Tidal miał być miejscem szczególnym dla artystów i abonentów. Mówiło się, że będzie zawierał muzykę, której nie znajdziemy nigdzie indziej. Tymczasem współtwórca usługi bardzo szybko zrezygnował z udostępniania tam swojego albumu na wyłączność.
Bardzo nie lubię umów na wyłączność. Irytuje mnie fakt, że twórca z powodów biznesowych chce lub jest zmuszony do tego, by jego dzieło nie było dostępne dla części potencjalnych odbiorców. To praktyka stosowana dziś w zasadzie w całej branży rozrywkowej, niezależnie czy rozmawiamy o filmach, serialach, muzyce czy grach wideo.
Żyjemy jednak w takim, a nie innym świecie. Możemy narzekać na panujące w nim zasady i domagać się zmian, ale dopóki te nie nastąpią, jesteśmy zmuszeni trzymać się rzeczywistości. A według niej, decydując się właśnie na Tidala, a nie na Spotify, Google Play Muzyka czy inną podobną usługę, mieliśmy mieć muzykę dostępną tylko i wyłącznie tam. To miał być jeden z najważniejszych wyróżników tego serwisu muzycznego.
Tymczasem album 4:44 rapera Jay-Z właśnie trafia do konkurencyjnych usług.
Do niedawna dostępny był wyłącznie na Tidalu, ale raptem po tygodniu dostępności na wyłączność pojawi się też na Apple Music i w innych serwisach muzycznych. Jest to szczególnie ważne, bowiem Jay-Z firmuje swoją osobą usługę Tidal. Jeżeli czyjekolwiek albumy miałyby być dostępne tam na wyłączność, to na pewno tego rapera.
Tymczasem album sprzedał się bardzo dobrze, pokrył się platyną, pomimo jego ograniczonej dostępności w usługach strumieniujących muzykę. Nie ma więc żadnego biznesowego sensu trzymać go dalej na wyłączność. 4:44 trafi na Apple Music, Spotify i Amazon Music jeszcze dziś. Prawdopodobnie też i do pozostałych usług muzycznych.
Nie mam z tym żadnego problemu. Uważam, że sztuka powinna być wolna i dostępna dla każdego zainteresowanego. Tyle, że ja nie jestem klientem Tidala. Nie zaufałem Jayowi Z promującemu Tidal, bo preferuję Spotify. Gdybym jednak nim był, to zadał bym pytanie:
Drogi Jay-Z, drogi Tidalu… za co ja płacę?
Jay-Z jest współwłaścicielem usługi Tidal. Udziały w nim, choć relatywnie niewielkie, mają też Kanye West, Alicia Keys, Beyonce, Daft Punk, Jack White, Madonna, Nicki Minaj, Rihanna i Usher. Żaden z nich nie trzyma tam swojej muzyki na wyłączność. Niewątpliwie Tidal ma kilka perełek niedostępnych nigdzie indziej. Podobnie jednak mają Spotify, Apple Music czy inne usługi.
Na miejscu klientów Tidala czułbym się oszukany. Nie dlatego, że inni też mogą słuchać muzyki. Dlatego, że ostrzegano mnie, że czołówka sceny pop i rapu będzie dostępna tylko w tej usłudze i to właśnie jej powinienem powierzyć moje pieniądze.
Najświeższe dane na temat rynku usług muzycznych, jakie udało mi się odnaleźć, pochodzą z grudnia ubiegłego roku i zostały wykonane przez MIDiA Research. Według nich, Tidal jest nadal na granicy istotności, jeśli chodzi o kształtowanie tego rynku. Obawiam się, że przy zachowaniu bieżącej polityki, jego udziały będą wyłącznie maleć.