REKLAMA

Film - Nagi Instynkt

Kiedy myślimy o Sharon Stone, to najpierw kojarzy się nam z filmem "Nagi Instynkt". I pomimo że aktorka zagrała wcześniej w "Kopalniach Króla Salomona" z Chamberlainem, "Nico" z Seagalem czy w "Pamięci Absolutnej" ze Schwarzeneggerem, to właśnie dzięki "Nagiemu Instynktowi" zdobyła największą popularność. Ten hollywoodzki kryminał trafiał na listy kultowych oraz najbardziej kontrowersyjnych (jak na tamte czasy) produkcji amerykańskich, a postać Catherine Tramell przeszła do historii światowej kinematografii. Czy słusznie?

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Znany muzyk rockowy zostaje brutalnie zamordowany w swojej rezydencji. Śledztwo wykazuje, iż mordercą była kobieta, która w trakcie stosunku seksualnego zadała artyście serię głębokich pchnięć szpikulcem do lodu. Sprawą zajmuje się detektyw Nick Curran, a główną podejrzaną jest Catherine Tramell, pisarka powieści kryminalnych. Okazuje się, że kobieta spotykała się z ofiarą, a w swojej ostatniej książce opisała zbrodnię dokonaną na muzyku rockowym, idealnie pasującą do realnej zbrodni. Catherine jednak nie przyznaje się do winy i aby odwrócić uwagę policji uwodzi Nicka. Później, detektyw dowiaduje się, że jej najnowsza książka opowiadać będzie o "policjancie, który zakochuje się w podejrzanej i ginie."

REKLAMA

"Nagi Instynkt" to film należący do gatunku thrillera erotycznego. Oprócz typowego hollywoodzkiego śledztwa, obraz ma potęgować napięcie poprzez akty seksualne. Ta sztuka udała się Paulowi Verhoevenowi. Oferuje nam to już przy pierwszych minutach filmu, kiedy niezidentyfikowana blondynka w punkcie kulminacyjnym stosunku sięga po szpikulec do lodu i bez skrupułów zabija muzyka. Ta niewiedza na temat zabójcy służy w dalszym budowaniu suspensu. Catherine, jako główna podejrzana, spotyka się z detektywem Curranem, a oko kamery wychwytuje przeróżne dwuznaczności. A to nagle ujęcie skupione jest na pełnym wdzięku odłupywaniu kawałków lodu lub efektowne zbliżenia na styl aktu łudząco podobny do początkowej sceny. Wszystko to wywołuje niekontrolowaną obsesję nie tylko u głównego bohatera, ale również u widza. Verhoeven manipuluje nami tak samo, jak Catherine Nickiem - prowadzi nas na manowce, podkłada fałszywe tropy i wywołuje zmieszanie.

Cała intryga skonstruowana została w mistrzowski sposób. Za każdym razem, gdy tropy jednoznacznie wskazują na główną bohaterkę, to w efekcie pozostajemy z uczuciem niepewności. Widz nie jest przekonany do winy, gdyż sugerują je jedynie domysły śledczych, ale z drugiej strony tkwi ta pewność, że Catherine jest odpowiedzialna za to morderstwo. Nagą prawdę odkrywamy w zakończeniu, rozwiązującym zagadkę, chociaż całkiem ostateczne minuty ponownie pozostawiają nas zmieszanymi.

Sharon Stone podczas kręcenia jednej ze scen załamała się psychicznie i potrzebowała pomocy psychiatry. Patrząc na film dzisiaj, taka reakcja może być traktowana jako niezbyt wiarygodna. "Nagi Instynkt" jest obrazem pełnym zmysłowości nie tylko w sferze fizycznej, ale również konwersacyjnej. "Sex talk" Catherine jest przepełniony mnóstwem niedomówień, atrakcyjności, czego nie można powiedzieć o kontynuacji. Pierwsza część rozwija wyobraźnię i kształtuje dowolny obraz w umyśle widza. Natomiast "Nagi Instynkt 2" emanuje dosłownością, brutalnością słowa i staje się zbiorową orgią, która na tle przekombinowanej fabuły przysparza o ból głowy.

REKLAMA

Sukces pierwszej części, a porażka drugiej może również wynikać z tego, że oryginał trzymał się bardziej charakterystycznego kryminału, a sequel błądzi gdzieś między psychologicznym thrillerem wśród wyidealizowanych londyńskich uliczek. Tam uwagę przykuwał jedynie dość ciekawie zrealizowany obraz miasta, a we wcześniejszej produkcji wszystkie elementy naraz. Co więcej, nie odczuwa się, że fabuła jest naciągana i cały klimat brudów amerykańskich bardziej przekonuje niż Anglia szklanych biurowców.

Sama Sharon, po niepowodzeniu "Nagiego Instynktu 2", nie myśli o produkcji następnej części. Wszystko dowodzi temu, że niektóre pomysły nie sprawdzają się po upływie kilkunastu lat. Dlatego czasami nie wypada ruszać klasyka gatunku, gdyż może się to skończyć, tak jak w tym przypadku, zgarnięciem czterech Złotych Malin. Lepiej z powrotem zajrzeć do oryginału, który może stracił już na świeżości, ale nadal kusi nieprzeciętną intrygą kryminalną.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA