REKLAMA

Czeka nas renesans filmów o zombie. „Jestem legendą 2” z Willem Smithem ma czerpać z „The Last of Us”. Niestety

Reżyser Akiva Goldsman wraca do Warner Bros., by zrealizować sequel popularnego filmu z Willem Smithem z 2007 roku - „Jestem legendą 2”. Smith powtórzy swą rolę (co oznacza zmianę kanonicznego zakończenia), a fabuła ma czerpać inspiracje z… „The Last of Us”. Jasne, jeśli już naśladować, to najlepszych, nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że lada moment czeka nas nowa fala postapokaliptycznych produkcji o zombie (czy wszelakich podobnych istotach), które bezceremonialnie sięgną po docenione w adaptacji dzieła Naughty Dog chwyty... i zanudzą nas na śmierć.

jestem legendą 2 will smith last of us zombie
REKLAMA

Akiva Goldsman, zdobywca Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany i współtwórca skryptu do części pierwszej, stanie za kamerą filmu „Jestem legendą 2”. Nie wiemy jeszcze, kto napisze i wyprodukuje obraz, otrzymaliśmy za to potwierdzenie, że w naturalny sposób rozwinie on historię z „jedynki” z 2007 roku, choć - co ciekawe - przeniesie nas aż o kilka dekad później. Mamy przekonać się na własne oczy, jak dominacja człowieka jako gatunku w tej postapokaliptycznej rzeczywistości dobiegła końca. Główne role zagrają Will Smith oraz Michael B. Jordan. To z kolei oznacza, że zakończenie znane z oryginału nie jest tym kanonicznym - za prawowity finał możemy zatem uznać sekwencję alternatywnego zakończenia, którą możecie znaleźć w sieci.

Goldsman wyjawił, że za inspirację raz jeszcze posłuży mu książka Richarda Mathesona z 1954 roku, która wywróciła tradycję opowieści o wampirach do góry nogami. W „Jestem legendą” pochłaniający ludzi wirus transformuje ich bowiem właśnie w coś na kształt istot wampirycznych - w adaptacji w gruncie rzeczy mamy do czynienia z kolejnym przykładem historii o zarażonych, którzy dziesiątkują ludzkość i wywracają znaną nam rzeczywistość do góry nogami.

REKLAMA

Jestem legendą 2, czyli powtórka z rozrywki?

Nietrudno zatem znaleźć liczne podobieństwa między „Jestem legendą” a innymi opowieściami wirusowego post-apo, w tym właśnie „The Last of Us”. Obawiam się jednak, że każdy kolejny twórca historii o zombie będzie teraz, zachęcony sukcesem tej adaptacji gry, sięgał po podobne rozwiązania, zamiast spróbować odświeżyć format lub najzwyczajniej w świecie opowiedzieć historię po swojemu. W oryginale Mathesona również pojawił się wątek odpornej na wirusa krwi, rzecz w tym, że to właśnie on - główny bohater - wydawał się ostatnią nadzieją ludzkości. W opowieści olbrzymią rolę odgrywała samotność, mierzenie się z nią i samym sobą.

Lawrence zrezygnował z bardziej klasycznych wampirów na rzecz znacznie mniej inteligentnych mutantów, ograniczył tez moralne przemyślenia związane z budowaniem nowego społeczeństwa i brakiem miejsca dla tego, co przestarzałe. Wydźwięk oryginału jest bardziej pesymistyczny (przynajmniej z punktu widzenia homo sapiens) - główny bohater, bardziej ludzki i pełen słabości, zdaje sobie sprawę, że to on stał się obcym w nowym ładzie świata. Ba - to on stał się potworem, zagrożeniem dla pozostałych, dla kolejnego etapu rozwoju człowieka. Do tego właśnie odnosi się tytuł - Robert Neville staje się legendą, reliktem, echem dawnych ludzi, którzy musieli odejść. I on również musi, by nowa wersja człowieka mogła żyć, rozwijać się w spokoju. Jak łatwo się domyślić, nie ma tam żadnej kolonii ocalałych czy tym podobnych, popularnych rozwiązań.

Jestem legendą - alternatywne zakończenie

Alternatywne zakończenie filmu jest w istocie ciekawsze i wierniejsze oryginałowi, bo pokazało odrobinę tego, o czym traktowała książka - nowi „ludzie” to nie bezmyślne potwory, a inteligentne stworzenia, które mają prawo do życia. Byłoby wspaniale, gdyby kontynuacja pociągnęła tę kwestię i poszła w tę stronę, podobnie poszerzając perspektywę. Producenci z oczywistych przyczyn zignorowali przesłanie źródła i wybrali bardziej hollywoodzkie patenty. Współcześnie szansa na stworzenie czegoś bardziej wiernego materiałowi źródłowemu byłaby większa, rzecz w tym, że odważna deklaracja o czerpaniu z „The Last of Us” - historii, której rdzeniem jest coś zupełnie innego - raczej zwiastuje kolejny, podobny twór. I to realizowany, niestety, przez bardzo nierównych artystów.

Nie potrzeba nam dziesiątek dzieł inspirowanych, nie potrzeba nam identycznych czy przesadnie podobnych historii - niestety, sukces danego dzieła często potrafi przesądzić o nadprodukcji klisz, zbliżonych schematów. Miejmy nadzieję, że to tylko czarnowidztwo, a „Jestem legendą 2” okaże się czymś zupełnie innym, niż sądzę. Ostatnia część wypowiedzi reżysera daje mi na to odrobinę nadziei.

REKLAMA

Mam obsesję na punkcie "The Last of Us", w którym widzimy postapokaliptyczną rzeczywistość, ale po 20-30 latach. Widzimy, jak Ziemia odzyskuje świat i jest coś pięknego w odpowiadaniu na pytanie: co się dzieje, gdy człowiek przestaje być jej głównym mieszkańcem? Będzie to szczególnie ciekawie wyglądać Nowym Jorku. Nie wiem, czy [zarażeni] wespną się na Empire State Building, ale możliwości są nieograniczone. Wracamy do oryginalnej książki Mathesona i alternatywnego zakończenia - przeciwieństwa do opublikowanego zakończenia w oryginalnym filmie. Matheson mówił o tym, że czas człowieka na planecie jako gatunku dominującego dobiegł końca. To naprawdę interesująca rzecz, którą zamierzamy zbadać. Będzie trochę więcej wierności oryginalnemu tekstowi.

The last of us - odc. 6
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA