REKLAMA

"Idąc do telewizji czułbym, że się cofam" - wywiad z Krzysztofem Gonciarzem

Z Krzysztofem Gonciarzem rozmawiamy o przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości internetowego wideo. A także o jego filmach, planach i eksperymentach. Pytamy też, kiedy paparazzi zaczną się uganiać za polskimi youtuberami.

Rozmawiamy z Krzysztofem Gonciarzem o YouTube
REKLAMA
REKLAMA

Niedawno opublikowałeś nowy film, poświęcony byłemu marines, który został buddyjskim mnichem.Wkraczasz tym samym w nowe rejony, w gatunek reportażu, czym po raz kolejny chyba przecierasz szlaki na polskim YouTube. To jednorazowy eksperyment, czy początek nowej działalności?

Otwieram teraz w Japonii firmę produkującą wideo, chcemy się pozycjonować na osoby, które łączą dwa światy: świat produkcji reklamowo-filmowej oraz świat produkcji wideo internetowego, osadzonego w Youtube’owej estetyce. Więc to jest częściowo eksperyment, częściowo sam postanowiłem się trochę doszkolić w tę stronę. Od dawna bardzo mnie interesuje temat balansowania na granicy jakości produkcyjnej - tego, na ile wyższa jakość się opłaca. Najpopularniejsze kanały YouTube’owe w Polsce i na świecie mają raczej średnią jakość produkcyjną, stawiają na treść bardziej niż formę - zastanawiam się, w którą stronę to pójdzie dalej. Obecny stan rzeczy jest optymalny, ale wątpię żeby się utrzymał.

Nowy kanał nagrywany kamerą internetową czy budżetowym smartfonem miałby jeszcze szansę zaistnieć, czy teraz bez HD nie ma już czego szukać na YouTube?

Myślę, że wciąż się da, tylko jest trudniej niż kiedyś. Obecne gwiazdy kiedyś się opatrzą i stracą wiatr w żaglach, tak samo jak w każdej gałęzi showbiznesu, tak i tutaj nastąpi rotacja. Już następuje. Niektórym się wydaje, że YouTube to ciągle te same gęby - tymczasem ci ludzie zwykle po prostu nie zadają sobie trudu znalezienia tych innych. Jeśli wyznacznikiem tego, kto jest ciekawy, będzie główna strona YouTube’a, to pewnie że będą tam tylko ci najpopularniejsi, najwięksi i najlepsi jakościowo. Maciek Dąbrowski - zDupy - w ciągu roku od zera stał się jednym z najpopularniejszych polskich twórców sieciowego wideo, a nie miał wcale super sprzętu.

Już poprzednim Twoim materiałom z Japonii czy Spitsbergenu trudno było cokolwiek zarzucić pod względem produkcyjnym, ale ten najnowszy sprawia wrażenie wyciętego z ramówki Discovery czy National Geographic. Ile osób było zaangażowanych w jego produkcję? Ile pracy kosztowało was stworzenie go? Jak różnił się jego budżet od innych Twoich filmów z Japonii właśnie?

Budżet wynosił, nie wiem, 50zł za dojazdy pociągiem. Pracowały nad nim dwie osoby, Kasia zorganizowała wszystko ze Scottem, przeprowadziła wywiad. Ja nakręciłem i wyprodukowałem film, cały proces zajął ze 4 dni, w tym 2 dni zdjęciowe. Praca “w polu” przy moich reportażach podróżniczych nauczyła mnie bardzo szybkiego i ekonomicznego procesu produkcyjnego, bazuję na zasadzie Pareto - można nad jednym elementem filmu spędzić dowolnie dużo czasu, ale niekoniecznie uczyni to go na tyle lepszym, by warto było ten czas spędzać.

