REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

Ten twórca doskonale zna się na thrillerach. Jego nowy film zobaczycie na Netfliksie

W swoich "Krzywych liniach Boga" Oriol Paulo od pierwszych sekund stara się zasiać w naszych trzewiach ziarno niepokoju. Wie, jak kupić uwagę widza - rzecz w tym, że niezbyt dobrze radzi sobie z utrzymaniem jej przez 2 godziny i 35 minut trwania filmu.

14.12.2022
16:09
Ten twórca doskonale zna się na thrillerach. Jego nowy film zobaczycie na Netfliksie
REKLAMA

Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.

Oriol Paulo ("Trup", "Oczy Julii") niewątpliwie umiłował thriller nade wszystkie inne gatunki. Choć nie sposób nazwać go mistrzem dreszczowca, filmowiec potrafi zaintrygować opowiadaną przez siebie historią, sprawnie podbudować napięcie, a czasem nawet wykręcić widzowi numer. Netfliksowe "Krzywe linie Boga" to zecydowanie najmasywniejszy - objętościowo, fabularnie - z jego projektów. I choć nie okazał się, niestety, najlepszym z nich, stanowi kolejny dowód na to, że Paulo to zdolny, solidny rzemieślnik, który doskonale wie, co robi.

REKLAMA

Krzywe linie Boga - recenzja włoskiego thrillera Netfliksa

Łączącą thriller z dramatem hiszpańską produkcję otwierają zdjęcia zielonych wzgórz i wijących się między drzewami leśnych dróg (skojarzenia?). Po kilku sekundach naszym oczom ukazuje się tablica z napisem "Szpital Matki Bożej Fontanny" - to właśnie tam zmierza główna bohaterka, prywatna detektyw Alice. Wkrótce dowiadujemy się, że kobieta - jak sama twierdzi - cierpi na paranoję. Przy okazji jednak ma nadzieję dowiedzieć się, jaka była prawdziwa przyczyna tajemniczej śmierci jednego z pacjentów. 

Zarys "Krzywych linii Boga" może przywodzić na myśl "Wyspę tajemnic" Martina Scorsesego - w gruncie rzeczy są to jednak zupełnie inaczej opowiedziane i rozkładające akcenty historie. Choć w obu przypadkach twórcy postanowili skłonić widza do wyciągnięcia własnych wniosków co do tego, co tak właściwie się wydarzyło, "Wyspa" jest filmem zdecydowanie prostszym i bardziej czytelnym. Hiszpański reżyser pozostawia znacznie więcej pola do interpretacji i dużo odważniej sięga po niejednoznaczności, co, przynajmniej w moim odczuciu, wychodzi obrazowi na dobre. Podobnie zresztą jak oryginałowi - film bazuje bowiem na powieści Torcuato Luca de Tena z 1979 roku.

Lubię to, że Oriol Paulo nie traktuje widzów jak głupszych od siebie i nie podaje im nic na tacy.

REKLAMA

Dzięki temu zdecydowanie łatwiej zaangażować się w tę opowieść, tym bardziej, że - jak już wspominałem - twórca dobrze wie, jak zaniepokoić czy zbudować napięcie. Niestety, za sprawą kolosalnego czasu trwania filmu, dość często je gubi - niezamierzenie wypada z rytmu. Zamiast chwilowego spuszczenia z tonu w odpowiednim momencie, który ma za zadanie pozwolić widzowi odetchnąć, Paulo próbuje dokręcać śrubę - przedobrzając i w efekcie przekłuwając nadmuchiwany przez siebie balonik.

Twórca dość nieskromnie mruga do widza, chełpiąc się nawiązaniami do klasyków (tu Hitchcock, tam Kubrick - ten drugi już w pierwszych sekundach), te zabiegi służ jednak uśpieniu naszej czujności. Gotowi na ciekawą, ale raczej nietrudną w odczytaniu historię, opuszczamy gardę. Paolo z wprawą oszukuje zadowolonego z siebie odbiorcę, by zaskoczyć i wytrącić z równowagi. Mimo dość sporej dawki scenariuszowych niedorzeczności, nie sposób odmówić filmowcowi warsztatu i przebiegłości. Warto śledzić jego karierę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA