Upewnijcie się, że siedzicie wygodnie i nie spadniecie. Odpowiedź na pytanie, dlaczego w filmie „Fantastyczna Czwórka” nie pojawiły się widowiskowe sceny ze zwiastunów, jest tak samo dobra, jak kinowe przedsięwzięcie Foksa.
Wiemy już, że „Fantastyczna Czwórka” jest złym, rozczarowującym filmem. Wciąż jednak nie wiemy, dlaczego. Na linii Fox – Josh Trank doszło do potężnego tarcia, ale żadna ze stron nie zdradziła o co właściwie poszło i jak wpłynęło to na proces produkcyjny. Owocem konfliktu stał się film tak niespójny i źle pocięty, że powinien być wyświetlany podczas zajęć na każdej filmówce.
Doniesienia od osób współpracujących przy „Fantastycznej Czwórce” zaczynają wychodzić na światło dzienne.
Wszystkie plotki przechodzą weryfikację przez redakcję Entertainment Weekly – oznacza to, że można je uznać za wiarygodne. Dzięki EW wiemy na przykład, że na planie filmowym doszło do przepychanek słownych między odtwórcą głównej roli Milesem Tellerem oraz wybuchowym reżyserem Joshem Trankiem. To nic z porównaniu z powodem, dla którego efektowne sceny ze zwiastunów nie pojawiły się w ostatecznej wersji filmu „Fantastyczna Czwórka”.
Oglądając powyższe materiały widzimy moment, w którym kamienny olbrzym jest zrzucany z pokładu samolotu niczym bomba. Chwilę potem potężny Ben, jeden z głównych bohaterów i członek Fantastycznej Czwórki, wytrzymuje ostrzał z karabinów maszynowych, na tle nocnego nieba i jęzorów ognia. Wszystko wygląda naprawdę nieźle i może zachęcać do wizyty w kinie. Problem polega na tym, że nic takiego nie znalazło się w samym filmie.
Entertainment Weekly dotarło do opisu najbardziej efektownej sceny w filmie „fantastyczna Czwórka”.
Akcja ma miejsce po zdobyciu mocy przez głównych bohaterów. Po ucieczce Reeda Richardsa z zamkniętej placówki badawczej, pozostała trójka świeżo upieczonych herosów pracuje dla amerykańskiego rządu. Ten upodobał sobie zwłaszcza Bena, ze względu na jego imponujące możliwości bojowe. Ben spadający z pokładu latającej maszyny to właśnie fragment jednej z wielu misji pod auspicjami USA, realizowanej na terenie Czeczenii.
Po zetknięciu Bena z ziemią powstaje olbrzymi wybuch. Zdezorientowani terroryści rozpoczynają ostrzał golema, który nic sobie nie robi z pocisków. Bohater „Fantastycznej Czwórki” eliminuje kolejne jednostki piechoty oraz opancerzone pojazdy, zmuszając pozostałych bojowników do ucieczki. Gdy ci biorą nogi za pas, z cienia wyłaniają się jednostki Navy SEALS i eliminują pozostałych terrorystów.
Porównując ten opis do jedynej walki w finalnej „Fantastycznej Czwórce”, został wycięty najlepszy fragment filmu. Dlaczego?
Okazuje się, że nakręcona w sporej części sekwencja została użyta w materiałach reklamowych, ale nie udało się jej skończyć. Powodem był kurek z pieniędzmi, który został przykręcony przez Foksa. Na skutek działań wytwórni reżyser został zmuszony do wycięcia sceny z terrorystami, pomimo jej obecności na pierwszych reklamach. Najlepsze jednak dopiero przed nami.
Gdy film był już niemal złożony, dopiero wtedy przedstawiciele Foksa zdali sobie sprawę, że jest w nim zdecydowanie za mało akcji. Nie dziwię się temu – zarówno ostateczna walka, jak i obecność „tego złego”, pasuje w filmie jak pięść do nosa. Wytwórnia musiała coś zrobić, w dodatku musiała zrobić to szybko. Jako, że ich „Fantastyczna Czwórka” już wcześniej zamieniła się w festiwal dokręcanych ujęć pożerających budżet, dlaczego by nie dokręcić i tej sceny?
Fox nie dał jednak dokończyć Trankowi tego, co reżyser sam rozpoczął. Zamiast tego w teren zostali wysłani inni pracownicy, którzy przywieźli ze sobą materiał stylizowany na nakręcony „z ręki”. Ten nijak nie pasował do tego, co już znajdowało się na dyskach twardych Foksa. Nie dość, że wytwórnia zmarnowała dodatkowe środki na kolejne dokrętki, to ostatecznie scena i tak nie znalazła się w filmie.
Wszystko to brzmi jak jedno, wielkie partactwo. Kto wie, może gdyby dać Joshowi Trankowi całkowicie wolną rękę, „Fantastyczna Czwórka” naprawdę nie byłaby taka zła?