„Gwiezdne wojny” to zawsze była machina marketingowa, ale teraz marka nie ma już żadnych skrupułów
Na konwencie Disneya, D23, zaprezentowano nowy plakat IX epizodu Gwiezdnych wojen – „Skywalker. Odrodzenie”. Widać na nim imperatora Palpatine’a, który jednak wygląda jakoś… dziwnie.
Nie trzeba było długo czekać aż niezawodny Internet przyjdzie nam z pomocą. Wiadomym było, że po premierze nowego plakatu „Star Wars” zostanie on poddany solidnej analizie. Tym bardziej, że jest dość zastanawiający.
Pomijam już znajdujących się na nim Rey i Kylo Rena, którzy wyglądają jakby byli animowanymi bohaterami serii w stylu „Wojny klonów”. O wiele dziwniej prezentuje się imperator Palpatine, który znajduje się w tle. Nie wiadomo jeszcze, czy będzie on pełnił symboliczną rolę w całym filmie, czy pojawi się jako duch, wspomnienie czy odrodzi się i objawi fizycznie (może jako klon?). Plakat każe nam domniemywać, że dosłownie albo w przenośni odegra on istotną rolę w „Skywalker. Odrodzenie”, na co zresztą wskazywał jego śmiech pod koniec zwiastuna IX części gwiezdnej sagi.
Sęk w tym, że Palpatine na owym plakacie wygląda jakoś „sztucznie”. Z początku myślałem, że, nie wiedzieć czemu, został on animowany komputerowo na potrzeby tego plakatu. Potem jednak okazało się, że jest o wiele gorzej.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Palpatine z plakatu „Skywalker. Odrodzenie” to zdjęcie… zabawki.
Jak na tak wielką firmę jaką jest Disney i jedną z najpotężniejszych marek w historii popkultury, ten ruch wydaje mi się nadzwyczaj… tani. Przepraszam bardzo, ale posługiwanie się, nawet nie zdjęciem aktora wcielającego się w Palpatine’a, tylko figurki jest trochę... słabe.
Przy okazji, zapewne niechcący, na wierzch wyszedł motyw, który trochę psuje całą zabawę. A mianowicie aspekt sprzedaży zabawek. Magia Gwiezdnych wojen gdzieś ulatuje, bo Disney przypomina nam, że na dobrą sprawę te nowe filmy powstały nie tylko dlatego, by nasycić nostalgię fanów, ale też by zarobić pieniądze na sprzedaży gadżetów.
Każdy z nas zna chyba ogólny zarys umowy stulecia, jaką George Lucas zawarł z Foxem przy produkcji „Nowej nadziei”. Pokrótce, zażyczył sobie praw do sequeli oraz zysków ze sprzedaży zabawek. W 1976/77 roku wytwórnie filmowe kompletnie lekceważyły tego typu podejście, bo nikt nie wierzył, że zabawki oparte na jakimś filmie będą w stanie dobrze się sprzedać. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi dziś, ponad 40 lat temu mało kto też widział potencjał w kręceniu sequeli. Dzięki temu Lucas stał się miliarderem i najbardziej kasowym niezależnym reżyserem wszech czasów. Na przestrzeni lat zabawki na licencji Star Wars zarobiły łącznie ponad 12 mld dol. O wiele więcej niż wszystkie dotychczasowe filmy razem wzięte.
Nikt nie obroni obecnemu właścicielowi praw do marki zarabiać na zabawkach z logiem Gwiezdnych wojen, natomiast to trochę w złym tonie, gdy wytwórnia tak otwarcie wręcz się z tym obnosi.
Dodatkowo trochę się to kłóci z dotychczasową linią Disneya, któremu zależało na wypromowaniu i sprzedawaniu figurek opartych na postaciach z nowej trylogii. Tymczasem na plakacie widzimy, że jednak swoją uwagę wolą przenieść na sprawdzone, stare postaci. I tutaj też strzelają sobie w stopę. Bo po raz kolejny pokazują, że ciągle obracają się w kółko, recyklingują starych bohaterów i wtórne motywy.
Problem w ich podejściu polega na tym, że z jednej strony słusznie chcą się otworzyć na wcześniej dyskryminowane rasy oraz kobiety/dziewczynki, tyle, że małe dziewczynki średnio chcą się bawić figurkami akcji i jednak niekoniecznie aż tak bardzo kręci je science fiction jak chłopców. A sami chłopcy niekoniecznie mogą chcieć się bawić figurką Rey. Oczywiście powody tego stanu rzeczy mogą być różne. Nie twierdzę przy tym, że nie znajdą się dziewczynki chcące zacząć kolekcjonować figurki Star Wars, ale siłą rzeczy jest to o wiele bardziej w tym kontekście ryzykowna i „niestabilna” grupa docelowa, że nie da się przewidzieć, czy na pewno da się na niej zarobić.
„Wtrącanie” zdjęcia figurki do plakatu promującego ostatnią filmową cześć sagi „Star Wars” uznaję za duże faux pas ze strony Disneya, którego można było bez problemu uniknąć.
Wszyscy wiedzą, że korporacje muszą zarabiać, natomiast nie trzeba się z tym aż tak obnosić, nawet jeśli przemycane jest to między wierszami. Na osłodę zostawiam was z najnowszym teaserem "Skywalker. Odrodzenie", który jest jednym wielkim festynem nostalgii. Pokazuje bowiem nie tylko nowe fragmenty z epizodu IX, ale też urywki z wszystkich wcześniejszych części sagi. A pomyśleć, że cały ten szał zaczął się od niepozornego filmu science fiction, którego nikt z początku nie chciał...