Odszedł Edmund Niziurski, autor "Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa"
Można śmiało powiedzieć, że na jego książkach wychowały się trzy pokolenia Polaków. Obok Zbigniewa Nienackiego najpopularniejszy autor powieści młodzieżowej w PRL. I w przeciwieństwie do Pana Samochodzika - faworyt tej bardziej "łobuzerskiej" części widowni.

Gdyby z moich książek usunąć humor, to wiele rzeczy w nich byłoby po prostu nie do przyjęcia. Jeśli bohatera, który robi coś złego, nie pokazałbym później w innej sytuacji, gdy jest śmieszny i ma swoje słabostki, to byłby odrażający
Niziurski eksperymentował z beletrystyką dla dojrzałego czytelnika, lecz to powieść młodzieżowa stała się jego znakiem rozpoznawczym. Gdy Adam Bahdaj wysyłał chłopaków z podwórek na boiska czy na wakacje (nawet z duchami), tak Niziurski wkopywał ich w poszukiwania pewnego pechowca czy obrzędy górnośląskich wolnomularzy z podstawówki.
Nigdy nie musiałem prześwietlać życiorysów dokoptowanych do rodzinnego mieszkania sublokatorów, ani kupować w ciemnym korytarzu SPONMOM (Sposobu Na Małpę Od Matmy). Ubogie doświadczenia z wczesnej młodości substytuował Edmund Niziurski, wikłając bohaterów swoich powieści w niecodzienne przygody okraszone absurdalnym humorem. I choć zawsze wolałem bardziej oldskulowego Kornela Makuszyńskiego, tak do dziś nie zapomnę szoku, jaki sprawiły mi karty "Siódmego wtajemniczenia". Począwszy od kuriozalnych nazwisk i przydomków, po szkatułkową budowę, trudną do ogarnięcia z marszu.
Niziurski pozostawił po sobie kilkadziesiąt powieści i opowiadań, i rzesze oddanych czytelników. Miał 88 lat.