REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

„Jutro albo pojutrze” nie jest kolejnym filmem o skejtach – recenzja

Filmy dokumentalne przechodzą właśnie ciekawą przemianę. Nominowany do Oscara „Jutro albo pojutrze” ogląda się jak poruszający dramat psychologiczny.

04.04.2019
16:11
jutro albo pojutrze recenzja
REKLAMA

Film w reżyserii debiutanta, Bing Liu, powstawał aż 12 lat. To wtedy właśnie, jeszcze jako nastolatek, Liu postanowił zapisywać na kamerze spotkania z kolegami-skejtami, Keirem Johnsonem i Zackiem Mulliganem, oraz ich deskorolkowe wyczyny. Z czasem jednak jego projekt zaczął naturalnie ewoluować, przepoczwarzając się w dokument o trudach dojrzewania, wyzwaniach dotyczących bycia mężczyzną w XXI wieku oraz przemocy domowej.

REKLAMA

„Jutro albo pojutrze” zaczyna się dość niezobowiązująco. Film wita nas znakomicie zmontowanymi i świetnie skadrowanymi ujęciami deskorolkowych popisów głównych bohaterów.

Szybko jednak okazuje się, że dzieło Liu to nie będzie kolejne spojrzenie na, skądinąd ciekawą, subkulturę. Jego osobiste problemy z przeszłości, nawiedzające go niczym widma, skierowały go głębiej w życia swoich kolegów oraz ich własnych osobistych bitew.

Szybko widzimy, że Liu zaczyna „wygrzebywać” na wierzch tematy większe, niż pierwotnie zakładał. Pojawiają się tu kwestie rasowe i mówiące o tym, jak to jest być czarnym w Ameryce. Dość szybko okazuje się, że jeden z bohaterów dopuszcza się przemocy fizycznej względem swojej dziewczyny. Ale sytuacja nie jest zero-jedynkowa, bo każda z postaci „Jutro albo pojutrze”, w tym i sam autor filmu, zmagali się z przemocą z rąk ich ojców bądź ojczymów. Do tego dochodziły niełatwe relacje z matkami, przemielone przez okres buntu.

jutro albo pojutrze film

Wyszedł z tego naprawdę poruszający, szczery i intymny portret młodych Amerykanów, którzy mają problem z radzeniem sobie z rzeczywistością, wchodzeniem w dorosłość, odpowiedzialnością. Muszą jakoś ułożyć sobie życie, mając jednocześnie mętlik w głowie. Nie widzą dla siebie perspektyw. Jeden z nich, Jack, za młodu został ojcem, nie przestając przy tym imprezować i nadużywać alkoholu.

Przypatrujemy się mężczyznom, nad którymi ciąży piętno ich rozbitych, burzliwych rodzin i przemocy.

Obserwujemy, jakimi stali się ludźmi i jak odnoszą się do innych. To jeden z (niestety) nielicznych obecnie dostępnych filmów, który w tak otwarty i kompleksowy sposób mierzy się z przemocą domową. I nie chodzi tu „tylko” o przemoc wobec kobiet, choć to również ważny wątek „Jutro albo pojutrze”. Film Liu to także opowieść o ojcach, którzy biją własnych synów. A ci potem wyrastają na ojców podążających tą samą ścieżką. Tym samym jest to historia genezy przemocy.

jutro albo pojutrze film 1

A w sercu tego wszystkiego deska. Bycie skejtem to dla bohaterów „Jutro albo pojutrze” ucieczka, inny świat, sfera, która koi ich złamane serca, stanowi swoistą terapię.

Chwilami miałem jednak wrażenie, że Liu porwał się na tematy, na które trochę nie był przygotowany. Przez co można odnieść wrażenie, że nie wszystkie te wątki prowadzi równie sprawnie i zręcznie. Często też mimo wszystko dotykając powierzchni problemu.

„Jutro albo pojutrze” na pewno robi wrażenie od strony formalnej. To jeden z najlepiej sfilmowanych dokumentów, jakie widziałem w ostatnich latach.

jutro albo pojutrze film recenzja
REKLAMA

Nie brakuje w nim scen, którymi nie pogardziłyby produkcje fabularne od wielkich studiów. Ciekawe ujęcia i praca kamery, nie tylko podczas scen popisów na desce, wyraźnie wskazują na niemały talent reżyserski autora tej produkcji.

To z pewnością ważny i potrzebny film, ze względu na tematykę, jaką podejmuje. I co istotne, opowiada o nich przez pryzmat subkultury skejtem, przybliżając ją szerszej publiczności, pokazując, że pod powierzchnią pozornych "lekkoduchów z deską" kryją się zranieni, wrażliwi młodzi mężczyźni. Pełni wewnętrznych niepokojów oraz niepewni swojej przyszłości i miejsca w społeczeństwie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA