REKLAMA

Ten Typ Mes debiutuje jako powieściopisarz. Sprawdzamy książkę „Dwa psy przeżyły”

Dziś premiera debiutu literackiego Piotra Szmidta, znanego szerzej jako Ten Typ Mes. Jak w nowej roli sprawdza się raper?

dwa psy przeżyły ten typ mes
REKLAMA
REKLAMA

W tekście piosenki promującej swój powieściowy debiut, Piotr Szmidt wyjaśnia, że to nie jest historia o nim. Fikcyjny Walter ma jednak kilka stycznych z życiorysem rapera, choćby rozwiedzionych rodziców czy fakt, że pracuje w branży muzycznej. Jednak rys autobiograficzny jest tu znikomy, natomiast fabuła potrafi całkiem skuteczne wciągnąć.

Piotr Szmidt, znany też jako Ten Typ Mes, warszawski raper, współżałożyciel wytwórni Alkopoligamia, od lat udowadnia w swoich tekstach, że potrafi celnie punktować rzeczywistość, a sarkazm to jego drugi język, natomiast w swoich felietonach wbijać szpilę tam, gdzie się należy. Te wszystkie skille przelewa na papier w swojej debiutanckiej powieści „Dwa psy przeżyły”, dorzucając do tego historię, która mierzy się ze stanem naszej rzeczywistości. Tej rządzonej przez lajki i zasięgi.

Cięty języka Szmidta świetnie sprawdza się w dość krótkiej formie – „Dwa psy przeżyły” nie jest opasłym tomiszczem, to całkiem krótka powieść, uformowana w dużej mierze w rozległy list pożegnalny wspomnianego Waltera, który chce popełnić samobójstwo. Autor na kilkuset stronach nie tyle wyjaśnia przyczyny podjęcia takiej a nie innej decyzji, co opisuje dwa ważne wydarzenia ze swojego życia, które doprowadziły go do miejsca, w którym właśnie jest. Walter bowiem zamordował dwie osoby. Po drodze nie skąpi czytelnikom dygresji, pobocznych krótszych historii, wyjaśnia trochę, kim jest, czym się zajmuje, choć nie robi tego w sposób kompletny. Mówi o swoim wychowaniu, dużo miejsca i czułości poświęca matce. Nie zagłębia się aż nadto w swoje uczucia. Dostajemy od niego jedynie skrawki jego własnego origin story.

Wiemy, że bardzo boli go głupota i bezmyślność innych.

Walter funkcjonuje w świecie owładniętym social mediami, jednak nie do końca czuje do niego przynależność. Nie godzi się na wycenianie wartości na podstawie zasięgów, zaś sztuczne kreowanie celebrytów, albo inaczej, influencerów, jest dla niego przejawem intelektualnego lenistwa. Jego frustracja sięga niebezpiecznie wysokiego poziomu, gdy na jego drodze pojawia się nowa gwiazda social mediów – influencerka, która zasłynęła tym, że... masturbowała swojego przygarniętego ze schroniska psa.

REKLAMA


Szmidt nie próbuje umoralniać czytelnika, jednoznacznie potępiając wspomniany influencerski świat czy inne zjawiska współczesności, z którymi mu nie po drodze. Można powiedzieć, że jego bohater jest trochę niedzisiejszy, jednak jego poglądy czy zachowania nie czynią go lepszym od reszty. Przecież i on ma swoje za kołnierzem.

„Dwa psy przeżyły” to po trosze kryminał, po trosze zaś krótkie studium naszych czasów, biorące pod lupę co prawda ich drobny, acz ważny wycinek. I efekt pewnej tęsknoty za światem, którego już nie ma. Walter niczym bohater „Małej Apokalipsy”, wspomnianego zresztą przez Szmidta Tadeusza Konwickiego, przemierza centrum Warszawy z poczuciem determinacji, ale i pewnej tęsknoty. Wie, że podjęta przez niego decyzja jest nieodwołalna.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA