Całki rozwalasz jak krzyżówki, ale jesteś bezrobotny? To twoja inteligencja emocjonalna
"Zdolny, ale leniwy". Te słowa dźwięczały w mej głowie przez całą ścieżkę edukacji niczym mantra. Ktoś, kto ma poziom IQ nieco niższy od Stephena Hawkinga i Dody, nie musi być wcale mądrzejszy od entuzjasty białych adidasów, parkującego "zagazowaną" beemkę pod dyskoteką. Kluczem jest inteligencja emocjonalna (EQ). I ta sama inteligencja emocjonalna u mnie znów nie zadziałała, bo nie jestem w stanie pojąć, jakim cudem ta cegła trafiła na listy bestsellerów New York Timesa.
O niniejszym rankingu wspominałem już zawczasu przy "Sile nawyku" - również książce psychologicznej. "Inteligencji emocjonalnej" brakuje jednak zwiewności pióra Duhigga. Daniel Goleman, uznany w środowisku psycholog, miał ambicje na stworzenie książki naukowej, którą dałoby się czytać do poduchy. Łatka bestsellera zdaje się mówić: udało się! Ja jednak mam mieszane uczucia.
Rozdziały w pierwszej części e-booka rozpoczynają się niezłymi anegdotkami, ale po nich następuje konkretny wykład o mózgu i zachowaniach. Sprytny wybieg: przystawka lekkostrawna, ale główne danie - już nie bardzo. Goleman wymaga od czytelnika stuprocentowego skupienia w trakcie lektury, nie unika medycznego żargonu i zakłada, że czytelnik ma jakiekolwiek pojęcie o budowie mózgu. Cóż, nie lubię robić notatek, a z biologii najlepiej znam się na suszach roślinnych. Niełatwo przebić się przez początek.
W istocie rzeczy jednym z głównych czynników decydujących o tym, czy nastrój przygnębienia utrzyma się czy minie, jest nasza skłonność do ruminacji (przeżuwania myśli). Wydaje się, że martwienie się i zastanawianie nad tym, co nas przygnębia, potęguje i przedłuża depresję.
W kolejnych częściach Goleman skupia się na behawioralnej stronie inteligencji emocjonalnej, jej mechanizmach i próbach "ujarzmiania". I jest lepiej. Dużo uwagi poświęcono dobrym przykładom, które łatwo tworzą grunt pod wnioski autora. Ich natężenie sprawia jednak, że nie da się czytać "Inteligencji emocjonalnej" ciurkiem. Łapałem się na tym, że co chwila odkładałem czytnik by przetrawić to, co przed chwilą przyswoiłem. A prawda bywa bolesna.
"Inteligencję emocjonalną" czytałem dwa miesiące. Niezbyt imponujący wynik. Każda przerwa w lekturze podyktowana była zmęczeniem materiału. Pięćset stron ludzkich ułomności, a co gorsza dotyczących mnie samego. Trudno mieć dobry humor po takiej książce. Paradoksalnie polecam sprawdzić dzieło Golemana - myślę, że wielu osobom otworzy oczy na kwestie związane z samodoskonaleniem. To nie jest poradnik, to jest podręcznik.