Serial GLOW doczekał się drugiej serii - od dziś nowe odcinki możemy obejrzeć w serwisie Netflix. Produkcja przepełniona jest świetną ejtisową muzyką, brokatem i poważnymi tematami, o których zawsze warto rozmawiać.
OCENA
Jeśli chcesz być szanowana, musisz być przydatna. Chyba, że jesteś białym facetem - wtedy wystarczy zaczekać na awans - mówi Liberty Belle, jedna z bohaterek serialu GLOW. Jak można było się spodziewać, druga seria podejmuje tematy dyskryminacji rasowej czy płciowej. Robi to w sposób rozważny i nienachalny.
Dla przypomnienia - GLOW (skrót od Gorgeous Ladies of Wrestling) opowiada o nowym programie lokalnej stacji telewizyjnej KD TV. Reżyserem show jest Sam Sylvia, zaś jego uczestniczkami wrestlerki. Wśród nich Ruth, która w Mieście Aniołów próbuje robić karierę jako aktorka. Są lata 80., a więc wszystko błyszczy, świeci się, zaś w tle słychać disco i funk.
Drugi sezon GLOW rozpoczyna się wraz ze startem pierwszej serii programu.
Dziewczęta są gotowe i podekscytowane, Sam Sylvia jak zwykle wredny dla wszystkich, natomiast Bash, producent serialu, próbuje za tym wszystkim nadążyć. Kolejne odcinki mijają, show rozkręca się na dobre, zawodniczki zyskują swoich fanów; po drodze co prawda pojawiają się mniejsze lub większe kłopoty, jednak wygląda na to, że GLOW ma się coraz lepiej.
W tym momencie nadchodzi załamanie - stacja decyduje się na przesunięcie pory emisji na zdecydowanie niekorzystny termin. Od tego momentu ekipa GLOW próbuje wyjść z sytuacji i walczy nie tylko o lepszą porę nadawania, ale w końcu też o być albo nie być programu.
W międzyczasie życie prywatne i uczuciowe bohaterów toczy się własnym torem. Reżyser Sylvia uczy się roli ojca nastolatki. W pewnym momencie przeżywa nawet swego rodzaju przemianę - jego zimne serce topnieje, cham i cynik zaczyna otwierać się na uczucia innych osób. Sytuacja oklepana i ckliwa, ale do tego scenariusza bardzo pasuje. Bo GLOW jest jak wrestling - przerysowany, wyolbrzymiony, kiczowaty, błyszczący i zabawny. A czasem także wzruszający.
Ciekawa byłam, jak twórcy w drugim sezonie poradzą sobie z uwierającymi nas aktualnie problemami - dyskryminacją płciową, rasizmem czy homofobią. Nie mogli uciec od nich, bowiem GLOW aż kipi od sekistowskich skojarzeń czy stereotypowego myślenia i szufladkowania ludzi. Jednym z mocno poruszających momentów drugiej serii jest scena, w której Królowa Zasiłków zostaje upokorzona na ringu. Oczywiście wszystko jest wyreżyserowane i dzieje się w ramach przedstawienia, ale w tym momencie w czarnoskórej kobiecie coś pęka.
W jednym z odcinków pojawia się nawet wątek wykorzystywania seksualnego kobiet w świecie showbiznesu.
Gdy jedna z uczestniczek opowiada koleżance o niemoralnej propozycji, złożonej przez pewnego ważnego człowieka, ta w niewybrednych słowach krytykuje jej zachowanie, które mogło zaszkodzić całemu programowi. Feminizm na swoje idee, a życie kompromisy - tłumaczy. Wtedy w obronie skrzywdzonej staje inny mężczyzna.
Twórcy zapewne celowo bawią się tymi stereotypami i złymi postawami, by jeszcze bardziej podkreślić ich negatywny wpływ na ludzi. I bardzo dobrze, bo to jeden z lepszych sposobów walki - wyśmianie wroga. A przynajmniej jeden z lepszych, którego użyć mogą twórcy serialu komediowego.