Hiszpańskie seriale cieszą się olbrzymią popularnością wśród polskich użytkowników VOD. Najnowsza produkcja znad morza iberyjskiego trafiła jednak na HBO GO, a nie Netfliksa. Miniserial „W domu” to dzieło pięciu reżyserów i reżyserek, którzy postanowili opowiedzieć o przeżyciach ludzi zamkniętych w mieszkaniach z powodu pandemii koronawirusa.
OCENA
Niemal cała Europa przeżyła ostatnie dwa i pół miesiąca w stanie podwyższonego zagrożenia i twardych zasad kwarantanny. Wielu filmowców postanowiło wykorzystać to przymusowe zamknięcie i zablokowanie możliwości pracy ze zwykłą ekipą filmową do eksperymentów z formą. Dlatego dosyć szybko pojawiły się pierwsze produkcje krótkometrażowe tworzone w domu przy użyciu telefonu komórkowego i odrobiny wyobraźni.
Z czasem takim sposobem robienia filmów i seriali zainteresowały się także standardowe media. W Polsce za komediową serię „Będzie dobrze, kochanie” wzięło się TVP, a HBO Europe z grupą reżyserów i reżyserek z całego kontynentu postanowiło zrobić swój własny eksperymentalny projekt (tematem izolacji zajmą się też polscy filmowcy). Jako pierwszy premiery doczekał się miniserial tworzony przez pięć różnych hiszpańskich zespołów. „W domu” właśnie trafiło na platformę HBO GO.
Hiszpański miniserial składa się z pięciu zamkniętych historii. Każda z nich została ukształtowana przy użyciu innych gatunkowych elementów (od science fiction i horroru aż po romans i kino obyczajowe), ale łączy ich grupa okoliczności. Rozgrywają się w trakcie kwarantanny związanej z pandemią koronawirusa i zainteresowanie narastającym poczuciem osaczenia wynikającym z pozostawania tydzień po tygodniu w zamknięciu.
Pierwsza z opowieści „Sytuacja nadzwyczajna” traktuje o powolnym rozpadzie związku, „Filmik o kotkach” pokazuje życie w kwarantanne z perspektywy żyjących jak komunie grupy młodych ludzi. W „Mojej klatce” i „Podróży dookoła mieszkania” mamy do czynienia z mieszkającymi samotnie bohaterkami, a czarno-białe „To takie proste...” opowiada o przyjaźni dwóch kobiet i dochodzeniu do siebie po zerwaniu. Twórcy każdego z segmentów wyraźnie koncentrują się na humanizmie swoich bohaterów i złożonej zależności między poszukiwaniem samotności i chęcią przebywania w tłumie.
Jak zwykle w tego typu produkcjach podstawowym problemem jest duża nierówność poszczególnych epizodów.
„W domu” to serial bardzo daleki od ideału, a szybkość jego tworzenia zdecydowanie jest czynnikiem działającym najbardziej na niekorzyść produkcji znad morza iberyjskiego. Wbrew pozorom nie chodzi tu wcale o stronę formalną. Kręcenie za pomocą telefonu komórkowego i bez sprzętu wykorzystywanego zwykle podczas produkcji na planie nigdy wcześniej nie było takie proste jak teraz. Większość odcinków nowego dzieła HBO Europe stoi pod tym względem na naprawdę wysokim poziomie (a „Podróż dookoła mieszkania” spokojnie może konkurować z jakąkolwiek artystyczną produkcją tworzoną w normalnych okolicznościach).
Zdecydowanie gorzej prezentuje się strona fabularna. Większość historii opowiadanych przez twórców w „W domu” razi swoją banalnością, schematycznością i nadmiernym wykorzystywaniem hiperboli. Nie udało się znaleźć równowagi między realnym doświadczeniem osób pozostających w zamknięciu, a rozwiązaniami znanymi z poszczególnych gatunków. Dlatego „Moja klatka” zamiast straszyć szybko zaczyna razić śmiesznością, „Podróż dookoła mieszkania” momentami bywa do bólu pseudointelektualna i rozpoetyzowana, a „To takie proste...” jedzie na stereotypach. Nieco lepsze pod tym względem epizody 1. i 2. cierpią z innych powodów. „Sytuacja nadzwyczajna” jest po prostu za długa (jako jedyny odcinek przekracza pół godziny), a „Filmikowi o kotkach” brakuje mocnego centralnego wątku.
Dziwi mnie mimo wszystko, że twórcy „W domu” tak bardzo bali się pokazać zwykłe ludzkie doświadczenie.
Większości z nas w trakcie kwarantanny nie zdarzyły się przecież halucynacje, przemiana w potwora czy „zabawa” w rzucanie kotami. Głównym uczuciem ostatnich dwóch miesięcy była monotonia. Dusząca, powtarzalna i nieograniczona nuda dnia codziennego. Męcząca i na wielu z nas działająca w sposób negatywny, ale przecież znośna. Autorzy miniserialu HBO za bardzo boją się jednak tej samej monotonii wypływającej z ekranu, żeby prawdziwie sięgnąć po doświadczenia ludzi w dobie pandemii. Poza „Podróżą dookoła mieszkania” właściwie nikt z nich nawet nie próbuje.
Bo przecież tak naprawdę większość odcinków „W domu” mogłaby się rozgrywać w dowolnym czasie i przestrzeni. Wnętrza mieszkań bohaterów działają na nich tak bardzo opresyjne, że stają się niejako samodzielnym kosmosem. Nieliczne przebłyski prawdziwego świata nabierają wtedy absurdalnego klimatu jak w powtarzających się na przestrzeni całej serii scenach wspólnego klaskania na balkonach. Ale ostatecznie bardzo niewiele podobnie silnych wrażeń zostaje z widzem po obejrzeniu „W domu”, który zostanie wkrótce przez większość z nich zapomniany. Ewentualnie wrzucony do kategorii „Ciekawostki”.