Według statystyk dostępnych na Vimeo, 4 dni po udostępnieniu, film o buddyjskim mnichu ma niespełna 65 tys. wyświetleń, tymczasem opublikowany mniej więcej w tym samym czasie odcinek Zapytaj Beczkę zebrał ich prawie 100 tys. więcej. Jesteś zadowolony z tego wyniku? W wywiadzie, którego udzieliłeś naTemat pół roku temu mówiłeś, że mniej koncentrujesz się na ilości wyświetleń, a bardziej na tworzeniu „premium contentu”. Spytam więc wprost: opłaca Ci się to? Czy idąc w stronę wykręcania setek tysięcy odsłon zarobiłbyś więcej ale miał z tego mniejszą satysfakcję?

Trudno byłoby oczekiwać, że film o buddyjskim mnichu zbierze większą oglądalność niż Zapytaj Beczkę. Wrzuciliśmy go na Vimeo nieprzypadkowo, chcieliśmy pozycjonować to na premium content, oglądalność takich filmów nie jest aż taka ważna. Nie sądzę, żeby w mojej sytuacji sensowne było ciśnięcie contentu w ten sposób, żeby zbierał jak najwięcej wyświetleń - ba, nawet tę nieszczęsną Beczkę robię od jakiegoś czasu na tyle po swojemu, że część młodszych widzów po prostu się od tego formatu odwróciła. Zrobiło się dla nich zbyt ciężko i moralizatorsko, dużo osób dostaje tym humorem mocno po ryju. Zamiast śmiać się z kogoś innego, patrzą w lustro. I ja też patrzę tam w lustro. Cieszę się, że mogę w tym momencie w Beczce powiedzieć wszystko, nie czuję już żeby wiązała mnie jakakolwiek mentalność “masowego odbiorcy”. Pewnie, że chciałbym, żeby zamiast 200 tys. wyświetleń każdy odcinek miał 2 miliony. Ale nie chciałbym robić skeczów takich, jakie osiągają w Polsce 2 miliony wyświetleń.

Co Ci w nich nie odpowiada? Dlaczego nie podoba Ci się to, co robi Wardęga albo Abstrachuje?

Ej, nie mówię, że mi się nie podoba - mówię, że ja nie chciałbym robić tych rzeczy. Za każdym popularnym kanałem stoi jakiś zamysł, zestaw umiejętności, trochę szczęścia. U Sylwestra bardzo lubię materiały, które mają być zabawne - jak jego film z Gandalfem i tramwajem. Abstrachuje zrobili np. rewelacyjny film o Letsplayerach, jak dla mnie to było super śmieszne. Ale ani jedno, ani drugie, to nie jest twórczość, którą sam chciałbym robić.
Tak na marginesie - w Polsce wydaje nam się trochę, że “reszta świata” to USA, ew. Stany plus inne kraje anglojęzyczne. Te najbardziej rozwinięte, o największym potencjalnym zasięgu widzów, najdłużej istniejące. Tymczasem jak porównać polską scenę do np. Japonii czy Korei to jesteśmy według mnie sporo z przodu. Podobnie z krajami hiszpańskojęzycznymi, z tego co się widziałem to kreatywnego szału tam nie ma. Polska scena jest całkiem spoko.

Dinozaur polskiej sceny internetowego wideo, Dakann, w rozmowie z Szymonem Radzewiczem powiedział, że YouTube'a robi się dzisiaj dla gimbazy. Ty z jednej strony cały czas produkujesz treści, które odpowiadają oczekiwaniom młodszej części internautów, ale też od już od dłuższego tworzysz produkcje skierowane chyba do nieco starszych widzów, niż sugerowany przez Grzegorza przedział 12-18. Jak to w końcu jest, dla kogo „robi się YouTube'a”?

To byłaby w miarę mądra opinia, gdyby Dakann wygłosił ją w 2012 roku. Teraz to jest raczej random, byle był ładny nagłówek. Na YT jest bardzo dużo dzieciaków - wystarczy popatrzeć na kanały najpopularniejszych w Polsce letsplayerów, tam średnia wieku jest bardzo niska - ale argument typu “robisz content dla dzieciaków” sam w sobie jest dość gimbazjalny. Co innego content dla dzieciaków, a co innego content który dzieciaki oglądają. Sporo dzieciaków zobaczyło mój dokument o mnichu. Czy to znaczy, że był to film dla gimbazy? Serio, wątek “gimbaza na YouTubie” jest dla mnie porównywalnie retro do “zarabianie na YouTubie”. Dakann umie uderzać w takie tony, zyskiwać poklask ludzi którzy w temacie nie siedzą, koniunkturalnie słusznie - bo postawa "anty-establishmentowa" to jedyne słuszne wyjście w jego sytuacji.

Tworzysz wideo do Internetu już od kilkunastu lat, nie tylko na YouTube'a. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy nikt nawet nie myślał o tworzeniu dedykowanych treści na YouTube, to, co się tam pojawiało było absolutnie przypadkowe. Teraz mam programy na przykład popularnonaukowe, podróżnicze, czy nawet Żywy Rap – youtube'owy talent show. Z czego, Twoim zdaniem, wynika ta ewolucja?

Wszystko wzięło się z tego, że YouTube jest prosty w obsłudze. Nagrywasz, wrzucasz, patrzysz że ktoś to obejrzał. Zaczynasz od kamerki internetowej, potem wpadasz w zajawkę i podwyższasz jakość, widzów masz coraz więcej, zaczyna to przynosić przychody, możesz stać się profesjonalistą. Po paru latach prowadzisz program jakości lepszej niż polska telewizja, a nikogo nie musiałeś prosić o danie tobie szansy, nikomu nie jesteś nic winien. To piękne.

Youtuberzy, na razie jeszcze nieliczni, są dziś prawdziwymi celebrytami. Może jeszcze nie piszą o nich w plotkarskich portalach (choć niektórzy, w tym także i ty, byli już nawet na bilbordach), ale już uchodzą za idoli, gwiazdy, ludzi na widok których piszczą tłumy. Ich siłą jest atrakcyjna dla widzów osobowość i „normalność”. Myślisz, że wkrótce zaczną się za wami uganiać paparazzi? A może nigdy do tego nie dojdzie, bo jesteście „idolami Internetu”, wpływowymi tylko u pewnej grupy ludzi, raczej młodych, którzy nie czytają gazet i nie oglądają telewizji, i która za rok, dwa albo pięć lat wyrośnie z tego zauroczenia?

Utrzymanie popularności jest równie trudne co jej zdobycie. Jak popatrzysz na to, jak wyglądał polski YouTube 5 lat temu, zobaczysz że niewielu twórców z tamtych czasów utrzymało do dzisiaj swoją pozycję. Moim sposobem na to jest regularne zmienianie profilu, ciągły rozwój w jakąś ciekawą stronę - staram się też nie polegać wyłącznie na YouTubie, prowadzę biznes w innych dziedzinach, żeby całe moje życie nie bazowało wyłącznie na tym, że muszę stanąć przed kamerą i być wesołym. Bo każdemu może się kiedyś odechcieć.

Co do serwisów plotkarskich - nie wiem, szczerze mówiąc, jak to działa. Kiedykolwiek media piszą o YouTuberach, myślę że bardzo zyskują na oglądalności. Wywiady z YouTuberami to najpopularniejsze artykuły na wielu serwisach, u Łukasza Jakóbiaka odcinki z YouTuberami są popularniejsze niż większość wywiadów z celebrytami. Pewnie jakby Pudelek zaczął pisać teraz o Rezim i Stuu, wpisy na ten temat byłyby rekordowo popularne. Więc prawdopodobnie dojdzie do tego, że przysłowiowi paparazzi zaczną się za takimi osobami uganiać - a będzie to podyktowane czystą ekonomią mediów, które tych paparazzi zatrudniają.

Jaki jest Twój stosunek do tzw. „mediów tradycyjnych”, przede wszystkich do telewizji? Gdyby zgłosiła się do Ciebie jakaś polska stacja i oznajmiła, że chce kupić Twój format i emitować go u siebie na wyłączność, na uczciwych warunkach finansowych, zgodziłbyś się? Czy jednak za bardzo cenisz niezależność, jaką daje Ci samodzielna produkcja, nawet jeżeli łączy się ona z mniejszymi zyskami?

Idąc do telewizji czułbym trochę, że się cofam. Jeśli szłyby za tym jakieś kosmiczne pieniądze, to pewnie bym to zrobił, spróbował jakoś to wizerunkowo wykorzystać na swoją korzyść - ale nie czuję takiej potrzeby. Telewizja to raczej skostniały twór, skuteczny tylko pod względem finansowym, bazujący na sprzedawaniu reklamodawcom swojej trudno mierzalnej oglądalności. Kreatywnie nie mam tam chyba czego szukać. Oczywiście jest możliwe odrodzenie - amerykańska telewizja jakoś bardzo dobrze sobie radzi we współpracy z Internetem, mariaż tych dwóch światów leży podany na talerzu i wystarczy się schylić, żeby go skopiować do Polski. Wtedy może pogadamy.

Chciałbyś być pionierem takiej współpracy, czy raczej wolałbyś robić swoje i czekać, w którym kierunku by się ona rozwijała?

Zależy od kontekstu, na pewno podszedłbym do tego tematu z dużą dozą nieufności. Nie mam dobrego zdania o tym, jak telewizje w Polsce traktują podwykonawców. A w Internecie mi dobrze.

Chwalisz się, że tworzysz premium content o bardzo wysokiej jakości produkcyjnej, z dużymi – jak na YouTube – budżetami. Co to znaczy „duży budżet” w wypadku internetowego wideo? Ile przeciętnie kosztuje Cię wyprodukowanie jednego odcinka programu z Japonii?

Sprzęt, którego używam do nagrań, jest warty sporo ponad 50 tysięcy złotych. Swoje programy nagrywam w Japonii, gdzie poziom kosztów wszystkiego jest dużo wyższy niż w Polsce. Nie oszczędzamy w środkach. Jak w zeszłym roku robiliśmy razem z Walutomat.pl film z Chicago, ktoś od nas wpadł na pomysł żeby wynająć helikopter, więc wynajęliśmy helikopter. Działamy z takim rozmachem, na jaki w danym momencie możemy sobie pozwolić - bądź też na jaki pozwala budżet projektu ze strony sponsora.

To był najdroższy film, który stworzyłeś? Możesz zdradzić ile w przybliżeniu kosztowała jego produkcja? I czy budżet jakiegoś innego twojego wideo w ogóle zbliżył się sumy?

Pracuję na budżetach kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych, akurat ten film nie był jednym z najdroższych.

Sami sobie – youtuberzy – podnosicie poprzeczkę, jeśli chodzi o poziom produkcyjny; treści nie chcę wartościować. Póki co większość z was pełni jednocześnie rolę reżysera, scenarzysty, operatora, dźwiękowca i kamerzysty. Na razie zdaje to egzamin. Nie boisz się jednak, że wkrótce oczekiwania widzów zrobią się dużo większe, trzeba będzie zakupić drogi sprzęt i wynająć ludzi do pomocy, przez co ów premium content stanie się bardzo kosztowny w realizacji?

Ja się tego nie boję, jestem na taki scenariusz przygotowany. Nie sądzę jednak, żeby oczekiwania widzów poszły w tę stronę - w Internecie ludzie szukają rozrywki, 35 milionów subskrybentów PewDiePie nie powie mu nagle, że powinien kręcić letslpaye kamerą RED. W tym momencie jakość produkcyjną, tak jak mówisz, podnoszą sami twórcy, na czysto ambicjonalnej zasadzie. Czasami to ułatwia dotarcie do nowych widzów, czasami nie - jakość produkcyjna w Internecie to strasznie dziwny, nieprzewidywalny temat.

YouTube się sprofesjonalizował, pojawiły się agencje obsługujące twórców, castingi na vlogera czy przeróżne akademie internetowego wideo; sam zresztą wydałeś książkę na temat tworzenia treści do Sieci. To oczywiście naturalny kierunek rozwoju, skoro tylko pojawiły się w tym pieniądze i to chyba niemałe. Ale czy nie będzie tak, że w związku z tym przysługująca wam aktualnie twórcza niezależność lada moment zacznie być ograniczana, bo „to się nie sprzeda”, „to jest zbyt kontrowersyjne”, albo „takim materiałem nie przyciągnie się reklamodawców”?

Myślę, że duża część twórców wideo myśli już w ten sposób. Ale nie przesadzajmy: twórcza niezależność twórcy wideo na YouTube to nie jest poziom artysty, który może się wysmarować kałem i stanąć na podeście w muzeum, by potem narzekać że ludzie nie rozumieją jego sztuki. To jest komercyjny showbiznes, tylko taki, w którym dość dużo mocy decyzyjno-twórczej spotyka się w jednej osobie. Trzeba mieć na uwadze grupę docelową, trzeba mieć na uwadze finansowanie tych projektów. Brak myślenia o jednym ani drugim charakteryzuje tylko debili i geniuszy.

Pospekulujmy – YouTube profesjonalizuje się na tyle, że za sukcesem jakiegoś twórcy stoją między innymi jego styliści, PR-owcy i scenarzyści. Koszty produkcji jednego odcinka idą w dziesiątki tysięcy złotych. Widzowie otrzymują dzięki temu soczyste treści w najwyższej jakości produkcyjnej, w 8K, 3D i z efektami specjalnymi rodem z filmów Michaela Baya. Czy to scenariusz, do którego dążysz? Czy YouTube byłby wówczas bardziej atrakcyjny czy może jednak straciłby swoją największą siłę – egalitarność?

Znowu wrócę do przykładu PewDiePie - miejmy jasność, to jest najpopularniejszy kanał YT na świecie, ma 35 milionów subskrybentów, więcej niż wiele krajów na Ziemi mieszkańców. A jak wygląda? Śmieszny typek z kamerką robi sobie jaja. Trochę bluzga, trochę jedzie po bandzie, ale generalnie jest przede wszystkim sympatyczny. Efekty specjalne i 8D tego nie zastąpią, momentami mogą nawet przeszkadzać. Bo jakby Pewds nagrywał to wszystko w ogromnym telewizyjnym studio, otoczony 10 kamerami, to pewnie wyglądałoby to ładnie, może nawet byłby równie śmieszny, ale wtedy żaden z jego widzów nie czułby, że jest jego kumplem. Że siedzi obok na kanapie z piwem i śmieje się z tych durnych (pozytywnie durnych) żartów. Na drodze ku zwiększaniu jakości produkcyjnej nie można zapomnieć o tym, że sam trzon programu musi pozostać autentyczny. Widzowie w Internecie nie nabierają się pustą formę-wydmuszkę.

REKLAMA

W ostatnim czasie zajmujesz się przede wszystkim produkowaniem filmów z Japonii. Jak dobrych opinii by one nie zbierały, ten format kiedyś się wyczerpie. Masz już plany co dalej? Treści z innych krajów, a może coś zupełnie innego, nowego?

Na razie skupiam się na rozwoju firmy w Japonii, więc zostanę tutaj jakiś czas. Jeszcze sporo przede mną. Japonia to teraz bardzo dobre miejsce dla mnie: kilka tygodni temu Polska podpisała z tym krajem nową umowę wizową (roczne wizy work&travel), a za 5 lat Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Rozwijam też równolegle w Polsce projekt, który ma być czymś w rodzaju YouTubowej wytwórni treści, będziemy pomagać twórcom w rozwoju ich projektów. No i w tym wszystkim mam swoje dwa kanały, jeden komediowy z Zapytaj Beczkę, drugi podróżniczy. Mam plany rozwoju obydwu, chcę m.in. wrócić trochę do podstaw, pobawić się nieco surowymi formatami, które mogą się ładnie przeplatać z zaawansowanymi produkcyjnie reportażami. Zobaczymy - będę eksperymentował.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA