W 2019 roku do wyścigu o Oscary dołączył film, który na papierze wyglądał zwyczajnie: oto dwa underdogi naprzeciw wielkiemu Goliatowi branży wyścigowej. "Le Mans '66" to na szczęście film, który oferuje znacznie więcej. Jeśli ktoś go jeszcze nie widział, warto dać mu szansę, choćby ze względu na świetną obsadę.

Dramaty sportowe to gatunek rządzący się swoimi prawami. Czasami operuje na dość oczywistych schematach - główny bohater jest na słabszej pozycji względem silniejszego rywala, jednak robi wszystko, by doskoczyć do wysokiego poziomu, przebić konkurencję, osiągnąć wielkość. Od inwencji twórców zależy jednak, czy uda się wycisnąć z tego konceptu coś ciekawego. Jamesowi Mangoldowi się to udało.
Le Mans'66 - wyścig o wszystko
Osią fabuły filmu Mangolda jest historia współpracy dwóch mężczyzn. Ken Miles (Christian Bale) to brytyjski kierowca wyścigowy, zaś Caroll Shelby (Matt Damon), dawniej trudniący się tym zawodem, jest projektantem samochodów sportowych. Panowie wspólnie decydują się na stworzenie samochodu, który pod marką Forda ma stanąć do zawodów w legendarnym francuskim wyścigu 24h Le Mans. Tym samym planują rzucić wyzwaniem samochodom słynnego Enzo Ferrariego.
Siłą filmu Mangolda jest przede wszystkim to, że osadza historię na barkach dwóch, charyzmatycznych postaci. Miles to piekielnie zdolny kierowca, ale równie mocny co w jeżdżeniu, jest w gębie. Shelby zaś również jest specem w swoim fachu, ale jest znacznie bardziej ugodowy. "Le Mans '66" to wciągająca od początku do końca historia dwóch facetów niekoniecznie z tej samej bajki, ale złączonych wspólnym celem w postaci utarcia nosa Ferrari. Ich walka, czy to na torze, czy w gabinetach, potrafi zainteresować i elektryzować.
Największa zasługa w tym przede wszystkim aktorów. Mangold wiedział co robi, angażując do projektu Christiana Bale'a i Matta Damona. Pierwszy to niezwykle utalentowany kameleon, drugi zaś ma raczej opinię sprawnego wyrobnika. Obaj wspinają się tu na swoje wyżyny, a zwłaszcza Damon, co przed obejrzeniem tego filmu nie było dla mnie oczywiste. Bale jednak również daje świetne popisy, a jeśli ktoś tęskni za Jonem Bernthalem, to ma on w tym filmie niezłą, choć chyba nie do końca wykorzystaną, drugoplanową rolę.
"Le Mans '66" to zdecydowanie jeden z najlepszych filmów w dorobku Jamesa Mangolda, kolejny dowód na to, że ten reżyser jest w stanie robić solidne, emocjonalne i wciągające kino. Wiem, że przed nim, ale i przed Balem czy Damonem, jeszcze wiele dobrego.
Więcej o ofercie Disney+ przeczytacie na Spider's Web:
- Najlepsze komedie na Disney+. TOP 15
- Jak miejsca z serialu Breslau wyglądają naprawdę? Sprawdziłem to
- Promocja Disney+. Przez 3 miesiące płacisz 9,99 zł. Co obejrzeć w tym czasie?
- Na Disney+ obejrzycie thriller ze wspaniałą rolą Marcina Dorocińskiego
- Disney+ pozamiatał. Widzieliśmy Breslau. Recenzja