TVP „Gra na Maksa” z okazji Euro 2020. Nowy serial to festiwal seksizmu i żenujących stereotypów
To nie tak, że od serialu złożonego z kilkuminutowych odcinków i wyprodukowanego przez TVP specjalnie pod Euro 2020 oczekiwałem nie wiadomo czego. A jednak czuję się niebywale sfrustrowany, odkrywając, że kolejny twór polskiej telewizji publicznej, „Gra na Maksa”, musi bazować na tak przestarzałych, skrajnych i nudnych stereotypach. I wprawiać w tak ogromne zażenowanie.
Gdyby jeszcze twórcy zdecydowali się te stereotypy wyśmiać, pokazując, że nie warto traktować ich poważnie – w porządku. Niestety, „Gra na Maksa” to kolejny festiwal seksistowskiego humoru, tego z najniższej półki, co więcej: krzywdzącego zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn (bo ze wszystkich robiące idiotów). Nie żeby ktoś miał się czuć seansem tego serialu obrażony (chociaż mógłby, bo inteligencję widzów to bezczelnie obraża). Zastanawia tylko, ile wody w Wiśle musi jeszcze upłynąć, zanim publiczna telewizja w końcu nadgoni współczesność, przestanie się ośmieszać i zadba, by podobne rozrywkowe materiały nie bazowały wyłącznie na związanych z banalnym szufladkowaniem dowcipach sprzed lat? Od czasu nieszczęsnej „Trzeciej połowy” nie zmieniło się zupełnie nic.
Żeby nie być gołosłownym – przykłady. Jak możecie się domyślać, każdy dowcip oparty jest na tym, że gość nie myśli o niczym innym niż mistrzostwa, swoją dziewczynę traktuje bardzo protekcjonalnie, a ona jest właściwie kulą u jego nogi, uniemożliwiającą radosne ekscytowanie się piłką nożną. Widzicie swoje odbicie w postaci Ali, drogie panie? Ach, dodam jeszcze, że całość, zupełnie jak mecz, komentują ze studia przerzucający się sucharami Laskowski z Milą. W oficjalnym opisie TVP podkreśla, że „mimo ewidentnego nawiązania do piłki nożnej jest to przede wszystkim historia obyczajowa, nie tylko dla fanów futbolu”.
