REKLAMA

„Fight Club 2” nie powtórzy sukcesu książki. Jest zbyt przewidywalny – recenzja sPlay

Nareszcie. Pierwszy zeszyt „Fight Club 2” w końcu wpadł w moje ręce. Ilustrowana opowieść Palahniuka to jeden z najważniejszych komiksów 2015 roku. Niestety, na sukces pokroju książki czy filmu nie ma co liczyć.

„Fight Club 2” nie powtórzy sukcesu książki - recenzja sPlay
REKLAMA

- Co, Fight Club 2 jest marnym komiksem?!” – jestem przekonany, że miłośnicy produkcji z Bradem Pittem oraz Edwardem Nortonem mogą pomyśleć właśnie w ten sposób. Mimo tego zaręczam – ilustrowana opowieść została napisana przez tego samego autora, który dał światu pierwszego, książkowego „Fight Cluba”. To poważna historia, dojrzała i brutalna. Tyle tylko, że zapisana ilustracjami.

REKLAMA

„Fight Club 2” rozpoczyna się w 9 lat po zakończeniu akcji z książki.

Główny bohater jest teraz Sebastianem. Tak mówi na siebie osoba, która codziennie bierze leki, aby poradzić sobie z zaburzeniami osobowości. Protagonista odrzucił wszystkie możliwości, jakie przed nim stały, zamieniając się w nudnego, szarego, przeciętnego obywatela. Stabilnego, bez żadnych pozostałości po Tylerze Durdenie. Tak nijaki, że aż przezroczysty. Szybko odkrywamy, że Sebastian związał się z Marlą. Para doczekała się nawet dziecka. Normalne, nijakie, rodzinne życie.

fight club 2 3

Po 9 latach Marla ma dosyć. Kobieta zdaje sobie sprawę, że nie kocha Sebastiana. Ich małżeństwo sypie się w gruzy. Małżonka tęskni za Durdenem. Tęskni za tym Sebastianem, który był chory, nieobliczalny, charyzmatyczny, dziki i niebezpieczny. Ich związek wyjaławia się z każdym dniem. Kobieta postanawia coś z tym zrobić. Nawet, jeżeli miałoby to się odbić na psychicznym zdrowiu swojego partnera.

Jestem rozczarowany tym, co Palahniuk zrobił z Marlą w „Fight Club 2”.

Zaletą książki, którą udało się odtworzyć w filmie, były wielowymiarowe postacie. Nigdy nie wiedzieliśmy do końca, czego się po nich spodziewać. W ilustrowanej opowieści jest nieco inaczej. Marla została sprowadzona do roli tej złej, tej uciśnionej. Samolubnej i rozczarowanej kobiety, pełniącej rolę kusicielki i niszczycielki. Przyznam, że spodziewałem się po autorze scenariusza czegoś więcej.

To samo tyczy się „nieobecnego” Durdena. W filmie oraz książce persona była niewiadomą. Postać przykuwała do kart książki oraz ekranu telewizora. W „Fight Club 2” tego nie ma. Ot – Sebastian jest dobry. Tyler zły. Czarno – białe kreacje wydają się być zupełnie nie ma miejscu, biorąc pod uwagę wcześniejszą odsłonę. To wręcz zbyt proste i zbyt banalne, jak na Palahniuka. Mam nadzieję, że w następnych zeszytach będę znacznie bardziej zaskoczony.

Złego słowa nie mogę za to napisać o przejściu z książkowego do komiksowego formatu.

Przeprowadzka udała się zaskakująco dobrze. Mocne, charakterystyczne, zapadające w pamięć dialogi Palahniuka doskonale współgrają z rysunkami Camerona Stewarta. Chociaż kreska nie powaliła mnie na kolana, „Fight Club 2” bez dwóch zdań jest miłe dla oka. Zwłaszcza ta kapitalna okładka.

fight club 2 1

To jednak za mało. Zdecydowanie za mało. Na ten moment „Fight Club 2” to zupełnie nie ten format, nie ten kaliber co bestsellerowa książka. Co dopiero porównywać kontynuację do niesamowicie popularnego filmu z Pitem oraz Nortonem. Komiks na pewno jest obowiązkową pozycją dla wszystkich fanów oryginału. Jeżeli chcecie się dowiedzieć, co stało się dalej, nie będziecie zawiedzeni.

REKLAMA

Wszyscy inni, którzy po prostu oglądali film, mogą sobie „Fight Club 2” odpuścić. Kontynuacja sprawia wrażenie ciekawej, ale w gruncie rzeczy niepotrzebnej. To póki co bardziej dodatek, niżeli dzieło, które broni się samo.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA