Po seansie z Lego® Przygoda chce się śpiewać „everything is awesome” a raczej „wszystko jest czadowe”. Ok, nie powiem, że się tego nie spodziewałem, ponieważ światowa premiera była dzień wcześniej i trudno człowiekowi oprzeć się przeczytaniu kilku recenzji, no a te były zgodne co do jednego - Lego® Przygoda to naprawdę świetny film.
Otoczeni przez małe dzieci i ich rodziców, na początku możecie się czuć trochę niezręcznie, ale po jakimś czasie sami stwierdzicie, że jesteście częścią tej sali, gdzie średnia wieku waha się w okolicach 5-7 roku życia. Lego® Przygoda jest bardzo ładnie skleconą opowieścią dla dzieci z morałem, który w zasadzie towarzyszy każdej zabawie z Lego – wyobraźnia i otwarty umysł, to bardzo ważne rzeczy w życiu, bawić się można w każdym wieku a jak się człowiek bardzo stara, to może stać się tym kim chce.
Jasne, target filmu to dzieci, ale w filmie dorośli odnajdą elementy, które tylko oni będą mogli zrozumieć, a twórcy (Phil Lord i Chris Miller) co rusz puszczają do nas oko i mówią – „patrzcie, tutaj się dzieci zajmują ładnym obrazkiem, a dla was mamy to i owo”. To i owo dotyczy odniesień do popkultury (pomijam te oczywiste z Batmanem, Supermanem, Wonder Woman i Władcą Pierścieni) i do zwykłego, codziennego życia, w którym każdy z nas jest takim żółtym ludzikiem.
Widz jest wprowadzany w fabułę powoli, twórcy wyjaśniają nam wszystko łopatogolicznie. Widzimy świat klocków oczami bohatera Emmeta „Klockowskiego”, ludzika Lego, który dosłownie niczym się nie wyróżnia, stosuje się do instrukcji i prowadzi swoje spokojne, poukładane życie dopóki przypadkiem nie natrafia na „klocek przeznaczenia”. Od tej pory Emmet będzie walczył o los Lego świata ze swoimi nowo poznanymi przyjaciółmi.
Lego® Przygoda jest naprawdę dowcipnym filmem, w którym meta humor miesza się ze slapstickowymi scenkami, które rozbawią młodszych widzów. Ale w tym wszystkim najlepszy jest po prostu obraz. Przepiękny świat Lego, o którym wielu z nas za dzieciaka, mogło tylko pomarzyć. Odgłosy obok i zza mojego fotela - „ale fajna ta grafika” - tylko potwierdzają moje wrażenia. Akcji na ekranie było tak dużo i tak wiele elementów przykuwających oko, że nie sposób było je wszystkie wyłapać. Działo się, naprawdę się działo. Wybuchy, pościgi, jeszcze większe wybuchy, dynamiczniejsze pościgi, a do tego klocki walczące z klockami, policyjne rekiny z „kogutami” na głowach i mnóstwo tzw. wodotrysków.
Dbałość o szczegóły była niesamowita, o tym, że to film Lego widz widział przy każdym elemencie – logo Lego widniało praktycznie wszędzie. Tak naprawdę, docenić film mógł tylko widz starszy, którego twórcy Lego® Przygoda rozpieszczali i zabierali w podróż w przeszłość pokazując wszędzie palcem i mówiąc – A pamiętasz to? A pamiętasz te zestawy (jak chociażby Lego Kosmonauta i jego pęknięty hełm oraz Sokół Millenium)? Też się tym bawiłeś? – niczym dziecko z ADHD chcące już rozpakować kartonowe pudełko z klockami w środku. A generalnie film mówi nam to, co wszyscy za dzieciaka wiedzieliśmy. Instrukcje są ok, ale na początku. Potem jak już pobawimy się kupionym modelem, czas go zdementować i dać się ponieść fantazji.
Co do polskiej wersji i dubbingu, to jestem naprawdę mile zaskoczony. Jarosław Boberek jako zły/dobry glina wykonał porządną robotę, a tuż za nim plasowali się Piotr Bajtlik (Emmet), Ewa Andruszkiewicz-Gruzińska (Żyleta) oraz Krzysztof Banaszyk (Batman). Jeżeli jeszcze nie trafiliście na premierę, to nadróbcie to jak najszybciej. Bierzcie swoje dzieci, a jak nie macie i się wstydzicie pójść sami, to pożyczcie od kogoś z rodziny bądź przyjaciół. Rozrywka dla was i dla najmłodszych gwarantowana. Jedyny minus? Zaraz po seansie ma się ochotę w najbliższym sklepie z zabawkami kupić jakiś zestaw Lego...