REKLAMA

Czego boją się anioły

Chlup… I wpadłem jak w sedes z miękkim pluskiem, wsiąkłem niczym w gąbkę. W książkę, żeby być dokładniejszym - "Czego boją się anioły". O rewolucjach i Rewolucji Francuskiej nie za płytko, nie za głęboko, generalnie jednak całkiem zgrabnie i kryminalnie.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Jest rok 1811, także idee Rewolucji Francuskiej żyją w sercach ludzi, dodatkowo pielęgnowane są przez Napoleona i jego reformy. Król Wielkiej Brytanii, Jerzy III, popada w chorobę umysłową, a kondycja monarchii ogólnie mówiąc nie jest najlepsza (jak i jej głowy). Nie dziwi zatem, że są ludzie, którzy z lubością i przychylnością sięgają wzrokiem przez Kanał La Manche, ku Francji. Na takim tle historycznym dochodzi do całkiem na pozór zwyczajnego morderstwa - ginie młoda i piękna aktorka, uprzednio będąc brutalnie zgwałconą. Wszystkie dowody wskazują na młodego hrabiego Sebastiana St. Cyr. Rzecz jasna arystokrata nie poczuwa się do winy, postanawia więc szukać sprawiedliwości na własną rękę. Co z tego wyniknie? Oczywiście na jego drodze stanie miłość z lat młodości, międzynarodowa intryga oraz angielski wymiar sprawiedliwości - prosto nie będzie.

REKLAMA

Jeśli po pierwszym akapicie spodziewaliście się arcydzieła, czegoś napisanego językiem tak wspaniałym, że Tolkien mógłby z szacunkiem pochylić czoło, okraszonego bogatymi opisani, stylizowaną mową… Nie, niepotrzebnie, tak nie jest. Rzeczą, która wciąga jest fabuła i jest ona największym plusem książki. Reszta jest na poziomie zadawalającym, ale niepowalającym, nad czym należy ubolewać, bowiem opowiedziana historia stoi na poziomie mistrzowskim. Nie należy także myśleć, że porównuję obie te rzeczy. Zadawalający znaczy dobry, na pewno nie niżej.

Bardzo dobrze zrealizowane są wątki uczuciowe, ale jest i druga strona medalu. Widać z daleka, że pisane są one ręką kobiety i jest to problem nie tyle mojego szowinizmu, co śmiesznych wręcz i banalnych dla czytelnika drugiej płci określeń i zwrotów. Szeroko otwierałem oczy ze zdziwienia a potem brał mnie śmiech na niektóre epitety czy porównania, które wyszły autorce. Nadają się one do romansideł z najniższej półki, ale nie poważnej książki kryminalnej.

Do innych irytujących rzeczy zaliczyć można oprowadzanie czytelnika po Londynie. Wygląda to tak, jakby każdy znał wszystkie ulice miasta i wcale nie zastanawiał się gdzie jest, gdy skręca w jedną z bocznych alejek w dzielnicy nędzy. Nie Autorko, nie każdy był w Londynie, nawet jeśli jako target brać samych tylko Polaków (a łyżka na to - niemożliwe!). Ubolewam, że nie dane mi było poznać tego wspaniałego miasta, tak dalej jednak nie znam nazw ulic. Nie jest napisane nawet czy uciekający przed policją Sebastian skręca w lewo, czy w prawo, tylko od razu podana zostaje mi nic nieznacząca nazwa.

REKLAMA

Tempo jest oszałamiające, akcja pędzi szybko, po kolei, klasycznie wręcz jak dla gatunku, co jakiś czas odsłaniając jakieś ważne fakty. Również, kolejne must be, znajdziemy tu zdarzenia, których znaczenie rozjaśni się wraz z biegiem wydarzeń. Jest to typowy kryminał i tak powinien być oceniany - nie jako powieść historyczna (aczkolwiek tutaj też się sprawdza) czy przygodowa.

Wadą tej książki jest to, że najpewniej skończycie ją w dzień bądź dwa. Wsiąknięcie na całe popołudnie i nawet nie będziecie wiedzieli, kiedy za oknem będzie już ciemno. Więc czy warto ją kupić i potem odstawić na półkę? Zachęcam do tego.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA