REKLAMA

Temu serialowi wybacza się więcej niż innym. Widzieliśmy już „Dom z papieru 3” i oceniamy nowe odcinki hitu Netfliksa

Profesor i jego gang wrócili. Na Netfliksie pojawił się 3. sezon serialu „Dom z papieru”. Czy to potrzebna i dobra kontynuacja hitu z gatunku heist movie?

dom z papieru 3 sezon netflix recenzja
REKLAMA
REKLAMA

„Dom z papieru” pojawił się na Netfliksie dość nieoczekiwanie, właściwie bez jakiejkolwiek kampanii poprzedzającej premierę. Ta w serwisie odbyła się ponad pół roku po debiucie produkcji w hiszpańskiej telewizji. Z miejsca „La Casa de Papel” podbił serca polskich widzów. Zaczął się – żadne słowo chyba lepiej nie odda tego zjawiska – hype na gang Profesora, który planuje skok na madrycką mennicę.

W tym tytule widzów, także i mnie, pociągało właściwie wszystko. To hiszpańska wersja heist movie w serialowym wydaniu z charakternymi postaciami, która chwyta za gardło.

„Dom z papieru”, zarówno jego 1. i 2. część (choć ta była trochę mniej udana), kipi od emocji. Tu co chwilę coś się dzieje, życie i dalszy byt bohaterów wiszą na włosku, zwroty akcji przyprawiają o... zawroty głowy, niczego nie można być pewnym. Napięcie budowane jest perfekcyjnie – z jednej strony mamy działania grupy przestępców w mennicy, które cały czas zbliżają nas do punktu kulminacyjnego, czego jesteśmy - dzięki odliczaniu czasu - świadomi. Z drugiej strony mamy postępującą relację Profesora i tropiącej go pani detektyw, Raquel Murillo, która co i rusz zmienia swe tony. To wszystko tworzy mieszankę wybuchową, a ogląda się ją z wypiekami na twarzy.

Zresztą właśnie z powodu tego zastrzyku emocji serialowi tak wiele się wybacza.

Powiedzmy to sobie wprost – „Dom z papieru” ma swoje wady. Jednymi z dwóch głównych są: a) naciąganie mechanizmów świata rzeczywistego do potrzeb serialu, mimo że ten osadzony jest w naszej codzienności; b) luki fabularne, pewne nieścisłości. Te jednak giną gdzieś w toku śledztwa, napadu, czyli – mówiąc krótko – jazdy bez trzymanki, która okazuje się ważniejsza niż zastanawianie się, jak to możliwe, że jedna postać nie słyszy dwóch innych, znajdując się niecały metr od nich.

dom z papieru 3 class="wp-image-303016"

Niedociągnięcia wynagradzają też bohaterowie.

Profesor, Tokio, Denver, Nairobi, Berlin i cała reszta nie pozostawiają widza obojętnym. Nawet jeśli ktoś nas denerwuje (prędzej zakładnicy niż włamywacze), to i tak kibicujemy całej grupie i chcemy, żeby skok się udał. Przejmujemy się ich losem, zastanawiamy się, jak potoczy się ich prywatne życie, jak odmieni je znajomość z Profesorem.

Po sukcesie dwóch pierwszych części „La Casa de Papel” Netflix postanowił nie tylko dystrybuować serial, ale też dać twórczy dom jego autorowi i mieć pieczę nad powstaniem kolejnego sezonu.

Trudno się dziwić, że włodarze serwisu VOD podjęli właśnie taką decyzję – świat oszalał na punkcie „Domu z papieru”, a platforma wyraźnie coraz śmielej radziła sobie na hiszpańskim rynku, inwestując pieniądze w nowe tytuły, sezony i twórców. Przed Aleksem Piną, twórcą serialu, powstało trudne zadanie. Jak sprzedać na nowo tę opowieść, która – przyznajmy to – została zamknięta, nawet jeśli nie wszystkich usatysfakcjonowało takie zakończenie? Oczywiście, można się sprzeczać o to, czy dalszy ciąg jest możliwy, konieczny, czy ma sens. Możliwy? Tak. Konieczny? Nie.

dom z papieru 3 class="wp-image-303013"

A czy ma sens? Tego jeszcze nie jestem pewna.

Trzeba sobie powiedzieć od razu, że gdybyśmy najpierw dostali 3. część „Domu z papieru”, zamiast 1. – abstrahując trochę od samego zawiązania fabuły; ostatecznie, gdyby trochę inaczej rozłożyć akcenty, to i 3. seria mogłaby rozpoczynać całą historię – to serial nie zdobyłby tak szerokiej publiki i nie wywołał takiego pozytywnego zamieszania. W nowej odsłonie „Domu z papieru” wszystkie wspomniane braki i wady są jeszcze wyraźniejsze niż w dwóch pierwszych częściach, trudniej je ukryć. Dlaczego? Powodów jest parę: po pierwsze, minęła trochę fascynacja świeżością i tzw. efekt wow. Po drugie, zbiegi okoliczności, luki fabularne są zwielokrotnione tylko po to, aby pchać akcję do przodu – ma się dziać! I dzieje się, choć – paradoksalnie, bo Pina postanowił uderzyć jeszcze szerzej i mocniej – jest jednak mniej ekscytująco.

W 3. sezonie, oprócz wielu znanych twarzy, pojawia się parę nowych bohaterów. Oni też – przynajmniej mogę tak stwierdzić po trzech odcinkach, które widziałam – nie są tak doskonali jak gang z „jedynki” i „dwójki”. Na szczęście nie ze wszystkimi, jak pierwotnie mogło nam się wydawać, rozstajemy się po 2. części.

dom z papieru class="wp-image-303010"

Kiedy podczas krótkiego wywiadu zapytałam odtwórców ról Profesora i Tokio, zaraz po ogłoszeniu produkcji 3. sezonu „La Casa De Papel”, o fabułę kontynuacji serialu, nie potrafili odpowiedzieć, czy czeka nas nowy napad, czy po prostu będziemy oglądać, jak bohaterowie próbują uciec przed światem i cieszyć się swoimi pieniędzmi. Teraz znamy już na to pytanie odpowiedź. Twórcy 3. sezonu postanowili zawrzeć obie możliwości w nowej serii – z jednej strony, mamy przedstawione dalsze losy postaci, które żyją na całym globie, a z drugiej strony, nasi ulubieńcy cały czas uciekają przed wymiarem sprawiedliwości. I ta ucieczka, a jakżeby inaczej, prowadzi ich do nowego napadu.

Brzmi absurdalnie? Trochę, ale to w końcu „Dom z papieru”.

Moim największym zarzutem w stosunku do 3. części jest fakt, że nowe wyzwanie naszej ekipie tak łatwo przychodzi. Bez zastanowienia, bez właściwie większych konfliktów mających wpływ na całą grupę, przyjmują oni za oczywiste, że muszą wszyscy się spotkać, odbić z rąk policji swojego dawnego kompana i zrobić to spektakularnie jak nigdy dotąd – obrabować miejsce, którego ponoć nie da się okraść. Rozumiem, że to wszystko jest konieczne, żeby w ogóle nakręcić serial i poniekąd rozumiem, że kolejną część trzeba zrobić z większym rozmachem, ale wiarygodność postaci traci na tym sporo. Po tym wszystkim, co przeszli, po tych napięciach, niesnaskach, jakoś nie potrafię uwierzyć w to, że tak łatwo, bez oporów i dramatów ryzykują swoje własne bezpieczeństwo, przyszłość, by płacić za cudzą głupotę.

Jeśli jednak przejdziemy do porządku dziennego nad faktem, że tak po prostu musiało być – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – to nagle czujemy, że wróciliśmy na stare śmiecie.

Może jest nieco gorzej, może wcześniej było lepiej, ale nowy „Dom z papieru” zachował jakąś magię oryginału – to dalej chce się oglądać. Z sympatii do tego tytułu widz potrafi mu wybaczyć wiele. Jestem przekonana, że o wiele więcej niż innym produkcjom. Trudno właściwie wytłumaczyć, dlaczego tak jest. Może to urok Profesora, może to niebezpieczne spojrzenie Tokio, a może obietnica przygody, w której w pewnym sensie sami chcielibyśmy uczestniczyć. Zapewne każdy ma swój własny powód.

REKLAMA

3. sezon „Domu z papieru” się broni, ale tylko pod pewnymi warunkami. Jeśli dacie się porwać nowej historii i odrzucicie część (zasadnych) pytań, będziecie się dobrze bawić. Jeżeli zaś chcecie analizować poszczególne wydarzenia, od razu sobie odpuście. Na rowerze się po prostu jedzie i pedałuje, a nie zastanawia ciągle jak ułożyć stopę. I tak jest z tym serialem.

Serial „Dom z papieru 3” możecie już teraz obejrzeć w serwisie Netflix. Na platformę trafiło osiem nowych odcinków produkcji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA