REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Freddy Mercury: 15 lat później

Pamiętam ten dzień doskonale. 24 listopada 1991 r. jak zwykle rano stawiłem się do służby. Zwykle przychodziłem około godziny 7.00, by mieć komfort rozplanowania w miarę sensownego zajęć, co w wypadku służby w Policji rzeczą prostą nie jest. Odruchowo włączyłem radio ustawione w paśmie nadawania Programu III Polskiego radia, nastawiłem czajnik na wodę niezbędną do sporządzenia porannej kawy (fatalny nawyk, biorąc pod uwagę pijane przez siebie "siekiery") i zacząłem wyjmować z kasy pancernej teczki z prowadzonymi dochodzeniami. Rozboje, włamania, pobicia. Bezmiar ludzkiego nieszczęścia złożonego w moje ręce. Dokładnie o godzinie 7.30 prowadzący poranną audycję radiową spiker powiedział - "… dzisiaj Odszedł Wielki Człowiek i Muzyk - Freddie Mercury, frontman zespołu Queen. Gdziekolwiek teraz jesteś Freddie, My jesteśmy z Tobą …". Mój mały wewnętrzny świat w tym momencie zamknął swoje wrota. Schowałem akta, poszedłem do Szefa i nie wnikając w szczegóły uzyskałem dzień wolny od pracy w ramach zaległych kilkuletnich urlopów. Chciałem być Sam. Opuściłem Komisariat, kupiłem kilka butelek piwa, samochód zamknąłem w garażu i poszedłem nad przepływającą przez moje miasto rzekę Białą Przemszę. Siadłem na brzegu, otwarłem jedną z butelek, pociągnąłem potężnego hausta "browara" i zapadłem w zadumę. Gdziekolwiek jesteś Farrokh'u Bulsara, zwanym Freddie Mercury jedno jest pewne - ja jestem z Tobą!

11.03.2010
13:30
Rozrywka Blog
REKLAMA

Pierwszy raz usłyszałem Go w ciekawych i nie ukrywam przyjemnych okolicznościach. Był to rok 1975 i ja gościłem w mieszkaniu jednej z moich kolejnych, ale zawsze pierwszych Miłości, pod nieobecność rzecz jasna Jej rodziców. W trakcie chwil czułych, których opisu Wam oszczędzę Szanowni Czytelnicy uchem złowiłem dźwięki płynące z magnetofonu szpulowego ZK - 140 T, na ówczesne czasy szczytu techniki. Przerwałem gwałtownie zajęcia manualne i niemal frunąłem do sprzętu. Przewinąłem taśmę i nagranie odsłuchałem jeszcze raz. Oblubienica nie była w stanie mi powiedzieć, co to jest i Kto to nagrał, stwierdzając, że dostała taśmę od jednej z Koleżanek. Pożyczam taśmę i wpadnę pojutrze pod Twoją szkołę, hej! - Powiedziałem do zaskoczonej moim postępowaniem młodej niewiasty. Zabrałem taśmę i pocwałowałem do domu. Uparcie "przeczesując" audycje Radia Luksemburg w końcu ustaliłem, że nagranie, które powaliło mnie z nóg należy do zespołu Queen, a głos do jego solisty, zwanego później frontmanem Freddiego Mercury. Był to utwór Bohemian Rhapsody. Tak zaczęła się moja trwająca do dzisiaj fascynacja tym Wielkim Zjawiskiem, jakim jest bez wątpienia twórczość zespołu Freddiego i Queen.

REKLAMA

Zorientowaliście się zapewne, że opisywane zdarzenia miały miejsce wiele lat temu, gdy w naszym kraju panował ustrój powszechnej szczęśliwości społecznej, zwany socjalizmem. Czym był w istocie najlepiej zapytajcie swoich Rodziców, a ja jestem przekonany, że udzielą oni Wam wyczerpujących odpowiedzi. Dość powiedzieć, że nie było żadnych list przebojów, nowości muzycznych słuchało się głównie za pośrednictwem zagranicznych, głównie zachodnich stacji radiowych. Słuchanie tychże "umilane" było warkotem przypominającym rozklekotaną sieczkarnię "zagłuszarek", aby społeczeństwo jedynego słusznego ustroju zbyt wiele się nie dowiedziało. Aby móc słuchać tych audycji radiowych stosowało się różne "patenty", jak chociażby stare żelazko, zatopione w wiadrze z wodą i połączone miedzianym drutem z gniazdem antenowym! Trudne do uwierzenia? Dzisiaj pewnie tak, ale wierzcie mi - tylko tak można było słuchać "obcych" rozgłośni. Na naszym krajowym podwórku w ściśle racjonowanych ilościach można było słuchać w miarę "świeżych" nagrań dzięki ekipie Programu III Polskiego Radia, która na naszym przaśnym rynku była jako wyspa normalności w oceanie wszechwładnej głupoty i nonsensu. Nocami nagrywałem całe płyty prezentowane w audycji "Mini Max, czyli minimum słowa, maksimum muzyki" autorstwa Piotra Kaczkowskiego i Marka Gaszyńskiego, że o innych "Niepokornych" nie wspomnę. Pamiętam, jak przerywałem najbardziej czułe spotkania towarzyskie biegnąc do domu, bo o 23.05 (taka była pora emisji programu) miała być podana nowa porcja świetnej muzyki. Żona moja jest świadkiem tych przeszłych moich praktyk, kiedy to z wielkim trudem ustępowała pola możliwości wejścia w posiadania najnowszej płyty z repertuaru na przykład Black Sabbath. W czasie nagrywania płyty Jean Michell Jarre'a "Oxygene" w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku zastał mnie Stan Wojenny, wprowadzony przez ekipę Generała Wojciecha Jaruzelskiego. Równo z wybiciem północy zamilkły wszystkie polskie rozgłośnie radiowe, a rano …. Rano nie było już "Teleranka", tylko wszystko dookoła w zielonym kolorze mundurów wojskowych. Do dzisiaj jak relikwię przechowuję taśmę magnetofonową z przerwanym zapisem nagrania. Teraz także zbliża się okrągła rocznica tamtych wydarzeń, które stały się udziałem Mojego Pokolenia.

