REKLAMA

Witajcie w świecie mrocznych baśni - Guillermo del Toro i jego filmy

Guillermo del Toro to bez wątpienia jeden z najciekawszych twórców filmowych przełomu wieków. Jego niezwykła wyobraźnia, zakorzeniona w mrocznych baśniach i nastrojowych horrorach, tworzy unikalną miksturę, z którą równać mogą się jedynie wizje Tima Burtona. Świeżo po oscarowym zwycięstwie zapraszam więc do niezwykłego świata filmów Guillermo del Toro.

guillermo del toro
REKLAMA
REKLAMA

Mutant

O ile reżyserski debiut Guillermo del Toro był prawdziwym objawieniem, tak niestety jego drugi film, "Mutant", to już mała katastrofa. Del Toro szybko zwrócił swoją uwagę w Hollywood nieprzeciętnym talentem i ten film powstał już w Stanach. Niestety, wyszło z tego niewiele więcej niż średnio udana produkcja klasy B ze zmutowanymi, przerośniętymi insektami. Efekty specjalne, nawet jak na drugą połowę lat 90., były w najlepszym wypadku przeciętnie, a sam film nudny i wtórny. Jeśli przyjmiemy jednak, że było to ćwiczenie mające na celu rozpoznanie przez del Toro prawideł amerykańskiego rynku produkcji filmowej, to sądzę, że "Mutanta" można mu wybaczyć.

Pacific Rim

Dwa wcześniej wymienione filmy przyniosły konkretne plony, które zaowocowały tym, że Guillermo del Toro przewodził wysypowi autorów z wizją, którzy coraz chętniej byli zatrudniani przy wielkich hollywoodzkich widowiskach. Pierwszym naprawdę dużym projektem, który powierzono na ręce del Toro był "Hobbit", jednak reżyser po latach przygotowań i szkicach scenariusza, postanowił zrezygnować z pracy nad ekranizacją Tolkiena, a sam skierował swoją uwagę na "Pacific Rim".

Była to jego pierwsza i jak na razie jedyna prawdziwa wysokobudżetowa superprodukcja. I przyznaję, udało mu się podołać temu niesłychanemu logistycznemu zadaniu i stworzyć angażujące widowisko z wielkimi robotami w tle. W dodatku, o wiele lepiej niż Michael Bay w "Transformers", potrafi on oddać rozmach i ogrom filmowych machin. "Pacific Rim" to klasyczne popcornowe kino, nic więcej, ale ogląda się ten film naprawdę świetnie. Choć przyznaję, zdecydowanie za dużo w tym filmie scen walk robotów rozgrywających się w nocy, przez co niewiele widać. To klasyczny zabieg mający na celu przykrycie oszczędności na renderingu postaci tworzonych w CGI oraz zamaskowanie średniego efektu 3D.

Sequel "Pacific Rim", który za niedługo zobaczymy w kinach, wyciągnął wnioski z tego błędu, ale to już inna historia i inny reżyser…

Crimson Peak - wzgórze krwi

"Crimson Peak" to film przepiękny od strony wizualnej, a Guillermo del Toro zawsze wielką wagę przykłada do formy. Czasem nawet zbyt wielką i ten film jest też na to dowodem. Zamiast klasycznego horroru o nawiedzonym domu reżyser zafundował widzom stylowy gotycki romans z dreszczykiem, chwilami huśtający się na granicy kiczu. Pełen wspaniałej scenografii (filmowy dom żyje własnym życiem) i żywych kolorów. W "Crimson Peak" jak na dłoni widać, jak wielką uwagę del Toro poświęca na nakreślenie i odpowiednią ekspozycję przestrzeni w swoich filmach.

Cronos

Jeden z najciekawszych debiutów w kinie w latach 90. Guillermo del Toro wprowadził niemały powiew świeżości do gatunku horroru i opowieści o wampirach, nadając im baśniowe elementy i osobiste, autorskie spojrzenie. Oczywiście, jako że to jego pierwszy film, wszystkie motywy z jakich znamy del Toro dopiero tu kiełkują, ale choćby dlatego warto zobaczyć "Cronosa" i przyjrzeć się temu, jaką drogę przeszedł jego reżyser.

Kształt wody

"Kształt wody" to ładny film. Stanowi nie lada ucztę dla oka i ucha. Pod względem czysto formalnym to z pewnością najbardziej dojrzałe dzieło Guillermo del Toro, tak od strony konstrukcji fabuły, przemyślanych ujęć i prowadzenia aktorów. Po flircie z horrorem i wielkimi widowiskami, meksykański twórca udowodnił, że potrafi stworzyć także kameralną i intymną opowieść o samotności, akceptacji, potrzebie miłości. Jednocześnie nie odżegnując się od swoich korzeni i wykorzystując w swej opowieści postać mutanta/wodnego stworzenia.

Sęk w tym, że "Kształt wody" jest też filmem najbardziej wtórnym i najmniej oryginalnym. To klasyczne love story łączące w sobie motywy znane z "Pięknej i Bestii" i "Amelii". Szkoda więc, że z całej filmografii Guillermo del Toro to właśnie ten obraz spotkał się z tak wielkim uznaniem branży filmowej...

Hellboy

Jedna z moich ulubionych adaptacji komiksu. W dużej mierze jej sukces polega na genialnym castingu – Ron Perlman wygląda jakby został żywcem wyjęty z kart komiksu i przy okazji urodził się do tego, aby zagrać tytułową postać. Sam del Toro czuje się w tym barwnym i mrocznym zarazem świecie rodem z komiksów Mike’a Mignoli jak ryba w wodzie. "Hellboy" był pierwszym filmem, w którym wyobraźnia i wrażliwość tego reżysera mogły w pełni wybrzmieć, bez większych ograniczeń. Przy okazji jest to też najbardziej rozrywkowy (chwilami wręcz komediowy) film del Toro.

Blade - wieczny łowca II

O ile "Mutant" był swoistym boot campem, w którym Guillermo del Toro próbował rozpracować działanie hollywoodzkiej machinerii, tak "Blade II" jest dowodem na to, że opłacało się podjąć to wyzwanie. Tym razem warstwa wizualna jest dopieszczona do granic możliwości – kostiumy i charakteryzacja to prawdziwy majstersztyk, niespotykany jeszcze wówczas w komercyjnych  produkcjach. Poza tym "Blade II" praktycznie pod każdym względem przebija poziomem poprzednika, a sequel lepszy od oryginału to nadal rzadkość. Del Toro nadał tej części swoją własną fakturę, i podobnie jak kiedyś Tim Burton z Batmanem, wykorzystując uniwersum tej komiksowej postaci i jednocześnie tworząc swój własny, autorski film.

Hellboy: Złota armia

Guillermo del Toro jest jednym z nielicznych twórców jakich znam, którzy potrafią stworzyć znakomite sequele. Co ciekawe, del Toro świetnie sobie radzi zarówno z kontynuacją cudzego materiału ("Blade – wieczny łowca II") jak i swojego własnego dzieła. "Hellboy: Złota armia" jest moim zdaniem (wprawdzie nieznacznie) lepszy od pierwszej części. Fascynujący świat przedstawiony, znajdujący się gdzieś na styku filmu grozy i mrocznego fantasy, to istna wizualna perełka. Scenografia, niebanalne użycie efektów specjalnych oraz cała masa ciekawych ujęć i rozwiązań formalnych, czynią z drugiego "Hellboya" jedną z najlepszych adaptacji komiksu wszech czasów.

Kręgosłup diabła

To był pierwszy film, jaki pamiętam, który w taki sposób łączył w sobie piękno, wrażliwość, smutek i horror. Kilka lat później tego typu "smutne i klimatyczne filmy grozy" stały się popularnym podgatunkiem, ale tę modę rozpoczął właśnie del Toro. "Kręgosłup diabła" to poruszający i łamiący serce portret dorastania w czasach wojny i niemalże namacalnego strachu, jaki potrafi odczuwać dziecko w obliczu wszechobecnej zagłady.

Labirynt Fauna

REKLAMA

Absolutnie najlepsze dokonanie w karierze Guillermo del Toro.  To właśnie tutaj osiągnął on poziom mistrzostwa zarówno w reżyserii jak i snuciu opowieści. W "Labiryncie Fauna" był on też w stanie w pełni dać upust swojej niezwykłej, plastycznej wyobraźni, mieszającej baśń z koszmarami. Poza tym jest to także jego najbardziej emocjonalna podróż, przepełniona zarówno motywami fantasy, poezji jak i horroru. Unikalne arcydzieło.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA