Co się stanie z bogiem, który zdradził swoje królestwo i zaoferował się zwycięzcy? Proste - będzie polował na innych sobie podobnych. Wracamy do opowieści o Lokim, nordyckim bogu kłamstwa, i do jego przygód. Wspaniała postać i równie dobre historie. Obowiązkowa pozycja wśród miłośników fantastyki.
Najpierw mały wstęp dla wszystkich tych, którzy nie styknęli się z poprzednią częścią książki: rzecz dzieje się po upadku Valhalli, którą właśnie Loki wraz z małżonką zdradzili. Od tamtej pory pracuje on dla aniołów i ku chwale Jedynego. To oczywiście tylko ogólny zarys historii, którą, jak na boga kłamstwa przystało i mimo, iż jest to zbiór opowiadań a nie powieść, można określić zdecydowanie jako udaną.
Tytułowy bohater, teraz bardziej dorosły i jeszcze przebieglejszy niż poprzednio, staje naprzeciwko bóstw poprzednich epok i demonów pod władzą upadłych aniołów. Loki gonić będzie za Hermesem, zabije samego Gromowładnego, ale i zmierzy się z Samaelem. Jego wiernym towarzyszem będzie pistolet o jakże adekwatnej nazwie Jericho, oraz bogowie: Eros i Bachus. Także mocodawcy przychodzić będą z pomocą z trudnych sytuacjach. Wszystko jednakże nie jest takie kolorowe, jak mogłoby się wydawać.
Loki niechętnie wykonuje swoje zadanie, nie zważa na anielskie zasady oraz cały czas myśli, jak mimo porażki wyjść z tego zwycięsko.
Opowiadania, w porównaniu do części pierwszej są bardzo realistyczne (na ile fantastyka może być realistyczna, oczywiście) i nie wydają się być wymyślone przez piętnastolatka z bujną wyobraźnią. Prawdę mówiąc, na to liczyłem i nie zawiodłem się. Chwała Panu. Sama postać Lokiego jest bardzo dobrze napisana. Dalej niestety czuć lekkie podobieństwo do tekstów z Człowieka Demolki i Terminatora, ale autor, co widać wyraźnie po odniesieniu do pierwszej części, "wyrósł" z tego. Bardzo także spodobała mi się barwniejsza postać archanioła Michała, ale niestety w tej kwestii Gabriel wiele stracił. Ciekawy okazał się też pomysł dołączenia Erosa i Bachusa (odpowiednio bogowie miłości i wina) do dotychczas jednoosobowej kompani.
Podsumowując: książkę warto kupić. Nawet jeżeli nie miałeś z tytułem do czynienia, czy też kiedy zraziłeś się częścią pierwszą. Pokuszę się chyba o stwierdzenie, że jest to najlepsza książka jaką w ostatnich miesiącach wydała Fabryka Słów (na równi z Grzędowiczem recenzowanym wcześniej w PB). Nikt się nie zawiedzie.