REKLAMA

Widzieliśmy nową wersję kultowego fantasy. I zapłakaliśmy

Nowa "Czerwona Sonja" to jeden z tych filmów, których nie powinniśmy żałować, że w naszym kraju ominął kina. Nawet na VOD ledwo da się go oglądać. To fantasy z przeceny na Temu.

OCENA :
2/10
czerwona sonja fantasy co obejrzeć vod
REKLAMA

Co jest najlepsze w życiu? Rozgromić wrogów, pędzić ich przed sobą i słyszeć lament ich kobiet. To oczywiste, bo przecież nie chill w dolinie niesamowitości, pojmanie przez szalonego cesarza Dragana i kilka pozbawionych ikry potyczek. A tak to wygląda w nowej wersji "Czerwonej Sonji", która zdaje się doskonałym przykładem samospełniającej się filmowej obietnicy. Projekt był przecież planowany jeszcze w 2008 roku. Od tamtej pory przechodził z wytwórni do wytwórni, od jednego twórcy do drugiego, aż w końcu udało się go zrealizować. Z mniejszym budżetem niż pierwotnie zakładano, po wielu modyfikacjach i kłótniach przy postprodukcji.

"Czerwona Sonja" to po prostu B-klasowe fantasy spod znaku magii i miecza z blockbusterowymi ambicjami. Dlatego wygląda tanio. Do nagminnie prześwietlanych zdjęć dziennych należy dodać tandetne CGI. A tego współautorka scenariusza i reżyserka M.J. Bassett nam nie szczędzi. Już na początku, gdy tytułowa bohaterka spokojnie żyje sobie w lesie, niczym do księżniczki Disneya lgną do niej kolejne fantastyczne stworzenia, pośpiesznie wygenerowane komputerowo. Nieco lepiej robi się, gdy twórcy sięgają po praktyczne efekty specjalne, choć wciąż cyklopominotaur poruszający się w animacji poklatkowej porusza się tak absurdalnie, że Ray Harryhausen musi przewracać się w grobie.

REKLAMA

Czerwona Sonja - recenzja nowego fantasy

Ciągle rozwijając swój krzykliwie sztuczny świat przedstawiony Bassett nie robi nic, aby pomóc nam zawiesić niewiarę. W fabule wesoło i całkowicie bezrefleksyjnie nakładają się na siebie kolejne klisze, pogrubiając nawias niewiarygodności tak bardzo, że aż pęka. Oczywiście, reżyserka odrzuca maczystowskie spojrzenie oryginału z lat 80., pomyślanego jako duchowy spin-off "Conana Barbarzyńcy" i "Conana Niszczyciela" - to był przecież film o dzielnej wojowniczce, która dokonując zemsty, przepracowuje swoją niechęć do mężczyzn. Dlateo Sonja nie dostaje już pomocnika pod postacią umięśnionego barbarzyńcy, tylko sama musi walczyć o swoje, gdy trafia do niewoli. A mimo to, kiedy zostaje zmuszona do gladiatorskich walk, w ramach pancerza dostaje metalowe bikini - równie kuse, co księżniczka Leia u Jabby.

Oczywiście tę seksualizację wojowniczki Bassett podaje nam z przymrużeniem oka, o na pytanie Sonji, czy nie mogłaby dostać czegoś, co by lepiej ją chroniło, zbrojmistrz odpowiada, żeby się tym nie przejmowała. Ma tylko dostarczyć rozrywki dla cesarza i spragnionego igrzysk ludu. I choć oni się rzeczywiście cieszą, dla widzów to raczej słaba rozrywka. Reżyserka wykłada nam bowiem wszystko topornie i wielkimi literami. Przecież od początku główna bohaterka symbolizuje tradycyjnie kojarzone z kobietami naturę i emocjonalność. Dragon - ze swoim zamiłowaniem do nauki - staje się ucieleśnieniem tradycyjnie kojarzonych z mężczyznami rozumu i nauki. Paradoksalnie więc próbując przełamać schematy genderowe, film coraz bardziej się w nich pląta.

Bassett ma parę ciekawych pomysłów. Kochanka i wojowniczka na usługach cesarza Annisa mogłaby przecież sobie ręce podać z Senuą z gry "Hellblade". Gdyby tylko reżyserka potrafiła jakoś wykorzystać głosy pobrzmiewające w jej głowie, a nie rzucać temat w przestrzeń, aby na koniec powrócić do niego w najbardziej naiwny i przewidywalny sposób. Bo to jest właśnie jeden z największych problemów "Czerwonej Sonji". Pojedyncze elementy wydają się interesujące, ale cały ich potencjał umyka w miarę nieudolnego prowadzenia całej opowieści. Z tego właśnie względu nawet zgrabne odniesienia do "Gladiatora" zamiast hołdem, zdają się zwykłą profanacją.

"Czerwona Sonja" porywa się z motyką na słońce. Chciałaby bowiem dostarczać widzom kolejnych atrakcji, ale nie ma ku temu predyspozycji. Bassett całkowicie rezygnuje z motywu podróży, zamykając swoją opowieść w paru lokacjach na krzyż. Samo w sobie nie byłoby to złe, gdyby nie ekspozycyjne dialogi. Bohaterowie zamiast działać wolą sobie tłumaczyć, co gdzie jest, kto jest kim i jak się gdzie znalazł, randomowo ujawniając kolejne informacje posuwające fabułę naprzód. Nawet na gladiatorskiej arenie tytułowa wojowniczka nie rwie się do walki - woli przemawiać do cesarza wymachując drewnianym orężem w rękach. Kiedy już jednak dochodzi do jakiejś akcji, dostajemy parę wymachów mieczem, jakiś fortel, strzał w szyję i tyle. Kaskaderzy nie mają się czym popisać. Jest krótko i nijako.

Cała idea nowej "Czerwonej Sonji" jest nietrafiona. To w końcu opowieść o kobiecie, która odnajduje swój uważany za wymarły ród, rzucając przy tym wyzwanie cywilizacji. Klei się to ze sobą na ślinę. Na ekranie cały czas panuje chaos, a Bassett nie potrafi go ujarzmić. Może i sam pierwowzór nie był najlepszy, ale stał się w niektórych kręgach kultowy przez swoją kampową estetykę. Jego nowa wersja to już po prostu zły film. Ogląda się go niczym słusznie niewyemitowany odcinek "Xeny: Wojowniczej księżniczki".

Więcej o fantasy poczytasz na Spider's Web:

"CZERWONĄ SONJĘ" OBEJRZYSZ NA:
Cineman
CZERWONA SONJA
Cineman
  • Tytuł filmu: Czerwona Sonja
  • Rok produkcji: 2025
  • Czas trwania: 110 minut
  • Reżyseria: MJ Bassett
  • Aktorzy: Matilda Lutz, Robert Sheehan, Wallis Day
  • Nasza ocena: 2/10
  • Ocena IMDB: 4,4/10
REKLAMA



REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-09-25T17:13:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-25T15:23:48+02:00
Aktualizacja: 2025-09-25T08:40:57+02:00
Aktualizacja: 2025-09-25T08:03:51+02:00
Aktualizacja: 2025-09-24T19:27:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-24T16:15:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-24T15:36:56+02:00
Aktualizacja: 2025-09-24T09:47:10+02:00
Aktualizacja: 2025-09-23T19:13:56+02:00
Aktualizacja: 2025-09-23T11:18:49+02:00
Aktualizacja: 2025-09-23T08:40:29+02:00
Aktualizacja: 2025-09-22T19:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-22T17:46:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-22T16:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-22T14:57:53+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA