Przesłuchałem płytę Kazika i nie byłem zachwycony. Potem włączyłem ją znowu i znowu. I chyba wiem, jaki jest z nią problem.
OCENA
Kazika Staszewskiego zna każdy, kto przez ostatnie (przynajmniej) 30 lat chodził po tym świecie i nie miał zatkanych uszu, i zawiązanych oczu. Wokalista Kultu, KNŻ i wielu innych muzycznych projektów ostatnio stał się jednak elementem politycznej walki. Zapewne niezamierzenie doprowadził on do wstrząsu w Polskim Radiu. Jednak, czy się to komuś podoba, czy nie, Staszewski nie ma politycznej barwy. W jego tekstach bardzo często pojawiają się nawiązania do ważnych wydarzeń, ale gdy prześledzi się całą jego twórczość, to widać jak na dłoni, że on po prostu nie lubi władzy, a nie lubi jej tym mocniej i głośniej, gdy ta odkleja się od tego, do czego została powołana.
Piszę o tym dlatego, że jeśli ktoś spodziewa się po płycie „Zaraza” bezpardonowych ataków na tę czy inną opcję polityczną, srogo się rozczaruje.
Twój ból jest lepszy niż mój stał się oczywiście symbolem i w mojej prywatnej opinii być może przeważył szalę goryczy, która i tak uginała się przez przymusowe zamknięcie nas w domach. Dopiero za jakiś czas będziemy mogli jednoznacznie powiedzieć, czy ten – choć bardzo nie lubię tego zwrotu, bo umniejsza sztuce – protest song, naprawdę coś zmienił. Zwracam jednak uwagę, że jego siła tkwi w aktualności. W tym, że bardzo publicystycznie podchodzi do otaczającego nas świata, ale otaczającego tu i teraz.
Z jednej strony siłą „Zarazy” jest, że bywa aktualna, a z drugiej to jest właśnie jej największa słabość.
Przesłuchałem płytę kilka razy. Za pierwszym razem byłem rozczarowany, ale z każdym kolejnym coraz bardziej doceniałem konstrukcję albumu jako całości. Kwarantanna i Noże i pistolety otwierają krążek. Pierwszy kawałek opowiada o przeżywaniu ostatniego czasu, który upłynął pod znakiem „pokoju, kuchni, kibla, wanny”, ale pojawiają się tu też frazy niepokojące: „jesteśmy tej ziemi wirusem, powtarzać wam tego nie muszę”. Następny mówi o tym, że ludzie chwycą po tytułowe noże i pistolety, gdy zabraknie im na chleb.
(…) Stoją cali w nędzy, a obok leje się krew.
Władza – prostytutka, dla ludu gaz i kule ma.
Kazik zresztą bardzo mocno akcentuje na tej płycie małość człowieka wobec świata, zagubienie i ból. Dowcipnie komentuje również serialomanię w kawałku Nie mam na nic czasu, bo oglądam seriale (tu pozdrawiam koleżanki i kolegów z redakcji, nie jesteśmy sami).
Nie mam na nic czasu, coś mówisz do mnie,
Nie mam na nic czasu, bo zbliża się on
Kolejny sezon „Gry o tron”.
W podobnym tonie, równie żartobliwym, utrzymany jest Kluczem przyciskaj windę. Najlepszym chyba muzycznie i najcieplejszym kawałkiem jest ten o wnuczkach Staszewskiego. Płyta kończy się utworem Bawmy się dalej, w którym słychać wersy:
Bawmy się dalej, póki jeszcze czas mamy
Bawmy się, póki życie jest w nas.
Jak to u Kazika bywa, ten najweselszy w gruncie rzeczy kawałek, śpiewany jest niemal grobowym tonem. Staszewski to bowiem mistrz przeciwieństw, groteski i mieszania rzeczy poważnych z niepoważnymi. Co jest o tyle zabawne, że po tych okropnych wizjach i prognozach muzyk zaprasza wszystkich do zabawy, bo od tego jest życie.
Na płycie jest jeszcze jeden utwór który, jak sądzę, może wzbudzić spore kontrowersje – Demokracja:
Czemu owe pijane stado bełkoczące o tym, o czym nie wie
Myjące się jeden raz w roku, poucza mnie co dobre, co złe
Ja jednak, znając trochę twórczość Kazika, pokusiłbym się o stwierdzenie, że to ironia. I oczywiście, mocą Staszewskiego jest to, że każdy w nim odnajduje, to co chciałby usłyszeć. Trudno mi jednak wyobrazić sobie, żeby późniejsze słowa o „samobójczych paranojach” nie odnosiły się do elit, które wzięły udział w demokratycznej grze, a jednocześnie obrażają własnych wyborców. Ile razy w debacie publicznej słyszeliśmy o patologii, która dostaje zapomogi i głosuje, na kogo głosuje. Jestem prawie pewien, że to wyolbrzymienie i niemal apokaliptyczne wizje, to przerysowanie i satyryczna hiperbola, a nie niechęć do tak zwanego prostego ludu, jak sugerują to już niektóre media. A obok tego: Kazik byłby to w stanie zrobić subtelniej, tak jak zrobił to z Jarosławem Kaczyńskim.
Gdy przysłuchuję się tej płycie, odnoszę wrażenie, że Kazik nagrywa, bo może, ale nic już nie musi.
Wiele miejsca poświęca bardzo intymnym obserwacjom, ze znanym sobie urokiem miesza przemyślenia dotyczące świata i zmian, jakie zachodzą. Rusza trochę polityki. Nie ma tu numeru, który wybijałby się jakoś ponad jego twórczość, bo i muzycznie, i tekstowo jest bardzo przewidywalnie. Czasami nawet trochę nudno. Poza utworem, który zatrząsnął Polskim Radiem nie ma tu też celniejszych i mocniejszych strzałów.
Kazik wpadł też w pułapkę aktualności. Jego płyta wychodzi akurat teraz, gdy obostrzenia związane z koronawirusem się kończą. A przecież znaczna jej część jest właśnie o tym. Kazik jednak zapewne jest tego świadomy, taka jest cena publicystyki. Na odpowiedź, czy przetrwają one próbę czasu, jak Lewy czerwcowy czy Łysy jedzie do Moskwy przyjdzie nam poczekać. Ważne jest, że Kazik tworzy, komentuje i na swój, cholernie przewrotny sposób, walczy z władzą. I to naprawdę z każdą.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.