„Dżuma”, „Miasto ślepców” i inne książki o epidemiach bestsellerami. Popkultura wzmaga panikę czy od niej ratuje?
Koronawirus to temat, który w ostatnich tygodniach opanował światowe media. Nie powinno więc dziwić, że powszechna panika udzieliła się również osobom korzystającym z kultury. Na szczyty światowych list bestsellerów awansowały właśnie powieści o epidemii, takie jak „Dżuma” i „Miasto ślepców”. Czy to dobrze, że znów rozmawiamy o tych arcydziełach?
Pandemia koronawirusa zatacza coraz szersze kręgi w całej Europie. Wirus COVID-19 jest niebezpieczny przede wszystkim dla osób starszych i z obniżoną odpornością, ale szybkość jego rozprzestrzeniania się jest znacznie większa niż wielu innych chorób zakaźnych. Dlatego coraz więcej rządów wprowadza czasowe ograniczenia zwoływania imprez masowych. Liczba odwołanych i przenoszonych wydarzeń kulturalnych stale rośnie i obejmuje już najważniejsze światowe festiwale.
Wobec tak olbrzymiej skali działań zwykle pojawia się jednak pytanie, czy w każdej możliwej sytuacji mówimy o profilaktyce i prewencji, a nie przypadkiem o panice. Przykłady tego drugiego zjawiska widać choćby po zakupach dokonywanych w strefach zagrożenia koronawirusem. Okazuje się, że popularnym produktem obok wykupywanych bez większej potrzeby maseczek stały się książki. Nie chodzi jednak o byle jakie pozycje, a powieści poświęcone epidemiom.
„Dżuma” i „Miasto ślepców” stały się bestsellerami m.in. we Włoszech, Francji i Japonii.
O wzrastającej popularności książek Alberta Camusa i Jose Saramago jako pierwsza poinformowała La Repubblica. Według informacji gazety pod koniec lutego „Dżuma” wspięła się z 71. na 3. miejsce wśród wszystkich książek kupowanych online. Od tego czasu liczba sprzedanych egzemplarzy arcydzieła francuskiego pisarza urosła już trzykrotnie (licząc od momentu sprzed wybuchu pandemii koronawirusa).
Jak podaje portal The Guardian, na terenie Włoch, Francji i Japonii znacząco wzrosły też wyniki sprzedaży „Miasta ślepców”, „Bastion” Stephena Kinga i „Oczy ciemności” Deana Koontza. W tej ostatniej powieści świat cierpi z powodu epidemii wirusa Wuhan-400, co od razu pobudziło wielbicieli teorii spiskowych. Popularność tej tematyki odbija się również w innych branżach rozrywkowych (znacznie więcej graczy sięgnęło po „Plague Inc”, a widzów po „Contagion – Epidemię strachu” Stevena Soderbergha).
Pierwsze oznaki wspomnianego trendu widać już w Polsce. Oferty sprzedaży „Dżumy” w ostatnich dniach niemalże eksplodowały na portalu Allegro.pl. Sprzedawcy prześcigają się w przecenach popularnej produkcji (jeden z nich w zamkniętej już aukcji zdecydował się nawet bezpośrednio odwołać do epidemii koronawirusa). Z jednej strony można się cieszyć, że arcydzieła światowej literatury wróciły do łask, ale jednocześnie powinno to budzić nasz niepokój, jeśli mają się przyczyniać do wzmocnienia paniki.
Na książkach nikt jeszcze nie chce oszukiwać tak jak na maseczkach i środkach dezynfekujących, ale literacka metafora w nieodpowiednich rękach też może mieć negatywne skutki.
Warto w tym wszystkim zachować zdrowy rozsądek. Jeżeli ktoś w „Dżumie” i „Mieście ślepców” szuka rozwiązań na walkę z koronawirusem, to srogo się przeliczy. Te dzieła naprawdę mają bardziej skomplikowane znaczenie niż tylko prosta opowieść o epidemii. Nie wspominając o tym, że powstały odpowiednio w 1947 i 1955 roku, więc mają mało wspólnego ze współczesnymi metodami walki z rozprzestrzenianiem się wirusa z Wuhan. Ważne, żeby nikt nie próbował ich czytać jak podręczników czy po to, żeby napędzać własny strach. Autorzy wspomnianych książek na pewno by tego nie chcieli.