REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Lily Allen - Sheezus. Recenzja sPlay

Myślicie, że te trzy psy (rasy ulubionej przez Królową Elżbietę II) i napis divide et impera na okładce Sheezus to przypadek? Albo co najwyżej zabieg czysto estetyczny? Otóż nie, okładka dobitnie wyraża zawartość płyty. Lily Allen to w końcu królowa brytyjskiego popu, która zawsze mówi (i śpiewa) to co myśli, mając głęboko w zadku opinię innych. Ta szczerość wypowiedzi odróżnią ją od konkurencji, Lily pisze swoje teksty, wylewając na papier swoje przemyślenia, nie jakiegoś tekściarza zatrudnionego za gruby hajs. I gdybym miał oceniać tylko liryczną warstwę, Sheezus byłoby genialną płytą, no ale nie jest.

02.05.2014
17:00
Lily Allen – Sheezus. Recenzja sPlay
REKLAMA

Po pięciu latach nieobecności Lily na rynku, mój głód na jej twórczość wzrósł do niebotycznych rozmiarów. Brytyjka została w końcu matką (i to dwukrotnie), więc miała się czym zajmować, dlatego wybaczam jej tę absencję. Trudno mi jednak wybaczyć średni poziom płyty pod względem czysto muzycznym. Sheezus słucha się po prostu przeciętnie. Jasne, mamy Air Baloon i Hard Out Here, no ale to tylko dwie pozycje z trzynastu. Lily zresztą sama nie tak dawno temu przyznała na Twitterze, że lepszych piosenek stacje radiowe by nie puściły. Przykro mi Lily, ale to żadna wymówka. Najgorsze jest chyba to, że tytułowy Sheezus jest tak strasznie nijaki i na singiel, to się z pewnością nie nadaje. Lily w tym utworze celuje palcem w wielkie postacie muzycznego showbizu (jak Rihanna czy Katy Perry) i nawołuje je do pozbycia się kajdan (jakie nakłada na nie przemysł) oraz zaprzestania „siostrzanej” walki na światowej arenie popu.  Ciężko mi było jednak uwierzyć, że buntownicza Lily nazwała krażek „Sheezus”, aby oddać hołd Kanye Westowi, ale biorąc pod uwagę jej przekaz, teraz to wydaje się oczywiste.  Szkoda tylko, że tak ważna piosenka na płycie brzmi tak nudno. To już sto razy lepsze jest Hard Out Here albo trochę spokojniejsze Take My Place z bardzo osobistym tekstem, a nawet As Long As I Got You, który przypomina mi poprzednie kompozycji Lily – jak chociażby te z It’s Not Me, It’s You. Hard Out Here to piosenka z mocnym tekstem - który uderza w Robina Thicke i w zasadzie każdego napuszonego piosenkarza. Za oskarżającymi słowami stoi jednak bardzo dobry podkład i ogólna przebojowość, a o to przecież chodzi w popie prawda? Inaczej sprawa się ma z L8 CMMR, czyli hołdem dla męża Lily oraz wcześniej wspomnianym Sheezus. Tym utworom brakuje cohones, jakie Lily hodowała odkąd skończyła 18 lat. Za to As Long As I Got You (podobnie jaAir Balloon), mimo że genialne nie jest, urzeka swoją słodkością , do której Allen nas przyzwyczaiła. Cudowny głosik i prosty refren z pewnością wyróżniają się na tle całego krążka. Z kolei po drugiej stronie, tej ciemniejszej i mniej fajnej, mamy na przykład URL Badman, gdzie autorka wali z piąchy w internetowych trolli. Wszyscy ich nie lubimy, wszyscy na nich narzekamy, nawet gwiazdy pokroju Lily. Pisanie o tym tekstów jest może ciut cliché jak dla mnie, ale i to bym wybaczył gdyby nie fakt, że kawałek brzmi okropnie przeciętnie, jakby był wrzucony na Sheezus z jakichś odrzutów. Na całe szczęście przychodzi jeszcze ukojenie w postaci w Insincerely Yours, czyli typowego „Allenowskiego” narzekacza, zbliżającego nas bardziej do nonkonformistycznej płyty It’s Not Me, It’s You niż feministycznego Sheezus. Podsumowując, Lily Allen stworzyła ciekawą płytę i pewnie jakbym usłyszał ją ze trzy lata temu, to byłbym okropnie zadowolony. Jednak jak wspomniałem wcześniej, po pięciu latach wyglądania za Lily, moje oczekiwania wobec niej urosły bardzo. W moim mniemaniu Lily jest nadal brytyjską królową popu, która robi dobre kawałki, śpiewając o tym, o czym większość nawet nie pomyśli, ale ja jestem strasznym egoistą i dlatego chciałbym, żeby Sheezus było bardziej przebojowe, "tylko" tyle.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA