej dosłowny). Oczywiście łatwo zauważyć kilka cech odróżniających postać z 5. sezonu „Black Mirror” od prawdziwego Zuckerberga. Serialowy twórca popularnego medium został poddany zabiegowi hollywoodzkiego upiększania.

Szybko okazuje się też, że nie jest to bezduszny szef i zadufany w sobie bogacz, a całkiem zwyczajny gość, który chce potraktować Christophera poważnie. Na poziomie moralnym wymowa „Smithereens” jest zresztą całkiem optymistyczna (jak na „Czarne lustro”), bo pod koniec epizodu widz ma wszelkie powody by poczuć empatię nie tylko do głównego bohatera, ale też człowieka uzbroił go w uzależniające doświadczenie. Każdy chce na swój sposób pomóc.

Wszystko niebezpiecznie zbliżyłoby się do bajeczki o przyjaźni między dobrym prezesem i szarym człowiekiem, ale na szczęście udało się tego uniknąć. Jak?

REKLAMA

Christopher tak naprawdę wcale nie jest zainteresowany przeprosinami, kajaniem, ani nawet obietnicami poprawy. Odrzuca wszelkie możliwości szczęśliwego zakończenia, bo dla niego coś takiego już nie istnieje. Brooker nie daje jasnych odpowiedzi, kto w tym całym układzie jest najbardziej winny, ani nawet czy ma to jakiekolwiek znaczenie. Można wręcz odnieść wrażenie, że zaraz wszystko wróci do normy i to prędzej niż później. Pracownicy portalu społecznościowego nadal będą szpiegować swoich użytkowników, Billy Bauer zaraz znów zajmie się firmą, a wszyscy wokół będą dokumentować każdą minutę swojego życia i udostępniać ją innym. Bez względu na konsekwencje.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA