REKLAMA

Dzisiaj dowcipkujesz na Twitterze, jutro za to płacisz. Przekonał się o tym niedoszły gospodarz gali Oscarów

Zaledwie kilka dni temu Akademia Filmowa ogłosiła, że Kevin Hart zostanie prowadzącym 91. ceremonii wręczenia Oscarów. Dzisiaj okazuje się, że nic z tego nie będzie.

kevin hart
REKLAMA
REKLAMA

Ogłoszenie prowadzącego oscarowej gali to nie lada wydarzenie. Wraz z corocznym świętem kina nie tylko filmy poddawane pod dyskusję i krytykę. Obok X muzy ważną rolę pełni również oprawa i gospodarz imprezy. W tym roku miał nim zostać Kevin Hart – komik i aktor. Sprawa jednak szybko się rypła, bo oskarżono go o homofobię. Zarzuty opierały się o występ stand-upowy, w którym Hart mówił o swoich obawach, że jego syn może zostać gejem. Mowa była również o obraźliwych wpisach w mediach społecznościowych, ale część z nich została już usunięta.

Nie trzeba tu wróżbity, żeby przewidzieć, jak musiała skończyć się ta historia.

Chociaż Hart jeszcze chwilę się bronił, mówił, że się zmienił, że ma 40 lat, że dorósł i ewoluował. Akademia postawiła mu ultimatum - albo przeprosi, albo może pożegnać się z prowadzeniem imprezy. I Hart przeprosił społeczność LGBTQ, ale jednocześnie zrezygnował z występu na gali. Pytanie, które nasuwa się samo brzmi: na ile jego rezygnacja była własną decyzją, na ile to skutek pertraktacji i gaszenia pożaru przez Akademię? Najprawdopodobniej mogą odpowiedzieć na to jedynie spece od wizerunku.

Mnie jednak zastanawia inny wątek. Hart w jednej ze swoich wypowiedzi mówił, że jest innym człowiekiem, że dorósł, że się zmienił, a ja dopowiem do tego, że świat, w którym żyjemy teraz, wygląda trochę inaczej niż jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu.

Kontekst jest królem.

Wiemy dobrze, że śmiech może oddziaływać na dwa sposoby. Po pierwsze może być jednoczący, zwłaszcza jeśli jest to śmiech z kimś. Grupowe żartowanie jest w stanie stworzyć wspólnotę, żeby razem się śmiać, niezbędne są pewne podobieństwa między ludźmi, cechy wspólne, operowanie podobnymi stereotypami. Ale śmiech również może być śmiechem z kogoś, wtedy jest wykluczający. Dowcip, który wyśmiewa jakąś grupę, osobę, też może jednoczyć w niechęci, utwierdzać stereotyp i jednocześnie wyrzucać kogoś poza nawias społeczności śmiejących się.

Mówiąc najprościej, jest różnica między śmianiem się z kogoś, a śmianiem się z kimś.

Tyle tylko, że taki żart, dowcip, krotochwila umieszczone w odpowiednim kontekście trochę tracą swoją moc i właściwości. Hartowi wypomniano homofobiczny stand-up sprzed lat i tu oczywiście pojawia się pytanie, czy komik ma prawo żartować ze wszystkiego, czy wolno mu szarpać struny niewygodne, obraźliwe czy wolno mu otwierać niezabliźnione jeszcze rany. Moim zdaniem tak, bo to kwestia kontekstu, w którym pojawia się jakaś wypowiedź.

Przypominam sobie oburzenie wywołane podarciem Biblii przez Nergala. Pomijając już infantylny satanizm i chęć wywołania kontrowersji o subtelności porównywalnej z głośnym powiedzeniem słowa „dupa" przed całą klasą w szkole podstawowej, to ostatecznie okazało się, że muzyk nie obraził uczuć religijnych. Sąd argumentował wtedy, że ludzie wybierający się na koncert, wiedzieli, na co się piszą.

Innym przykładem była wielka trauma narodowa w USA wywołana zamachami z 11 września. Wtedy też pojawiało się pytanie, kiedy będzie można żartować z tej wielkiej tragedii. I czy kiedykolwiek będzie można! Jednym z twórców, który podjął kilka prób przełamania tabu jest Seth MacFarlane, twórca m.in. serialu „Family Guy", znany z bardzo niepoprawnego humoru.

REKLAMA

W przypadku stand-upu jest podobnie, zwłaszcza gdy w grę wchodzi pytanie o wolność słowa, które zupełnie inaczej brzmi w USA niż w Polsce.

Oczywiście sytuacja wygląda zgoła inaczej, gdy w grę wchodzą media społecznościowe i grzebanie w historii wpisów. Bo kontekst jest inny. Bo wywiad, post na Facebooku i Twitterze nie jest umieszczony w tym nawiasie konwencji. Patrząc jednak na to, co spotkało Jamesa Gunna mam wrażenie, że czekają nas bardzo ciekawe czasy. Gunn ma 52 lata, Kevin Hart 39. Gdy oni pisali kontrowersyjne wpisy, byli ludźmi już dorosłymi, dojrzałymi. Ale za kilkanaście lat wielkie kariery zrobią osoby, których życia będą w mniejszy lub większy sposób miały odbicie w mediach społecznościowych. Reżyserzy i twórcy będą przepraszać za rzeczy, które pisali mając kilkanaście lat, za wygłupy, za głupotę. A przecież nie jest wykluczone, że to, co dzisiaj nas nie rusza, za jakiś czas stanie się tematem wyjątkowo wrażliwym. Pytanie tylko, czy i wtedy nie wystarczy zwykłe „przepraszam".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA