To już kolejna produkcja spod czerwonego szyldu od Mae Martin - tym razem zamiast życiowego komediodramatu dostaliśmy jednak mroczny thriller psychologiczny. „Na marginesie” to obraz zdecydowanie mniej spełniony, nierówny, ale mimo tego intrygujący.

Urocze młode małżeństwo powraca w dawne strony ciężarnej Laury (Sarah Gadon), Tall Pines. Przed laty kobieta uczęszczała tam do elitarnej szkoły z internatem dla trudnej młodzieży, prowadzonej przez ekscentryczną Evelyn (znakomita Toni Collette). Mąż Laury, Alex (Martin), wstępuje do lokalnej policji, która nie wydaje się mieć zbyt wiele roboty w tym pozornie sielankowym, otwartym miasteczku.
A jednak gdy pewnego dnia jego droga przetnie się z nastoletnią uciekinierką z wspomnianej akademii, Alex zacznie węszyć - i wkrótce wpadnie w obsesję na punkcie Evelyn, podejrzewając, że za murami ośrodka dzieje się coś niepokojącego, ba, wręcz złowrogiego. Więcej: że placówka, skryta za fasadą otwartości, niesienia pomocy i rozsianych po miasteczku uśmiechniętych absolwentów, w istocie od pokoleń niszczy młodych ludzi, od samej Laury po współczesne uczennice, Abbie (Sydney Topliffe) i Leilę (Alyvia Alyn Lind), z których perspektywy równolegle śledzimy opowieść.
Na marginesie - opinia o serialu Netfliksa
„Na marginesie” może i nie straszy, ale pełne jest intrygujących detali, które konsekwentnie budują atmosferę niepokoju - i to pomimo tego, że serialowi definitywnie brakuje zakorzenienia w bardziej realistycznym obrazie świata. Manipulacje, przemoc, kontrola, tajemnicze procedury, hierarchie, rytuały - to zaledwie wierzchołek góry lodowej odkrywanych z czasem problematycznych zjawisk. Ogrom roboty wykonuje tu obsada: Gordon i Martin znakomicie portretują dwuznaczności, budzą sympatię, by co jakiś czas zaniepokoić. Zagadkowa Collette to klasa sama w sobie, a duet młodych aktorek - kluczowy dla opowieści - to bohaterki na granicy dojrzałości. Ich wątek realizuje jeden z lepiej nakreślonych tematów, których podejmuje się serial - przejściu z okresu dojrzewania w dorosłość i tego, co i kogo „zabieramy ze sobą” dalej, a co - z wyboru lub przymusu - zostaje za nami.
Miniseria naprawdę umiejętnie buduje napięcie, podrzucając rozmaite tropy, atrakcyjnie rozbudowując wątki. Dreszczyk tajemnicy, niepokoju towarzyszy widzowi przez większość czasu, choć jest raczej delikatny. Intryga ciekawi, tajemnica działa - ale raczej bardzo nie zaskakuje, nie funduje momentów wielkiego „wow”. Słowem: akcja rozwija się jak na przyzwoity dreszczowiec przystało, skutecznie realizuje swoje założenia, ale nigdy nie przekracza granicy intensywnych wrażeń.
Niestety, serwuje też dość rozczarowujący (biorąc pod uwagę oczekiwania, jakie zbudował seans siedmiu odcinków) finał. Jego wydźwięk okazuje się bełkotliwy i nie stanowi dobrego podsumowania dla podjętych wcześniej, ciekawie eksplorowanych motywów. Co więcej ostatni odcinek, jak to często bywa w produkcjach streamingowych, chce zjeść ciastko i mieć ciastko: domknąć wątki, a jednocześnie zostawić otwartą furtkę na kolejny sezon. Efekt: ani jedno, ani drugie nie wyszło za dobrze.
W opowieść wpleciono też kilka metafor i muszę przyznać, że jest to kompozycja udana - część z nich nietrudno wyłapać, inne są mniej oczywiste, ale wszystkie te interpretacyjne tropy wpasowują się w ton całości, pogłębiają fabułę i nie sprawiają wrażenia wydumanych czy banalnych. No, niech będzie: jednemu z nich - związanemu z lokalnym matriarchatem - brakuje puenty.
Poszczególne sceny czy nawet odcinki potrafią wznieść się ponad przewidywalny schemat dzięki kilku kreatywnym czy nieoczywistym pomysłom. Podoba mi się na przykład samo wykorzystanie miejsca akcji. Ekranowa groza małych miasteczek często wyrasta z lęku przed konserwatywną polityką - w takich opowieściach każde odstępstwo od tradycyjnych norm jest potencjalnie niebezpieczne. „Na marginesie” proponuje jednak inny wariant. To miasteczko wyróżnia się różnorodnością rasową czy seksualną, lecz nie światopoglądową. Martin przestrzega przed izolacją zadowolonej z siebie liberalnej społeczności, wskazuje niebezpieczeństwa i zagrożenia.
Szkoda, że twórcy nie zdecydowali się docisnąć gazu - parokrotnie aż prosi się, by głębiej zanurzyć scenariusz w horrorze, tematycznie dolać oliwy do ognia. Zamiast tego plasuje się gdzieś „tuż przed” rezygnując zarówno z kąśliwego komentarza, jak i z prawdziwych zrywów grozy, wybierając bezpieczeństwo, stawiając na przystępność i, co akurat ma swoje plusy, mnogość interpretacji.
Widzowie będą tu zapewne wyłapywać różne sensy, snuć rozmaite refleksje. To duża wartość, a ich wypatrywanie to zabawa sama w sobie. Całość nie wryje się wam w pamięć, nie będziecie wspominać jej jako jednej z najmocniejszych sekciarskich produkcji, ale z całą pewnością zapewni kilka godzin solidnej rozrywki. Na „Na marginesie” nudzić się nie sposób.
Na marginesie: obsada
- Mae Martin jako Alex Dempsey
- Toni Collette jako Evelyn Wade
- Sarah Gadon jako Laura Redman
- Sydney Topliffe jako Abbie
- Alyvia Alyn Lind jako Leila
- Brandon Jay McLaren jako Dwayne Andrews
- Tattiawna Jones jako Rabbit
- Isolde Ardies jako Stacey
- Joshua Close jako Duck
- Patrick J. Adams jako Wyatt Turner
- Patrick Gallagher jako Chief Bartell
- Gage Munroe jako Riley
- Byron Mann jako Brian
Czytaj więcej: