REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

David Fincher – od Fight Clubu do kiepskiego Buttona

Dawniej chłopiec z kamerą Super 8 podglądający, jak pracuje jego sąsiad George Lucas, a dzisiaj jedno z najbardziej elektryzujących nazwisk Hollywood. David Fincher.

29.04.2013
10:30
REKLAMA

REKLAMA

Romans z Madonną

Autor „Siedem” nie jest taką ikoną popkultury jak nieznacznie młodszy Quentin Tarantino – rzadziej pokazuje się w mediach i jego wypowiedzi pozostają dalekie od kontrowersji wiecznie młodego dziecka epoki kaset wideo. Jednak droga obu pozostaje podobna. Od najmłodszych lat przejawiali bowiem fascynację kinem i w młodym wieku, rezygnując z dalszej edukacji, zaczęli realizowanie swojej pasji. Tarantino rozpoczynając naukę w szkole aktorskiej i pisząc pierwsze scenariusze, z kolei Fincher współtworząc animację „Twice Upon a Time” (1983) studia Korty Films.

Dalsza kariera artysty potoczyła się w bardzo ciekawym kierunku. Znalazł on zatrudnienie w Industrial Light & Magic Georga Lucasa, gdzie pracował nad efektami specjalnymi do „Powrotu Jedi” i „Świątyni Zagłady” z Indiana Jonesem. Następnie rozpoczął tworzenie reklam i teledysków. Nakręcił wideoklipy między innymi dla takich sław, jak Madonna (w 1990 MTV przyznało mu nagrodę za teledysk do piosenki „Vogue”), Don Henley i Aerosmith.

Dziś nie nakręcono by Fight Clubu

Pomimo tego prawdziwym przełomem było wyreżyserowanie „Obcego 3”, którego Fincher uważa za swą osobistą i zawodową porażkę. Po pracach nad nim nauczył się jednego: „Nigdy nie kręć filmu bez scenariusza i im więcej masz pieniędzy, tym więcej problemów może cię spotkać”. Kolejny film, „Siedem”, okazał się jednak niebywały. Widzimy w nim esencję mrocznego stylu reżysera, który został doskonale rozwinięty w „Grze”. Charakterystyczne, zwłaszcza jak na tamte czasy, jest tu samo przedstawienie akcji. Oglądamy na przykład chaotyczne ujęcia kamery, kiedy kula wystrzelona z pistoletu niemal dosięga jednej z postaci, co efektownie buduje napięcie.

Mimo że spod ręki Finchera nigdy nie wyszedł żaden scenariusz, to z reguły ma on nosa do dobrych historii. Najbardziej urzekający okazuje się „Fight Club” powstały na podstawie książki Chucka Palahniuka. Jest to dzieło ze wszech miar kultowe i do dzisiaj będące pewnym wyznacznikiem dla kina transgresyjnego. Sam pisarz w wywiadzie dla Xiegarnia.pl wspomina: „W aktualnym klimacie politycznym wątpię, czy jakikolwiek wydawca chciałby kupić ,Fight Club’. Polityczna poprawność rządzi nami w takim stopniu, że żadne studio nie wyprodukowałoby dziś takiego filmu”. „Podziemny krąg”, pokazując prawdziwy obraz nowoczesnego społeczeństwa, obecnie jeszcze bardziej zyskuje na swym przekazie. Od jego premiery reżyser już nigdy nie podjął się tak kontrowersyjnego i ważnego tematu, a kolejne filmy, jakie stworzył, nigdy nie doszły do poziomu „Siedem” i „Fight Clubu”.

Warto wspomnieć o „Azylu”, następnym thrillerze Finchera z Jodie Foster i młodziutką Kristen Stewart, który pozostawił pewien niedosyt. Ciekawy pomysł na fabułę pogrzebał nieco brak logiki i postacie wycięte z szablonu, aczkolwiek i tak jest to kawał mocnego kina. O wiele surowiej wypadł natomiast, oparty na historii kalifornijskiego seryjnego mordercy, „Zodiak”. Mamy do czynienia z najbardziej kameralnym filmem twórcy, w którym najmocniej liczy się subtelne budowanie atmosfery.

Button i Zuckerberg to tak serio?

Całkowicie inne kino zaproponowano w „Ciekawym przypadku Benjamina Buttona”. Ale zupełnie nie kupuję tego Finchera. Filmowiec łączy w kolejnej produkcji z Bradem Pittem melodramat i… fantastykę. W efekcie wychodzi produkcja ciekawa od strony technicznej, lecz mająca niewiele więcej do zaoferowania. Zresztą pomyłką wydaje się także „The Social Network”. Po co robi się film na podstawie tak mało ciekawej, ważnej i odkrywczej historii, z której nawet najlepszy nie wyciśnie nic rzeczywiście interesującego? Tak czy inaczej, prawdziwy Fincher powraca w „Dziewczynie z tatuażem”. Nareszcie dostajemy mroczny, zimny i płynnie poprowadzony dreszczowiec. Twórca zaskoczył jednak najbardziej „House of Cards”, będącym pierwszym wysokobudżetowym serialem dostępnym tylko w telewizji internetowej Netflix. Intrygi polityczne nigdy nie były tak ciekawe jak tutaj, przebijając nawet najlepsze kino o podobnej tematyce.

REKLAMA

Ponownie na dobrej drodze

Fincher przebył ciekawą drogę do kariery filmowej i zdecydowanie zasługuje na ogromne uznanie. Jego „Siedem” i „Fight Club” to produkcje cały czas zachwycające i ponadczasowe, a niemal wszystkie pozostałe trzymają wysoki poziom. Po kiepskich fabularnie „Ciekawym przypadku…” i „The Social Network” wiarę w tego cenionego filmowca przywracają znakomita „Dziewczyna z tatuażem” i spektakularne „House of Cards”. Oby tak dalej, bo takiego Finchera kochamy!

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA