REKLAMA

"Hollywódzka", "przedobrzona". W środę premiera nowej książki Dana Browna

Już w środę na księgarskie półki zawita nowa książka Dana Browna - "Inferno". Czytelnicy z krajów anglojęzycznych mogą zapoznać się z ostatnią książką autora "Kodu da Vinci" od kilku miesięcy. Korzystając z tej okazji chcemy rozpalić (lub ostudzić) Wasze apetyty. W tym celu zebraliśmy kilka najciekawszych - i najbardziej skrajnych - opinii z prasy na temat "Inferna".

„Hollywódzka”, „przedobrzona”. W środę premiera nowej książki Dana Browna
REKLAMA

Janet Maslin z The New York Timesa już na samym początku recenzji nie jest zbyt łaskawa dla swojego krajana:

REKLAMA

Początkowe fragmenty "Inferna" niebezpiecznie zbliżają się do autoparodii tak bardzo, że pan Brown wydaje się tracić pewność siebie - tak jak Langdon, który rozpoczyna swoją przygodę w szpitalnym łóżku ze zdiagnozowaną amnezją, przytępiającą jego okazałą inteligencję. Gdy Robert Langdon z "Kodu Leonarda da Vinci" nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, jaki mamy dzień tygodnia, cały zmyślne uniwersum Dana Browna zdaje się być w opałach.

Maslin skupia się na zawirowaniach fabuły, których epicentrum stanowią wszelkie smaczki dotyczące dzieła Dantego - bądź co bądź, to w końcu "Inferno". Dziennikarka NYTimes zwraca jednak uwagę na ciężki kaliber wybranej przez Browna tematyki. W końcu Leonardo da Vinci jest postacią znacznie silniej osadzoną w popkulturze (tak, tak) niż Dante Alighieri. Janet Maslin przy okazji odkrywa, dlaczego nie sposób się od tej książki oderwać:

I wreszcie: czuć tu pewną zagrywkę, która ratuje książki Browna od ociężałości, nawet gdy "poleruje" swoją wiedzę na temat starożytnych tajemnic czy cudów architektury. Gdy podróż po świecie ma się rozpocząć, w ramach zadatku Langdon prosi wydawcę o użyczenie prywatnego odrzutowca. Ten oczywiście odmawia, i dodaje: "Pozwól, że ci to wytłumaczę. Nie mamy dostępu do prywatnych odrzutowców dla autorów publikacji o historii religii. Jeśli zamierzasz napisać "Pięćdziesiąt twarzy ikonografii", możemy pogadać.

I zgadnijcie co Brown właśnie napisał.

Chuck Leddy z The Boston Globe ma podobne zdanie na temat zawiązywania akcji przez Browna. W kontekście poprzedniej książki autora uznaje to wręcz za zaletę:

Co można powiedzieć na temat "Inferna"? W porównaniu do poprzedniej powieści Browna, tandetnego, naiwnego i kiepsko skonstruowanego "Zaginionego symbolu", jego ostatnia książka jest literackim arcydziełem.

Mocne słowa. I pocieszające dla tych, którzy zawiedli się na "Zaginionym symbolu". Leddy zwraca uwagę też na inny ciekawy aspekt "Inferna" - na łatwość przeniesienia fabuły na ekrany kinowe.

"Inferno" jest już gotowym materiałem na hollywódzką produkcję. Brown wypełnia strony malowniczymi pejzażami (Florencji, Wenecji i Konstantynopola) i przewidywalnie dużą ilością pościgów. Na szczęście dla wiecznie ściganego Langdona, ten wie gdzie znajdują się każde ukryte drzwi i sekretne przejścia. Abstrahując od fabuły, Brown naprawdę dostarcza swoim fanom tej egzotycznie ulokowanej rozrywki, której oczekują. Formuła jest z formułą z jakiegoś powodu: ta sprawia, że czytelnicy przewracają kolejną stronę.

Inferno, Dan Brown

Dużo bardziej spolaryzowani od amerykańskich dziennikarzy są ci znad Tamizy. Jake Kerridge z The Telegraph dopiero przy okazji "Inferna" pojął skąd tyle sprzedanych kopii "Aniołów i demonów" czy "Zwodniczego punktu":

Gdy w weekend usiadłem w kawiarni ze swoją kopią nowej powieści Dana Browna, dziewięciokrotnie obracając ją, by odczytać zaszyfrowany w formie spirali poemat, uderzyło mnie prawdopodobne wytłumaczenie fenomenalnej popularności Browna.

Kerridge jako zalety wymienia znaczną poprawę konstrukcji powieści (bez przytłaczającej ilości detali historycznych), a przede wszystkim kolejną udaną próbę ucieczki od thrillera zbudowanego wokół intryg geopolitycznych. Swoiste wywrócenie świata do góry nogami, powrót mężczyzny do chłopięcego świata. Chłopięcego świata, który mógł narodzić się tylko w głowie dziecka z klasy wyższej. Po chwili jednak dziennikarz The Telegraph puentuje:

(...) przy "Infernie" czuję, że po raz pierwszy Brown celuje w zwartą, lepszą książkę, mocniej osadzoną w realnym świecie, chcąc uciec z więzienia swoich pleonazmów.

Ostatecznie jest to jednak jego najgorsza książką i ze smutnego - chociaż szczytnego - powodu, jego ambicje tym razem zdecydowanie przekroczyły możliwości.

REKLAMA

Z ciekawostek dotyczących polskiego wydania: tłumaczem książki jest Robert J. Szmidt, znany pisarz fantastyczny, autor m.in. "Apokalipsy wg Pana Jana", o której pisałem na łamach sPlay.

Czego Wy oczekujecie od nowej książki Dana Browna?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA