REKLAMA

Getting Things Done, czyli zbierz pochwałę na briefingu (oczywiście bez podwyżki)

"Papier idzie, potem wraca - oto biurokraty praca!" Albo: "częste mycie skraca życie". Eee... nie, to drugie nie. Wracając jednak do tego pierwszego, to przewalanie papierów z miejsca na miejsce na pewno rozwiązuje problem nadmiaru zadań do zrealizowania. Niestety, tylko na jakiś czas. W pewnym momencie na naszym biurku czy w skrzynce lądują zadania, których ponowne oddelegowanie może skończyć się wcieleniem wojskowej "fali" w warunkach biurowych. Metoda Getting Things Done ma być remedium na piętrzące się sprawy.

Getting Things Done, czyli zbierz pochwałę na briefingu (oczywiście bez podwyżki)
REKLAMA
REKLAMA

Gdy książka Davida Allena pojawiła się na rynku, z miejsca została okrzyknięta rewolucją w dziedzinie zarządzania zadaniami. W praktyce autor zastosował techniki odnoszące się do starej, ale zawsze słusznej zasady: "mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy". Na biurkach menedżerów i zwariowanych geeków zaczęły pojawiać się odpowiednio opisane tacki na dokumenty, a zwykły terminarz zastąpiła aplikacja z możliwością ustawiania priorytetów zadań.

Getting Things Done stało się kagańcem produktywności. Ciężko jest znaleźć dzisiaj narzędzie, które nie korzystałoby z zasad sformułowanych przez Allena. W moim odczuciu ta metoda na pewno świetnie sprawdza się w warunkach korporacyjnych, gdzie kolejne "taski" napływają w tempie cyferek na liczniku długu publicznego. Na codzienny użytek metoda może być zbyt rozbudowana. Takie antyki jak "tabelka Eisenhowera" czy zwykły notes i ołówek, zdolny sporządzić listę to-do, wystarczą do zmagań z rzeczywistością.

REKLAMA

Ebookpoint.pl zaproponował naukę bezstresowej produktywności za 14,90 - w formie e-booka i audiobooka. Za taką cenę warto się z tytułem zapoznać, a po lekturze zajrzeć na stronę wydawnictwa Onepress, gdzie znajdziecie darmowe (być może warte 15 tys. zł) szkolenia specjalnie dla polskich czytelników.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA