Nowy rycerz w „Grze o tron” to dowód na to, że kobiety triumfują i rządzą niepodzielnie w 8. sezonie
Kobiety w „Grze o tron” od samego początku pełniły niezwykle ciekawą rolę, zwłaszcza w kontekście klasycznego fantasy. A od kilku sezonów ich rola jeszcze wzrasta. Najnowszy odcinek 8. sezonu, w którym dzielna Brienne z Tarthu w końcu doczekała się pasowania na rycerza, tylko to potwierdza.
Uwaga na spoilery!
Dawno, dawno temu we wcale nieodległej krainie uważano, że fantastyka to gatunek nieodpowiedni dla kobiet. W pierwszych opowieściach z tego gatunku rola bohaterek była ograniczona do skąpych kostiumów na okładkach lub złych demonów, które żerują na męskiej duszy. Od tego czasu minęło ponad sto lat, ale jeszcze jakiś czas temu wciąż niektórzy kręcili nosem na fantastykę pisaną i czytaną przez kobiety. Dzisiaj nie wydaje się to niczym niezwykłym, lecz nie powinniśmy zapominać o tamtych czasach. Dlatego nadal warto chwalić, gdy męski autor daje swoich kobiecym bohaterkom ciekawe motywacje i nieoczywiste role.
Prawdziwe mistrzostwo w tej kwestii osiągnął George R.R. Martin, a twórcy serialowej „Gry o tron” odrobili jego lekcję. Catelyn Stark, Cersei Lannister, Arya Stark, Daenerys Targaryen... Lista jest długa i nie kończy się wcale na głównych postaciach. Nawet znienawidzona przez wielu Sansa doczekała się z czasem swoistego odkupienia. Oczywiście, na ile pozytywna ewolucja wielu z wymienionych bohaterek została w odpowiedni sposób przedstawiona czy wytłumaczona, jest kwestią do dyskusji. Nie zmienia to jednak faktu, że kobiety pełnią bardzo ważną rolę w najnowszej historii Westeros.
Potwierdza to 8. sezon „Gry o tron”, w którym to kobiety dzielą i rządzą Westeros.
Daenerys Targaryen dowodzi największą armią w Siedmiu Królestwach, a jej pretensja do Żelaznego Tronu przerodziła się z dziecięcego marzenia w absolutnie realną możliwość. Naprzeciw niej stoi Cersei, która również podporządkowała sobie całą Królewską Przystań i zdobyła pod swoje rządy Złotą Kompanię. A rywalizujące ze sobą królowe to tylko wierzchołek góry lodowej. Sansa rządzi Winterfell silną ręką i jako jedyna zdaje się rozumieć, że interesy Targaryenów i Starków nieszczególnie łączą się w jakimkolwiek aspekcie poza pokonaniem Nocnego Króla. A młode z pozoru Arya i Lyanna Mormont usadzają i pouczają bez protestów starszych od siebie o kilkadziesiąt lat wojowników. Na samym końcu trzeba wspomnieć o Brienne z Tarthu, która nareszcie doczekała się pasowania na rycerza. Była to autentycznie wzruszająca scena, bo każdy fan serialu wie, jak dużo przeszła ta bohaterka i jak mocno zasłużyła na ten zaszczyt.
Mężczyźni z „Gry o tron” znajdują się gdzieś w tle i raczej nie mogą się pochwalić podobnymi sukcesami. O licznych porażkach Tyriona pisałem już przed tygodniem. Niewiele lepiej prezentują się jednak i inni doradcy Daenerys. Scenarzyści w praktyce zapomnieli po drodze o Varysie, ser Davos ogranicza się do wykonywania rozkazów, a Jon Snow nadal podejmuje wszystkie swoje decyzje sercem, a nie rozumem. Co najpierw kosztowało go życie, później utratę smoka na rzecz Nocnego Króla, a teraz potencjalny konflikt z własną królową tuż przed najważniejszą bitwą od tysiącleci.
Można odnieść wrażenie, że kobiety przejęły władzę również w sferze seksualnej.
„Gra o tron” zawsze była serialem, który nie bał się pokazywać nagich scen (w nowym sezonie też ich nie brakuje). Niektórzy naśmiewali się z tego aspektu, inni go krytykowali. Mało kto pochylił się jednak nad filozoficznymi aspektami seksu w serialu HBO. Produkcja w kolejnych sezonach pokazuje mężczyzn, którzy źle kończą przez zbytnią ufność we własne możliwości w tej dziedzinie. Robert Baratheon namnożył bękartów, którzy kosztowali życie jego i jego doradców. Theon tak bardzo zasłynął ze swojego pożądania, że został wykastrowany przez Ramsaya Boltona. Robb Stark zginął, bo wybrał miłość i cielesną przyjemność. Można by tak jeszcze długo wymieniać.
W 8. sezonie na główny plan wyrastają bohaterowie, którzy albo nie są już zainteresowani seksem (jak Varys czy Tyrion), albo nie są w stanie go osiągnąć, bo zostali odrzuceni przez wymarzone partnerki (Jorah czy Jaime). To Arya inicjuje zbliżenie z Gendrym, nie na odwrót. Ma to znaczenie, ponieważ kobiety u zarania fantastyki stanowiły seksualny przedmiot, a teraz zyskały pełną fabularną podmiotowość. Nie oznacza to jednak, że mężczyźni ją utracili. A przynajmniej nie wszyscy. W pewnym sensie Jaime poczuł się w pełni wolny dopiero, gdy odrzucił zdradziecką Cersei. Theon stał się człowiekiem, którym zawsze chciał być, dopiero gdy stracił to, co wcześniej go napędzało.
Najnowsza odsłona „Gry o tron” to czas rządów kobiet, ale wygranie z wieczną nocą Nocnego Króla będzie wymagało poświęcenia wszystkich bohaterów. To od ich wzajemnej współpracy zalezą losy Westeros. Bez względu na płeć, przynależność do rodu czy więzy rodzinne. I być może właśnie to jest lekcja, którą trzeba wyciągnąć z pasowania Brienne na rycerza. W końcu zrobił to jej dawny wróg, znienawidzony Lannister i symbol zdrady dla wszystkich mieszkańców Siedmiu Królestw. A obecnie największy przyjaciel.