Zamknięcie kin na amen zabiło szaleństwo wokół „Wonder Woman 1984” i prowokuje ludzi do piractwa
Początek nowego roku nie przyniósł wielkiego pocieszenia polskiej branży filmowej. Rząd Mateusza Morawieckiego zdecydował o utrzymaniu zamknięcia kin do końca stycznia, a tymczasem z każdym tygodniem maleją szanse na finansowy sukces takich tytułów jak „Wonder Woman 1984” czy „Co w duszy gra”. A serwisy VOD wcale nie pomagają.
Zorganizowana w poniedziałek konferencja prasowa ministra zdrowia Adama Niedzielskiego nie przyniosła żadnych pozytywnych wieści polskiej branży kinowej. Pesymistyczne nastroje przeważały zresztą jeszcze przed ogłoszeniem przedłużonego lockdownu do końca stycznia. Rząd Mateusza Morawieckiego wielokrotnie wcześniej pokazywał, że przywracanie do życia sektora odpowiadającego za kulturę i rozrywkę nie jest dla niego priorytetem. Dlatego mało kto spodziewał się choćby promyczka nadziei na lepsze jutro.
Dalsza blokada kin studyjnych i multipleksów oznacza, że pozostające wciąż w repertuarze na styczeń filmy „Co w duszy gra”, „Nowiny ze świata” oraz laureat Złotych Lwów na festiwalu w Gdyni „Zabij to i wyjedź z tego miasta” będą musiały zmienić daty premiery. Nie sposób powiedzieć na kiedy, bo w trakcie konferencji nie zostały wskazane jakiekolwiek konkretne terminy dotyczące znoszenia obostrzeń. A tymczasem po stronie widzów widać coraz większe zniechęcenie, brak wiary w szybki powrót kin i malejące zainteresowanie zapowiedzianymi hollywoodzkimi hitami.
Kto miał obejrzeć „Wonder Woman 1984”, ten już to zrobił? Wszystko przez przyspieszone premiery nowości na niektórych VOD.
Niecały miesiąc temu wyjaśniałem dokładnie, dlaczego decyzja WarnerMedia o jednoczesnej premierze produkcji z Gal Gadot w kinach i na VOD była racjonalna z punktu widzenia amerykańskiego rynku. Dotychczasowe dane dotyczące zarobków „Wonder Woman 1984” w tamtejszym box office potwierdzają ten punkt widzenia. Ale przy okazji tamtego tekstu nie został należycie podjęty pewien wątek, który w ostatnim czasie wydaje się coraz bardziej ewidentny.
Równoczesna premiera w kinach i na VOD ma bowiem działanie silnie demotywujące wszędzie tam, gdzie żadna z opcji nie jest dostępna. A w przypadku HBO Max jeszcze przynajmniej przez sześć miesięcy będzie to dotyczyło całej Europy (start platformy na Starym Kontynencie zapowiedziano oficjalnie na 2. połowę 2021 roku). Nie sposób tak długo podtrzymać globalny hype wokół blockbustera, który w pewnych częściach świata jest już dostępny.
Brak racjonalnej i łatwo dostępnej możliwości oglądania HBO Max legalnie w Polsce prowokuje ludzi do piractwa internetowego.
Przez koronawirusa częściowo powróciliśmy do słusznie minionych czasów, gdy polscy widzowie musieli czekać miesiącami, zanim najważniejsze hollywoodzkie produkcje debiutowały w naszym kraju. W pewnym sensie powróciliśmy do punktu wyjścia i z zazdrością możemy odnosić się do odbiorców zza oceanu. Można mieć uzasadnione nadzieje, że to czasowa zmiana, która dobiegnie końca wraz z pandemią. Ale im dłuższy lockdown, tym poważniejsze ryzyko odbicia się obecnych problemów kiniarzy i dystrybutorów właśnie na widzach.
Pół biedy, gdyby chodziło po prostu o wybór między pójściem do kina a obejrzeniem tego samego tytułu na VOD. Niestety, HBO Max i wiele innych zagranicznych serwisów VOD po prostu nie są dostępne legalnie w Polsce. Samo posiadanie VPN (co przecież samo w sobie już jest dodatkowym wydatkiem) w większości przypadków nie wystarcza, bo wymagają też konkretnych sposobów płatności np. użycia karty płatniczej zarejestrowanej w USA.
Istnieją możliwości, by bez naruszania prawa ominąć wszystkie te piętrzące się sposoby, ale nie jest to ani łatwe, ani wygodne. A to dwie bardzo ważne cechy każdego serwisu streamingowego. Należy też zadać sobie pytanie, czy to wszystko opłaca się w kontekście tylko jednego filmu takiego jak „Wonder Woman 1984”. Zwłaszcza wobec ewidentnie narzucającej się alternatywy w postaci nielegalnych źródeł i torrentów.
Kradzież własności intelektualnej nigdy nie jest czymś dobrym. Ale wielu z nas było przez lata przymuszanych do piractwa przez okoliczności.
Widzowie nie korzystali z portali takich jak Megaupload, ponieważ tak zależało im na oszukiwaniu artystów. Po prostu jedyną opcją było pójście do kina (co dla wielu Polaków mieszkających w mniejszych miastach i na wsiach nie było wcale takie proste) lub wyczekiwanie długimi latami aż dana pozycja trafi do telewizji. Nielegalne źródła oferowały nowości szybko, łatwo i bez konieczności kombinowania. Gdy z podobną ofertą na masową skalę wyszły oficjalne serwisy streamingowe, okazało się, że ludzie nie mają nic przeciwko temu, by za podobną usługę płacić.
W obecnej sytuacji obejrzenie „Wonder Woman 1984” znów stało się najprostsze za sprawą torrentów. I wystarczy przejrzeć media społecznościowa, fora i serwisy takie jak Wykop czy Reddit, żeby przekonać się, jak wiele osób zainteresowanych nowymi przygodami Wonder Woman wybrało właśnie tę ścieżkę. I choć nie ma za co ich chwalić, to nie widzę też sensu w zamykaniu oczu na kontekst w imię świętoszkowatego oburzenia.
Warto poza tym mieć na uwadze, że do spadającego zainteresowania „Wonder Woman 1984” przyczyniły się też czynniki inne niż zamknięte kina i blokowane regionalnie serwisy VOD. Swoje zrobiły też coraz słabsza średnia ocen przyznanych filmowi przez profesjonalnych krytyków i wyśmiewająca fabułę internetowa poczta pantoflowa. Nie zmienia to jednak faktu, że dalszy lockdown może wydatnie przyczynić się do dalszego zniechęcenia widzów. A wtedy trudno będzie wzbudzić w nich entuzjazm dla nowości, kiedy w końcu kinom pozwoli się wznowić działalność.