REKLAMA

HBO wyprodukuje o połowę więcej seriali niż wcześniej. Ale nie musi się ścigać z Netfliksem, bo startuje w innej kategorii

Twoim konkurentem jest Netflix, który tak naprawdę – jeśli wierzyć słowom niektórych włodarzy serwisu – nie traktuje cię poważnie, a ty postanawiasz się z nim nie ścigać, mimo że teoretycznie pozostajesz daleko w tyle. Tak to się robi według HBO. I wiecie co? Bardzo dobrze!

hbo liczba seriali
REKLAMA
REKLAMA

Co chwilę słyszmy rewelacyjne doniesienia na temat tego, ileż to Netflix nie zamierza wyprodukować albo zakupić tytułów, które wrzuci do ładnego worka z napisem Netflix Original. W ubiegłym roku ostatecznie stanęło na tysiącu zapowiedzianych oryginalnych produkcji. Tyle nowych filmów, seriali i programów spod szyldu Netflix Original w katalogu platformy obiecywał do końca 2018 roku Ted Sarandos. Liczba oszałamiająca, bo przecież mówimy tylko o tych tzw. autorskich projektach, a nie takich, które po prostu można obejrzeć w serwisie i których też jest sporo (ta liczba jest zresztą różna w zależności od kraju, tak jak i liczba NO).

Nie wiem, czy Sarandosowi udało się dotrzymać słowa, ale faktem jest, że Netflix każdego miesiąca po prostu zalewa nas liczbą nowych tytułów i przytłacza ilością kontynuacji czy nowości, które ma w planach albo które już są w produkcji.

Gdy pod koniec zeszłego roku podsumowywałam własne serialowe seanse, łapałam się na tym, że co i rusz zapominałam o jakimś kolejnym netfliksowym obrazie, który widziałam. Bo poza „Atypowym”, a dokładnie 2. sezonem, żaden tak naprawdę nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia. Mój 2018 rok to zdecydowanie czas HBO i świetnych seriali tej telewizji. Siedemset produkcji Netfliksa, ogłoszonych pierwotnie na ubiegły rok, czy tysiąc – jakie to ma znaczenie? Niech chociaż trzy będą wybitne. A tymczasem HBO, które – jak donosi Business Insider – w ubiegłym roku (dane dla USA) wyprodukowało 500 godzin oryginalnych produkcji, udało się takie dowieźć (mimo wszystko „Tu i teraz”, „Ostre przedmioty” i „Ślepnąc od świateł”). Z kolei Netflix – według tego samego źródła – wyprodukował prawie 2,4 tys. godzin autorskich treści (dokładnie 2 392). To blisko 5 razy więcej!

Casey Bloys, szef programowy HBO zapowiedział, że stacja zwiększyła liczbę godzin produkowanych treści o ok. 50 proc. w stosunku do tego, co było wcześniej.

A to oznacza, że samych seriali, filmów i programów będzie w nadchodzących miesiącach po prostu więcej. Taki jest plan HBO na najbliższe dwa lata.

Biorąc pod uwagę dane przywołane przez Business Insider, możemy mówić o znacznym wzroście, ale jeśli przyjrzeć się samym liczbom, to Netflix tylko w ostatnim kwartale 2018 roku dostarczył ok. 780 godzin swoich oryginalnych produkcji. Nieźle, co? Relacja HBO i Netfliksa jest trudna – ich wzajemne docinki to chleb powszedni. Netflix nie uważa HBO za swojego konkurenta, HBO porównuje Netfliksa do Walmarta, by później twierdzić, że się trochę do niego upodobni. Oba podmioty rywalizują na polu nagród – w ubiegłym roku Netflix podczas Emmy przegonił HBO w nominacjach (121 do 108), by ostatecznie obie platformy dostały po 23 statuetki.

W Polsce również trudno nie zauważyć – mimo iż Netflix oczywiście wygrywa pod względem popularności – że Netflix i HBO stanowią dla siebie konkurencję. Ich klienci i ci potencjalni zainteresowani usługami często chcą wybrać jedną z dwóch bądź porównują ze sobą – jakość samych serwisów (a więc HBO GO i Netfliksa) czy jakość tworzonych przez nie seriali.

Nie dziwi mnie, że HBO, czując oddech na karku, postanawia zwiększyć produkcję. Ale cieszy to, że robi to rozsądnie i nie ściga się na siłę.

Bloys mówił zresztą, że to zwiększenie produkcji wynika z chęci zrealizowania projektów, którym nie chcieliby powiedzieć „nie” i teraz właśnie mogą to zrobić. Rozumiem to jako dbanie o standardy i jakość produkcji, bo – jak zapewniał – nie chodzi po prostu o „poszerzanie objętości”. A właśnie to od pewnego czasu można zarzucić Netfliksowi, który rośnie wzdłuż i wszerz, ale nie skupia się tak naprawdę na kilku czy kilkunastu wysokobudżetowych produkcjach, a próbuje zapełnić z różnym skutkiem każdą lukę. Randall Stephenson, szef HBO, powiedział:

 HBO to bardzo, bardzo unikatowy nabytek. Netflix to taki trochę Walmart serwisów VOD. HBO jest z kolei jak Tiffany.

REKLAMA

Jest to bardzo złośliwe, ale trudno nie odnieść wrażenia, że Netflix wrzuca do koszyka wszystko, tymczasem HBO woli zgromadzić okrągłą sumkę i wydać ją na produkt, który wygląda na wart swojej ceny. A taki drogi zakup służy dłużej. Jest bardziej uniwersalny. Pewnie, dobrze jest mieć w swojej szafie i jeden, i drugi asortyment. Dlatego nie wyobrażam sobie zrezygnować z HBO na rzecz Netfliksa, ani z Netfliksa na rzecz wyłącznie HBO. I dlatego również mam nadzieję, że HBO nie straci swojego ducha. A ten jest jasny, czytelny dla fanów i stanowi sam w sobie o wysokiej jakości. Takie tytuły jak „Gra o tron”, „Anioły w Ameryce”, „True Detective”, „Wielkie kłamstewka” czy „Ostre przedmioty” są na to najlepszymi dowodami.

I może mają rację szefowie Netfliksa, że HBO nie jest dla nich konkurencją. Trudno się ze sobą ścigać, gdy jeden biegnie sprintem na krótkich odległościach, a drugi na długim dystansie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA