REKLAMA

James Cameron ma dość taśmowych filmów o superbohaterach, a sam kręci właśnie cztery sequele Avatara

Oj, chyba James Cameron słabo znosi fakt, że nie jest już "królem świata". Samemu będąc w fazie produkcji kolejnych "Terminatorów" i "Avatarów", po raz kolejny nie może się powstrzymać od kąśliwych komentarzy odnoście komiksowych widowisk.

james cameron avatar
REKLAMA
REKLAMA

Jeszcze względnie niedawno James Cameron krytykował film "Wonder Woman", uznając go za krok do tyłu w rozwoju kobiecych postaci w kinie:

Teraz, tuż przed premierą długo wyczekiwanego "Avengers: Wojna bez granic", autor "Terminatora" ponownie zabrał głos:

Gdzieś tam oczywiście Cameron ma rację. Sam chwilami czuję przesyt spowodowany istną ekspansją marvelowskich widowisk i ich dominacją w światowych kinach.

Z drugiej strony, każdy kolejny film MCU sprzedaje się przeważnie tak samo, albo nawet lepiej niż poprzednik, co oznacza, że widownia nadal chce to oglądać i absolutnie nie jest zmęczona przygodami bohaterów w lateksowych strojach.

Zgadzam się też z tym, że nadmierne skupienie na taśmowym produkowaniu praktycznie takich samych, generycznych widowisk o superbohaterach w jakiś sposób na pewno hamuje rozwój kina science-fiction. Z drugiej strony ten gatunek radzi sobie wcale nie najgorzej w ostatnich latach. Było nie było, w kinie i telewizji mogliśmy oglądać niemałą liczbę ciekawych propozycji sci-fi – "Anihilacja", "Nowy początek", "Blade Runner 2049", "The Expanse", "Humans". A nawet, jeśli się przymknie jedno oko, to i "Altered Carbon" nie jest totalną tragedią.

Najgorsze jednak jest to, że słowa krytyki pod adresem superbohaterskiego kina padają z ust człowieka, który sam odcina kupony od kilku swoich oryginalnych tworów.

James Cameron aktywnie zaangażowany jest obecnie w produkcję aż czterech sequeli "Avatara". Co więcej, pycha pozwala mu na porównanie owej sagi do "Ojca Chrzestnego".

Reżyser, którego produktywność od ponad już 20 lat od premiery "Titanica" ogranicza się do jednego, dość średniego filmu sci-fi, nad którym planuje pracować kolejne 10 lat, wydaje mi się dość średnim autorytetem do wygłaszania mesjanistycznych kwestii odnośnie kina science-fiction.

Oprócz tego Cameron zaangażowany jest też w produkcję szóstej już odsłony "Terminatora". Marki, która na dobrą sprawę skończyła się wraz z "Dniem sądu" w 1991 roku, a mimo wszystko nadal jest usilnie kontynuowana. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że za "Terminatora 6" odpowiadać będzie Tim Miller, mam poważne obawy o jakość i sens ciągnięcia tej serii.

Nie rozumiem więc, skąd te uwagi ze strony Camerona w sytuacji, w której on sam nie próbuje specjalnie rozwinąć i poszerzyć ram science-fiction.

REKLAMA

Przypominam, że "Avatar", choć olśniewający od strony wizualnej i formalnie zachwycający, to w warstwie fabularnej jest tak naprawdę recyklingiem utartych schematów. Nie tylko z sci-fi.

I tymczasem, wszystkie znaki na niebie i Ziemi wskazują, że "Avengers: Wojna bez granic" pobiją kasowe i frekwencyjne rekordy, więc tak bardzo upragnione przez Camerona zmęczenie materiału nie nastąpi raczej szybko.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA