„Gaz do dechy” to nowy zbiór horrorów i thrillerów od syna Stephana Kinga. Joe Hill zabiera czytelników w szaloną jazdę – recenzja
Joe Hill to twórca, który z każdym rokiem buduje sobie coraz większą renomę wśród amerykańskich twórców horrorów i fantasy. Na swoim koncie ma już takie dzieła jak komiksowa seria „Locke & Key” oraz napisane wraz z ojcem opowiadanie „W wysokiej trawie”, które weszło do zbioru „Gaz do dechy”. Nawiasem mówiąc, jego ojcem jest Stephen King.
OCENA
Joe Hill (a właściwie Joseph Hillstrom King) jeszcze kilka lat temu był stosunkowo nieznany fanom literatury spoza Stanów Zjednoczonych. Nierzucający się w oczy pseudonim w połączeniu z niechęcią do ujawniania tożsamości rodziców i niewłaściwym doborem literackich gatunków sprawiły, że jego dzieła były długo odrzucane przez wydawców. Dopiero z czasem King zrozumiał, że nie ma sensu aż tak bardzo walczyć z dziedzictwem ojca i najwyższy czas zacząć pisać dzieła, które sprawiają mu przyjemność. W taki sposób powstały zbiór opowiadań „Upiory XX wieku” oraz powieści „Rogi” i „NOS4A2”, które przyniosły mu wczesną popularność. A po nich przyszły takie bestsellery jak komiksy z cyklu „Locke and Key” oraz prawie osiemsetstronicowy „Strażak”.
Od tego czasu Joe Hill zdecydowanie chętniej przyznaje się do swojego pochodzenia, chętnie tworzy też mniejsze utwory wraz z ojcem, choć też w wyraźny sposób poleca swoim wydawcom wstrzymywać się z szafowaniem nazwiskiem Stephen King na okładkach swoich książek. Dlatego pomimo dużego rozgłosy i szeroko zakrojonej kampanii reklamowej nowej serii Hilla przygotowanej przez Wydawnictwo Albatros wiele osób może sobie nadal nie zdawać sprawy, że ma do czynienia z synem jednego z najpopularniejszych amerykańskich pisarzy.
Zbiór „Gaz do dechy” z pewnością sprawi jednak, że pseudonim Joe Hill zostanie w głowach wielu fanów horroru, fantasy i... postmodernizmu?
Jeżeli ten ostatni człon kogokolwiek przestraszył, to już spieszę z wyjaśnieniami. Na bazie dotychczasowej twórczości Hilla można bez najmniejszych wątpliwości stwierdzić, że jest on literackim dzieckiem postmodernizmu, ale w jego stosunkowo zawężonym znaczeniu. Chodzi przede wszystkim o to, że Joe Hill właściwie nigdy nie trzyma się sztywno reguł i wątków gatunkowych. Jego dzieła nie są tylko horrorami, thrillerami czy opowieściami obyczajowymi.
Oczywiście, u Stephena Kinga również zobaczymy podobne wzorce, ale jego syn podkręca eksperymentalną naturę literatury o kilkadziesiąt stopni wzwyż. Dlatego na 511 stronach nowego zbioru znajdziemy historię o polowaniu z bronią automatyczną na fauny i inne fantastyczne stworzenia, rozważania o determinizmie ludzkiego życia przez pryzmat opowieści o duchach i wilkołakach czy słodko-gorzką opowieść o młodzieńczej miłości i prehistorycznych gadach. Nie brak tu też bardziej formalnych eksperymentów, gdy w opowiadaniach „Diabeł na schodach” i „Tweety z cyrku umarłych” Hill bawi się w zacieranie granic między treścią a kształtem dzieła.
Tak naprawdę to właśnie dwa teksty napisane przez obu panów są de facto najbardziej klasyczne. „Gaz do dechy” to opowieść o grupie motocyklistów ściganych przez żądnego ich krwi kierowcę ciężarówki, a „W wysokiej trawie” opowiada historię dwójki rodzeństwa, które zagłębia się na niebezpieczną ścieżkę w celu uratowania małego chłopca. Oba dzieła są bardzo kingowskie, choć w niektórych elementach dodatkowo podkręcone przez wyobraźnię jego syna. Nie ma to zresztą aż tak wyraźnego przełożenia na jakość tych konkretnych utworów.
Bo paradoksalnie „W wysokiej trawie” to jedno z najlepszych opowiadań w zbiorze a „Gaz do dechy” jedno z najsłabszych.
Natomiast oba są istotne, gdyż pokazują, że wbrew pozorom twórczość Hilla i Kinga różni sporo. Młodszy powieściopisarz zdecydowanie bardziej lubi niedopowiedzenie i otwarte zakończenia, co może się okazać nieco frustrujące dla jego czytelników. Ma też lepsze zrozumienie współczesnej popkultury (od lat pracuje też w branży komiksowej, a spośród jego dzieł „W wysokiej trawie”, „Locke and Key” oraz „NOS4A2” doczekały się filmowych lub serialowych adaptacji), nieco ostrzejsze pióro, ale i mniejszą umiejętność chwytania uniwersalnej natury rzeczy.
Finalnie nie mam natomiast wątpliwości, że wielu fanów starszego Kinga i tak powinno z radością sięgnąć po „Gaz do dechy”. W zbiorze Hilla brakuje jakiegoś jednego absolutnie genialnego opowiadania, które wyciągnęłoby całość na najwyższy możliwy poziom, co jest pewnym rozczarowaniem. Stephen King to potrafi, jego syn chyba nie do końca.
Ale w ogólnym rozrachunku to naprawdę ciekawa i przyjemna lektura mieszająca w odlotowo-bezkompromisowy sposób elementy horroru, fantasy, thrillera i obyczajowego melodramatu. A przy tym poszczególne teksty zostały bardzo sprawnie przetłumaczone przez Izabelę Matuszewską, Danutę Górską oraz Krzysztofa Sokołowskiego i zebrane razem w świetnej szacie graficznej stworzonej przez firmę Dark Crayon.