Kruk. Szepty słychać po zmroku może być polskim hitem tego roku. Widziałam już dwa odcinki serialu
Kruk. Szepty słychać po zmroku, nowy serial Canal+, ma być najmocniejszym thrillerem, jaki powstał w Polsce w ostatnich czasach. Tak przyjemniej uważa jego scenarzysta, Jakub Korolczuk. Jeszcze za wcześnie, by móc potwierdzić jego słowa, ale jedno mogę napisać już dziś - Kruk zapowiada się naprawdę dobrze. I mam nadzieję, że nie będę musiała dodać: jak na Polskę.
OCENA
Już od pierwszych chwil, kiedy dowiedziałam się, że Canal+ szykuje polski serial, będący thrillerem z wątkiem kryminalnym, byłam nową produkcją zainteresowana. Można narzekać, że my, Polacy, nic nie robimy, tylko kręcimy kryminały, zamiast brać się za inne gatunki. Można. Ale można też te kryminały oglądać i stwierdzić, że to naprawdę wychodzi nam najlepiej. Kruk. Szepty słychać po zmroku w reżyserii Macieja Pieprzycy tylko tę tezę potwierdza.
Po obejrzeniu dwóch pierwszych odcinków serialu wiem, że możemy liczyć na mocną, dobrą produkcję.
Już teraz jestem ciekawa, co wydarzy się dalej. Przynęta została przez twórców rzucona, a ja dałam się na nią złapać. Co więcej, jeszcze się z tego cieszę. Mam nadzieję, że nie jest to radość naiwnego polskiego widza. Widza, który łaknie interesujących rodzimych produkcji i daje się omotać każdemu serialowi, który nie jest kolejną tefałenowsko-polsatowską telenowelą (daję słowo, ta nazwa powinna już funkcjonować jako osobny gatunek).
Ba, jestem prawie pewna, że nie. Kruk to coś więcej.
Mamy tu wielowątkową, dobrze przemyślaną intrygę, w której centrum znajduje się tytułowy bohater - Adam Kruk. Zagrana przez Michała Żurawskiego postać, jej charakter dobrze odzwierciedlają atmosferę całego serialu. I nazwisko, tak jak chciał tego Korolczuk, pogłębia tylko mrok głównego bohatera, który zresztą nawet nazywając się „Skowronek”, nie zdołałby nikogo oszukać, co do swojej natury.
Adam Kruk cierpi. Fizycznie i psychicznie. Bierze leki, które mają pomóc mu uśmierzyć ten ból, ale tak po prawdzie to tylko igra z ogniem. Mężczyzna jest w kiepskiej kondycji. Dręczy go przeszłość i teraźniejszość, w której to echo przeszłości wybrzmiewa. Jako policjant zostaje z Łodzi, do której - jak dowiemy się od jednego z bohaterów - uciekł, przeniesiony na pewien czas do Białegostoku, swoich rodzinnych stron. Kruk ma zająć się jednym śledztwem, ale szybko okaże się, że zostanie wplątany w nowe.
W Białymstoku zostaje porwany jedenastoletni chłopiec, będący wnukiem ważnego jegomościa.
Ale to nie wszystko. Tematem serialu będzie osobista vendetta głównego bohatera z bolesną przeszłością. Powrót na Podlasie będzie dla mężczyzny traumatyczny. Zwłaszcza, że Kruka co i rusz męczą wspomnienia. Na początku serialu na ekranie pojawia się cytat Cormaca McCarthy’ego: „Blizny mają dziwną moc przypominania nam, że przeszłość wydarzyła się naprawdę”. Te słowa doskonale podsumowują głównego bohatera, którego blizny jeszcze się nie zasklepiły i dają wciąż o sobie znać.
Nierzadko nie jest pewne, co jest jawą, a co snem i to też dodaje dramaturgii tej postaci.
Już w pierwszych dwóch odcinkach bardzo dobrze widać, jak akcja się zacieśnia, i że kolejne wątki są elementami większej układanki. Zawodowe i prywatne sprawy Adama mieszają się ze sobą, tworząc wielowymiarową intrygę. A do tego mamy jeszcze ciekawie zarysowane tło społeczne. Można powiedzieć, że swoistym bohaterem tego serialu jest samo Podlasie, o którym nikt nie pamięta. Dzikie, niebezpieczne, swojskie, ale i zakłamane. Każdy się tu zna, ale prawda jest ukryta głębiej, niż można by przypuszczać. I tę prawdę będzie próbował odkryć Kruk, który jest traktowany podejrzliwie i z rezerwą, bo jest z zewnątrz. Bo jest obcy.
Mam nadzieję, że twórcy serialu nie odbiorą mi tego za złe, ale warto powiedzieć, że Kruk ma szansę być drugą Watahą.
I nie chodzi o to, że Kruk nie ma swojego charakteru, bo ma, ale o to, że porusza analogiczne wątki i może być takim samym telewizyjnym doświadczeniem. Tak jak w Watasze mieliśmy Bieszczady, graniczne miejsce Polski, tak tu mamy wspomniane Podlasie, również będące punktem stycznym różnych światów. Widać to i w podejściu do religii, i w nastrojach społecznych - niechęci do tego, co nie jest nasze. Nasze i polskie. Mamy przekręty, szefów mafii, mamy skorumpowane służby publiczne. Tworzy to interesującą mieszankę. A dodatkowo mamy silnego, głównego bohatera o dwuznacznej moralności. Pewne zbieżne wątki da się też zauważyć z pierwszym sezonem Belfra i to te, które bez wątpienia się w serialu ze Stuhrem udały.
Jakub Korolczuk mówił o swoich inspiracjach. Scenarzysta wymieniał takie tytuły jak True Detective, Fargo czy Top of the Lake. I rzeczywiście, w Kruku widać fascynację tymi tytułami, nie tylko w atmosferze, ale choćby w kadrach. Sugestywne zbliżenia, krótkie ujęcia kojarzą się z serialem Fargo Noah Hawleya.
Kruk. Szepty słychać po zmroku to prawdziwi bohaterowie z krwi i kości, źli, mroczni. To ciężki klimat, bo w tym serialu nie dzieje się właściwie nic pozytywnego. Jest brzydko, poza naturą, stanowącą kontrast dla za ciasnych mieszkań, zbyt starych tapet na ścianach czy tandetnych ozdób. I w końcu to interesująca intryga, która ma ciekawie zarysowane tło, nadające głębi całej produkcji.
Po dwóch pierwszych odcinkach mówię Krukowi: tak.
I obym po zobaczeniu kolejnych nie musiała dodać tych trzech słów. Jak. Na. Polskę.