Kobiety mafii wkroczyły do kin. Patrząc na zapełnienie sali kinowej podczas wczorajszego seansu, na którym byłam, czekam na rychłe wieści o pobiciu przez film Patryka Vegi nowego rekordu.
OCENA
Zawsze jestem pod wrażeniem tego, jakie tłumy pojawiają się na premierach produkcji w reżyserii Patryka Vegi. Paprykowi Vege pewnie wcale nie byłoby do śmiechu, gdyby zobaczył, jak wypełnione są wówczas sale kinowe. Ludzie siadają w pierwszych rzędach, żeby już, teraz, jak najszybciej zobaczyć prawdziwą, brudną Polskę naznaczoną ręką reżysera. A wystarczy przecież po prostu przejść się po niejednym osiedlu w naszym kraju i zapuścić się między bloki. Wrażenia niezapomniane, gwarantuję, że lepsze niż w sali kinowej Škoda 4DX.
Zastanawiacie się pewnie, czy Kobiety mafii są gorsze od Botoksu. Jest to całkiem zasadna obawa. Sama zresztą po wizycie w kinie na tym filmie, stwierdziłam, że mówię Vedze: nie. Co tam mówię, ja postanawiam, że więcej na produkcje, które wyjdą spod jego ręki, nie idę. Potem, oczywiście, przyszła konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością, bo przecież zaraz premiera Kobiet mafii, a ja mam recenzencki obowiązek film zobaczyć. Czułam się wtedy pewnie trochę tak jak sam Patryk Vega, który czytał recenzje Botoksu.
W każdym razie mogę na postawione pytanie już odpowiedzieć, a wy możecie odetchnąć z ulgą, ale jeszcze wstrzymajcie się z kupowaniem biletu.
Nie, Kobiety mafii nie są gorsze od Botoksu.
Uff. Przyznam, że naprawdę mi ulżyło, kiedy po pierwszych piętnastu minutach filmu stwierdziłam, że jest nie najgorzej. Może nie nieźle, ale przez chwilę prawie poczułam, że to może być coś równie przyjemnie rozrywkowego (choć nie bez wad) jak Nowe porządki. Niestety, choć Kobiety mafii, jak już wspomniałam, od Botoksu gorsze nie są, tak nie jest to niestety film udany. Patryk Vega ponownie - pchany zapewne fascynacją tematem - porusza zbyt wiele wątków. A gdyby spróbował nieco odpuścić i zostawił ich kilka na później, wyszedłby z tego całkiem niezły film, choć oczywiście okraszony specyficznym, wulgarnym humorem, który mnie - tak gdzieś od Niebezpiecznych kobiet - zaczął już męczyć.
Bohaterkami Kobiet mafii są kobiety gangsterów: kochanki, wtyki, żony i córki.
Bela, w którą wcieliła się Olga Bołądź, zostaje wyrzucona z policji, ponieważ nie potrafi dostosować się do panujących tam reguł. Dziewczyna ma ambicje, by robić więcej niż to, na co jej pozwalano. Wkrótce kontaktuje się z nią ABW. Bela ma być wtyką w organizacji przestępczej kierowanej przez Padrino (Bogusław Linda), gangstera, dla którego najważniejsza jest jego córka, Futro (Julia Wieniawa). Bela będzie musiała dowiedzieć się, jak grupa przemyca narkotyki. Aby wykonać zadanie, zostaje kochanką jednego z mafiosów, Cienia (Sebastian Fabijański). Wkrótce wszystko zacznie się komplikować, kiedy jeden z członków mafii, Żywy (Piotr Stramowski), postanowi, że jego własne interesy są ważniejsze niż kolegów po fachu. A na dodatek żona Cienia (Katarzyna Warnke), sterowana przez nianię swojego dziecka (Agnieszka Dygant), wkroczy w światek przestępczy.
Dużo postaci? Sporo wątków? To jeszcze nic.
Fabuła jest zrozumiała, bardziej spójna niż np. Niebezpiecznych kobiet i Botoksu, ale Vega znowu skacze z kwiatka na kwiatek. W filmie jest sporo niepotrzebnych scen, które łopatologicznie przedstawiają niektóre wątki (związek Żywego i Siekiery, w którą wcieliła się Aleksandra Popławska czy sprawa Futro, córki Padrino), a brakuje miejsca na niektóre istotniejsze sprawy. Cała ta intryga przeradza się bowiem w osobistą vendettę Beli, ale w środku filmu właściwie o tym zapominamy, a i okoliczności, które do tego prowadzą, nie są zbyt dobrze przedstawione, a potraktowane po macoszemu.
Wiele postaci i wątków wydaje się doklejonych na siłę. Byleby tylko wrzucić więcej przemocy do produkcji albo dodać parę gagów.
To, co najlepsze w tym filmie, to jego finał. I nie piszę tego złośliwie, myśląc o napisach końcowych, a o samym zakończeniu. Jest naprawdę niezłe, mimo że dość przewidywalne. Niestety, po ostatniej scenie na ekranie pojawia się wielki napis, mówiący o tym, że Kobiety mafii powrócą. Możemy już więc obstawiać zakłady, czy chodzi o serial, czy o drugą (a potem pewnie i trzecią) część filmu. Biorąc pod uwagę fakt, że Showmax dorzucił swoje trzy grosze do Kobiet mafii, to produkcja w odcinkach, wzorem Botoksu, wydaje się całkiem prawdopodobna.
Vega, zgodnie z tym co mówi w mediach, chce robić prawdziwe, mocne kino. Niestety jego filmy stają się karykaturą samych siebie. Reżyser przekroczył granicę i od tego, obawiam się, nie ma już odwrotu. No chyba, że w Polsce naprawdę zabraknie patologii do sfilmowania. A na to, jak tak przejrzeć pierwsze nagłówki gazet, się nie zapowiada.