REKLAMA

Flyboys - Bohaterska Eskadra

Ile razy widzę na początku filmu napis, głoszący o oparciu tegoż na prawdziwych faktach, zaczynam zastanawiać się, która maleńka część wydarzyła się naprawdę, a gdzie zaczyna się granica z czasami bardzo wybujałą fantazją scenarzystów. W wypadku Flyboys miałem wrażenie, że tylko realia i przedstawione samoloty zahaczają w jakimś stopniu o rzeczywistość, a cała reszta jest tak banalna, że życie takiej historii napisać po prostu by nie mogło.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Wydarzenia, które obserwujemy rozpoczynają się podczas pierwszej wojny światowej na krótko przed przyłączeniem się Stanów Zjednoczonych do siejących spustoszenie działań militarnych. Poznajemy kilku młodych ludzi, którzy kierowani różnymi powodami decydują się na wstąpienie do popularnej francuskiej eskadry i podjęcie prób pilotażu jednymi z pierwszych wyprodukowanych tam myśliwców. Główny bohater, Blaine Rawlings, nie ma gdzie się udać, gdy bank przejmuje jego rodzinne ranczo, kolejny członek dziarskiej załogi - Beagle pilnie wyjeżdża z kraju, bo dokonał napadu na bank używając zabawkowego pistoletu, inny zaś decyduje się na lotnictwo, żeby odpocząć od boksu. Generalnie nie liczy się powód, bo opowiadane tu historie są niezbyt ciekawe - grunt, że paczka zebrała się do kupy, jest zadowolona i uczy się latać. Oczywiście prawie żaden z nich słowa nigdy po francusku nie powiedział, więc gdzieniegdzie z filmu wojennego robi się komedia (w sumie to nie uznałbym w pełni Flyboys za film wojenny). Sielanka jest wręcz niesamowita, wszystko jest po prostu naiwnie miłe i przyjemne. Chłopaki uczą się latać, mają wiecznie banany na twarzach, jakby zapomnieli, że nie szkolą się do popisów kaskaderskich, tylko do wykonywania misji bojowych. No dajcie spokój, zatracili świadomość o tym, co się dzieje na świecie, czy co?

REKLAMA

Żeby nie było cały czas zbyt wesoło, po kolejnych lotach zaczynają ginąć coraz to nowi piloci, a akcja nabiera dramatyzmu. Wedle ówczesnych przekonań, przeciętny "podniebny rycerz" żyje około trzech do sześciu tygodni, więc nadzieje na udany powrót z misji zbyt wielkie nie są. Oczywiście jasne i logiczne jest, że główny bohater w jakich opałach by nie był, to wyjść z nich musi.

Tak samo jest to pewne jak fakt, że bez wątku romantycznego obejść się nie może, więc po otrzymaniu stosunkowo niewielkiej rany w nogę dzielnego gościa opatruje piękna dziewczyna, w której ten od razu się zakochuje i robi wszystko, żeby tylko się z nią spotykać. Ta nieco się boi, bo wie, że jej ukochany któregoś razu do domu na obiad może nie wrócić, a w niepewny związek wdawać się nie chce - generalnie dużo zbędnego smęcenia i wciskania na siłę niepotrzebnych wątków. Zamiast ukazywania tragicznej miłości można było bardziej skupić się np. na dość ciekawym życiu żołnierzy poza kokpitami swoich maszyn.

REKLAMA

Żeby nie było, że ciągle psioczę - oprócz tego, że sama konstrukcja fabuły, zwroty akcji i przedstawienie oddziału nadaje się bardziej dla małych dziewczynek, niż dla ludzi pragnących obejrzeć dobry film wojenny, jest tutaj parę pozytywnych elementów. Na pewno nie zawiodą się fani wszechobecnych efektów specjalnych - non stop coś wybucha. Gdy tylko następują drobne przerwy między sielanką i ogólnym spokojem, to wróg pruje seriami do czego tylko się da, maszyny efektownie wzbijają się w powietrze i jeszcze bardziej widowiskowo roztrzaskują się o ziemię. Co by o jakości fabuły w filmie nie mówić, jest on na pewno ucztą dla oczu. Dźwięk już natomiast tak nie zachwyca, wszelkie efekty są poprawnie wykonane, ale muzyka czasami wg mnie nie pasuje do końca do tego, co dzieje się na ekranie. Mogło być dużo lepiej, ale w sumie nie jest źle.

Gdyby tak streścić jednym krótkim zdaniem moją opinię o tym filmie, pewnie brzmiałaby ona tak: doskonała produkcja dla małych dziewczynek do obejrzenia wieczorem przy misce popcornu. Nie potrafię znaleźć we Flyboys żadnych aspektów, które sprawiłyby, że mógłbym traktować ten film w kategorii, która jest mu oficjalnie przypisywana, czyli dramat wojenny. Niby ludzie giną, niby jest napięcie przy potyczkach, ale czegoś tu jednak brakuje - za dużo sielanki i przekłamań, a za mało akcji i konkretnych wydarzeń. Wszystkim, którzy rozważają obejrzenie Bohaterskiej Eskadry radzę jeszcze raz włączyć Pearl Harbor - w ten sposób lepiej wykorzystacie czas i przynajmniej się nie wynudzicie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA