Nie miałem wcześniej Diuny nawet w rękach. Słyszałem to i owo, w końcu to jedna z książek - legend gatunku, ale nigdy nie dane było mi wejść w świat pustynnej planety. Kiedy w 2007 Diuna została wydana po raz kolejny, nie zastanawiałem się ani chwili. Takie książki jak te Franka Herberta musi przeczytać każdy szanujący się czytelnik, a już fan science-fiction na pewno.
Ludzkość rozproszona jest po wszechświecie - żyje w skupiskach na różnych planetach galaktyk. Rozległym Imperium włada jeden człowiek, a cały system przypomina sfeudalizowaną, średniowieczną Europę. Poszczególne rody rządzą lennami z nadania Imperatora, który w każdej chwili także może przeprowadzić najróżniejsze roszady wśród książąt. Tak właśnie Atrydzi z Kaladanu zmuszeni zostają do objęcia we władanie Arrakis - pustynnej planety, jedynego miejsca, w którym wydobywa się pewien narkotyk zwany melanżem. Umożliwia on niedalekie jasnowidzenie, co przy podróżach międzygalaktycznych jest niczym narządy nawigacyjne dla żeglarzy. Gdyby zabrakło tego specyfiku, wszystkie planety zostałyby odcięte od siebie, co sam autor przyrównał do dawnych Wieków Ciemnych. Tak pokrótce opisać można świat Diuny, teraz opowiem Wam o tym, co dzieje się po przybyciu Atrydów na Arrakis (Diunę). Otóż do tej pory planetą władali Harkonnenowie, toteż niechętnie oddają oni swoje lenno - zwłaszcza, że kontrola wydobycia melanżu jest bezcenna. Wywiązuje się cała intryga, po czym Harkonnenowie odbijają Arrakis siłą, a książę Leto Atryda ginie. W wojennej zawierusze udaje się zbiec synowi i konkubinie księcia. Co z tego wyniknie? Standardowo zostawię Was bez odpowiedzi, jak na recenzję przystało.
Warto zastanowić się, czy Diuna jest stuprocentowym science-fiction. Mamy statki kosmiczne, mamy skolonizowany wszechświat i wszystko to, na czym przyszłość powinna być w literaturze zbudowana. Z drugiej jednak strony, ludzie odrzucili maszyny, nastąpił rozwój człowieka jako istoty, od strony biologii, powstały szkoły Bene Gesserit - jest to kobiecy zakon rozwijający zdolności fizyczne i psychiczne do poziomu niedostępnego zwykłym ludziom - mamy także mentatów, czyli osoby które potrafią wykorzystywać swój mózg w znacznie wielu procentach więcej, co czyni z nich doskonałych szpiegów czy kontrwywiadowców (w książce najczęściej służą jako prawa ręka władców).
Jeżeli świat Władcy Pierścieni uznać można za całkowicie kompletny w kwestii kultury, tak Diuna jest praktycznie niedościgniona pod względem ekosystemu, geologii; Herbert wymyślił tak złożoną planetę, że bodajże do dzisiaj nikt nie zrobił tego lepiej. Arrakis żyje własnym życiem - zwierzęta, rośliny, to wszystko istnieje, ma racjonalne i biologiczne podstawy bytu, bierze się z czegoś. To, że Arrakis jest jedną wielką pustynią, skutkuje też na tej płaszczyźnie.
Ładne wydania, prócz tego, że oczywiście są ładne, są także i drogie. Za grubą okładkę, parę naprawdę świetnych rysunków, mapę Arrakis dajemy pięćdziesiąt pięć złotych. Odpowiedz na pytanie "czy warto?" zostawiam Wam. To tak naprawdę wada dla tych, którzy chcą kupić książkę, ale niekoniecznie w wydaniu takim, jak to przewidział wydawca - woleliby brak obrazków, miękką okładkę, ale i niższą cenę.
Klasyk, must be w biblioteczce każdego fana, "cud, miód i orzeszki" - jak zwykła mawiać młodzież podwórkowa. Teraz już wiem, że nie przeczytać Diuny, to popełnić grzech. Aczkolwiek wybaczalny, pokutą niech będzie udanie się do księgarni.