Adam Sandler straszy nową komedią na Netfliksie. „Hubie ratuje Halloween” to film desperatów
Pogromca IQ, gwiazda śmierci amerykańskiej komedii, Karol Strasburger hollywoodzkiej rozrywki – Adam Sandler powraca. „Hubie ratuje Halloween” jest w stanie zanudzić na śmierć nawet największych fanów „Kariery frajera” czy „Billy’ego Madisona”.
OCENA
Adam Sandler to dla mnie od lat wielka zagadka i istny fenomen. Paradoks tej postaci polega na tym, że znany jest jako komik, tymczasem na komedii nie zna się w ogóle, natomiast jest, o dziwo, bardzo dobrym aktorem dramatycznym i w tym gatunku wybiera dla siebie o wiele lepsze produkcje. Niestety bardzo rzadko zapuszcza się w te rejony.
To naprawdę niesamowite jak czasem przewrotny potrafi być los. Sandler, choć w komediach jest totalnie drewnianym, obdarzonym kamienną mimiką i fatalnym gustem pseudo-aktorem, to właśnie jako komik zyskał sławę i uznanie.
Oglądając jego dokonania w takich filmach jak „Billy Madison”, „Kariera frajera” czy ostatnio „Zabójczy rejs” można dojść do wniosku, że jest kompletnym beztalenciem, a jego pomysł na komedie to żenująco durne, nieśmieszne i dziecinne zagrywki, w których to on sam robi z siebie idiotę. Komedie Sandlera nie służą bowiem do wzbudzania śmiechu, tylko do naśmiewania się z ludzi i ich ułomności.
Widać to już zresztą w pierwszych ośmiu minutach jego najnowszego „dzieła”, które zaszczyciło wirtualne półki Netfliksa, czyli „Hubie ratuje Halloween”. Poznamy w nich Hubie’ego (w tej roli nie kto inny, tylko Adam Sandler), który sepleni i mówi tak niewyraźnie, że trudno go zrozumieć i można odnieść wrażenie, że udaje on osobę niepełnosprawną. Sam aktor jest w tym szczeniackim przedrzeźnianiu nie tylko amatorski, przedziwnie podnosząc dolną szczękę, ale i zwyczajnie prostacki.
Do tego, niedługo później wymiotuje jadąc na rowerze, a następnie puszcza gazy podczas rozmowy z nowopoznanym sąsiadem (Steve Buscemi). To jest „magiczny” pomysł Adama Sandlera na komedię.
Jego schemat w „Hubie ratuje Halloween” jest taki sam jak przed laty. Mamy więc dorosłego mężczyznę o złotym sercu z wadą wymowy, który mentalnie ciągle jest niewinnym dzieckiem mieszkającym z mamą.
Jakieś 20 lat temu mogło się to wydawać co niektórym widzom względnie przekonujące, może nawet jakoś tam śmieszne, ale w chwili obecnej, gdy sam Sandler ma 54 lata, wchodzimy już na tereny zwykłej żenady. To naprawdę smutne, że po tylu latach sięga on ciągle po te same chwyty, bądź z góry zakłada, że jego widownię bawią takie motywy najbardziej i jedzie na autopilocie. Tak czy tak, jest źle.
Co grosza, „Hubie ratuje Halloween” tylko traci na tych jego przedziwnych „artystycznych wyborach”. Sandler z jakiegoś powodu uważa, że jest chyba Alem Pacino komedii i ma wręcz obowiązek grania w nich postaci, które nie wysławiają się poprawnie. Tym samym psując całą zabawę.
Fabuła nowego filmu Netfliksa nie jest wprawdzie niczym wybitnym, ani nawet średnim, ale byłaby do przeżycia, gdyby tylko... wycięto z tej produkcji wszystkie sceny z Sandlerem.
W gruncie rzeczy „Hubie ratuje Halloween” byłoby wówczas przyjemnym straszakiem dla najmłodszych z okazji Halloween (o ile ktoś świętuje ten dzień).
Oczywiście nie oskarżam Sandlera od razu o to, że bezdusznie robi sobie niewybredne żarty z ludzi niepełnosprawnych, bo pewnie jego celem jest wzbudzenie sympatii względem takich osób, pokazanie ich na pierwszym planie itd. Niestety efekt jest, pomimo dobrych chęci, wprost przeciwny.
Jestem też szczerze zdziwiony jak wielu całkiem niezłych aktorów zdołał on namówić do wzięcia udziału w nowym filmie Netfliksa. W epizodycznych rolach pojawiają się tu, wspomniany wyżej, Steve Buscemi, Ray Liotta, Michael Chiklis czy Maya Rudolph.
A ze starej gwardii kiepskich amerykańskich komedii z lat 90. nie zabrakło z kolei takich „gwiazd” jak Rob Schneider, Ben Stiller czy Kevin James. Jeśli więc nadal żyjecie nostalgią za „brązowymi latami” w zamierzeniu śmiesznych filmów made in USA sprzed dwóch dekad, to być może parę razy uśmiechniecie się na moment pod nosem.
Jest dla mnie niezrozumiałe, że po latach wielkiej kariery i pieniędzy, Sandler nie skupia się obecnie na rolach dramatycznych, w których wypada o niebo lepiej.
Jeśli oglądaliście jego ostatnie dokonania w tym gatunku, takie świetne filmy jak „Opowieści o rodzinie Meyerowitz” czy „Nieoszlifowane diamenty” to sądzę, że się ze mną zgodzicie.
Z drugiej strony zapewne trudno mu się oprzeć możliwości zagrania w kolejnym filmie, który stanie się przebojem na Netfliksie. Tu już niestety wkraczamy na dyskusję o tym, co widzowie chcą oglądać i jakie są masowe gusta, które m.in. sam Sandler wykreował w latach 90. I bez względu na to ile Oscarów by dostał za swoje dramatyczne role, to i tak raczej nie uwolni się już z tego błędnego koła.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.