Wracam po tym krótkim wątku wspomnieniowym do Freddiego Mercury. Po "namierzeniu" autorów nagrania, zacząłem szukać wszelkich informacji o zespole i ich soliście, no i rzecz jasna nagrań. W czasie owym płyty, kochane "czarne winyle" kupowało się na różnych "szaberplacach", gdzie oferowano do sprzedaży przedmioty wg Władzy nieistniejące, jak wspomniane płyty, czy też spodnie dżinsowe marki "Wrangler", czy też "Rifle". Płaciło się przy okazji sprzedawcom dóbr pożądanych kwoty mogące przyprawić o zawrót głowy. Za kolejną płytę do zbiorów zespołu Queen pod tytułem "A day at the races" zapłaciłem niemal kwotę jednomiesięcznych poborów pracownika umysłowego! A dalej było jeszcze gorzej. Z przyczyn obiektywnych zakup kompilacji teledysków nie wchodził w ogóle w grę. Skoro już wspomniałem i wideoklipach, nie wiem, czy jest Wam znany fakt, że pierwszy "rasowy" teledysk stworzył właśnie Queen do nagrania, które tak mnie zafascynowało, czyli Bohemian Rhapsody. Wiele lat po stworzeniu tego dzieła wszedłem w jego posiadanie w epoce VHS i pierwszych magnetowidów. Każde kolejne wydanie płyty było dla mnie Wydarzeniem, skutkującym poszukiwaniami niemal na terenie całego kraju krążka i płaceniu za niego słono. "Allegro" także wtedy nie istniało. Bezspornie jest faktem, że Queen bez Freddiego Mercury nie osiągnąłby nigdy sukcesu w takiej skali, jaka stała się jego udziałem.

Niezrównana, nieporównywalna z nikim barwa i możliwości głosowe Freddiego Mercury, jego wielki potencjał twórczy, wszak był on wszechstronnie utalentowany usytuowały go na szczycie twórców rocka. Nie tylko tworzył muzykę i teksty dla zespołu, ale także oprawę wizualną koncertów, które w owym czasie były wielkimi nowatorskimi show. Do tego dochodziła reżyseria i cały proces koncepcyjny przy nagrywaniu teledysków i wiele, wiele innych działań związanych z działalnością muzyczną. Człowiek - Orkiestra w czystym rozumieniu tego słowa. Nie jestem w stanie nawet w ułamku wymienić wszystkich utworów, które przeszły do historii rocka, jest to po prostu niemożliwe. Sam Freddie i Queen są Historią. Dla porządku dodam jeszcze, że w twórczości znalazły się także okazjonalne projekty muzyczne, jak chociażby niezapomniana Barcelona - hymn stworzony na potrzeby Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie, zaśpiewany wspólnie z wielką divą operową Montserrat Caballe. Niewątpliwie talenty Freddiego zostały pogłębione i "oszlifowane" w trakcie studiów w londyńskiej Ealing College of Art, którą ukończył jako grafik i projektant. Rys ten widać w niemal każdej oprawie wizualnej działającego zespołu Queen. Nic, więc dziwnego, że ekipa "Królowej" przez dwudziestolecie cały czas była na topie wydarzeń muzycznych, a i mnie towarzyszyła przez lata całe. Wielka różnorodność tworzonej muzyki przez Freddiego Mercury i członków zespołu Quenn w składzie: John Deacon - bas i klawisze, Brian May - gitara, klawisze i wokal, oraz Roger Taylor - perkusja, klawisze, wokal nie pozwala sklasyfikować ich w jednym gatunku muzyki. Oni wszyscy byli jedną wielką Muzyką. W ich twórczości znajdziecie niemal wszystkie gatunki, od rocka poprzez hard rock, glamour rock, rock progresywny do elementów muzyki klasycznej, orientalnej, czy wręcz folkowej. Wszystko co stworzyli charakteryzowało się perfekcyjnością w niespotykanej skali. Nic, więc dziwnego, że ich udziałem stały się Wszystkie nagrody rynku muzycznego włącznie z umieszczeniem zespołu w amerykańskim Rock and Roll Hall of Fame w roku 2001, a w roku 2004 w brytyjskim Hall of Fame i rzecz jasna uwielbienie fanów ich twórczości na całym świecie. Pobili wiele rekordów rynku muzycznego stając się czołowym zespołem, tuż obok The Beatles, czy Króla Elvisa Presleya. Czy coś można dodać? Pewnikiem wiele, a ja zainteresowanych twórczością Freddiego Mercury i Queen, dyskografią i wszystkim, co wokół tego Zjawiska się dzieje odsyłam do Wikipedii, z której korzystałem przy pisaniu tego tekstu, oraz zachęcam do poszukiwania wieści w bezmiarze Internetu.

Nigdy nie interesowałem się "maglem" towarzyszącym życiu wybitnych przedstawicieli świata Muzyki. Ploty, skandale, czy też inne "sensacje" rodem z prasy brukowej są mi obce. Wiedziałem, że w życiu pozaestradowym Freddie Mercury w żadnym wypadku nie nadawał się na postać umieszczaną w charakterze wzorca w salach katechetycznych. Niepohamowany temperament, przemieszany z geniuszem muzycznym i szaleństwem Człowieka, który wyszedł na szczyt Sławy musiał przełożyć się na życie nijak nieprzystające do powszechnie uznanych norm. Biseksualista, w końcowym okresie mocno skręcający w stronę homoseksualizmu, niestroniący od przypadkowych kontaktów na tej niwie, mający za nic konwenanse i zasady musiał w końcu paść ofiarą AIDS. I tak się stało. Czy to, kim był zupełnie prywatnie deprecjonuje jego osiągnięcia? Po stokroć NIE! Taki był Jego wybór i mnie nic do tego. "Dżuma XX wieku", jaką jest AIDS zabiła tego wielkiego Artystę i Muzyka, tworząc wyrwę w świecie współczesnej muzyki, której w stanie nie jest absolutnie NIKT zapełnić. Choroba wyniszczyła jego ciało do niewyobrażalnych granic, mam w zbiorach ostatnie teledyski przez Niego nagrane, na których widać, jak Freddie walczy z nadchodzącą Ostatecznością. Jedno, co jest w nich najważniejsze, to fakt, że to końca pozostał z Nim jego wspaniały, niepowtarzalny Głos - znak firmowy dziesięcioleci z zespołem Queen. Odszedł 24 listopada 1991 roku z tego jakże niedoskonałego świata pozostawiając miliony pogrążonych w rozpaczy wielbicieli swojego talentu. Tych wszystkich, którzy, podobnie jak ja będący za "Żelazną Kurtyną" byli zagorzałymi Fanami Wielkiego Freddiego i Queen i towarzyszyli mu wiernie przez lata twórczości, oraz tych, którzy miłością otoczyli Jego i Muzykę, a dołączyli do tego zacnego grona po jego Śmierci.

Głos jego towarzyszy mi niezmiennie do dzisiaj i tak będzie, aż po kres mojej drogi. Nie wiedząc nawet o tym, bo i skąd, Freddie Mercury spełnił przesłanki zawarte w powiedzeniu jedynego "Człowieka w Czerni", jakiego darzę uznaniem ks. prof. J. Tishnera - "… żyj tak, abyś na ziemi pozostawił ślad stóp swoich …". Jest oczywiste, że w wypadku Freddiego tak właśnie się stało! Minęło od tej pamiętnej dla mnie chwili piętnaście lat. Miną dalsze, mam nadzieję na ich wielość w towarzystwie Freddiego Mercury i Quenn. Co dalej, po …?

REKLAMA

The Show Must Go ON!

Ps. Tekst ten powstał z wewnętrznej potrzeby mojego serca, by oddać należny Szacunek Wielkiemu Artyście i jest to mój skromny Hołd, mający przypomnieć jego Osobę i dokonania, oraz przybliżyć Go kolejnemu młodemu Pokoleniu, gdyż uznałem to za słuszne i ze wszech miar uzasadnione. Nie miałem ambicji opisywania szczegółowo lat Jego kariery, zainteresowani sami samodzielnie, o ile będzie taka ich wola znajdą wszystko na ten temat. W trakcie pisania korzystałem m.in. z zasobów Wikipedii, źródła ze wszech miar pomocnego, co podkreślam z satysfakcją.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA