Gaspar Noe powraca z "Lux Aeterna". Film trwa tylko 50 minut, ale bodźców w nim zawartych starczyłoby na kilka pełnych metraży. Z naszej recenzji dowiecie się, jak to możliwe.
OCENA
To będzie najbardziej intensywne 50 minut w waszym życiu. Zresztą każdy, kto widział "Carne" wie, co Gaspar Noe potrafi zdziałać w tak krótkim metrażu. U niego nigdy nie było miejsca na subtelności. Naczelny enfant terrible francuskiego kina powraca więc, aby robić to, co zawsze robił najlepiej. Szokować. Po seksualnych ekscesach w "Love" i seksualno-narkotycznym tripie w "Climaksie" postanowił pójść jednak w nieco inną stronę. Mimo to "Lux Aeterna" jest dziełem z wyraźnym, autorskim pazurem, pod którym nie mógłby podpisać się żaden inny twórca.
O fabule starczy powiedzieć, że kręci się ona wokół realizacji filmu reklamowego. Zaczyna się od całkiem niewinnej rozmowy dwóch kobiet, które wspominają jak były palone na stosie. Spokojnie, nie w rzeczywistości tylko na planach kolejnych produkcji. Mówią o tym, jak kazano im wspinać się stosy w kusych sukienkach, aby ich bohaterki wyglądały seksownie. Reżyser stopniowo zagęszcza atmosferę. W trakcie zdjęć dochodzi do sprzeczki między twórcami, aktorka dostaje niepokojący telefon na temat swojego dziecka, a aspirujący twórca próbuje ją namówić na udział w jego projekcie. Słowem: panuje chaos.
Lux Aeterna - recenzja filmu
"Lux Aeterna" to istna kakofonia zdarzeń. Cały czas coś się dzieje, bohaterowie się przekrzykują, wchodzą sobie w słowo, nie mogą się dogadać. Noe podejmuje mnóstwo tematów, ale nie one są tu najważniejsze. U czołowego przedstawiciela francuskiej ekstremy jak zwykle nie liczy się to, co mówi, tylko to, jak to robi. Wrażenie wszechobecnego chaosu potęgują nieustanne split screeny. Nie wiadomo, którą część ekranu śledzić, bo nawet nie ma czasu, żeby się nad tym zastanowić. Co prawda nie zawsze jest to zabieg usprawiedliwiony, ale jednak sprawdza się znakomicie, którym reżyser stopniowo doprowadza nas do clou swojego filmu.
Z jakiegoś powodu bohaterki na początku rozmawiały o paleniu na stosie. Teraz ofiarę przesądów ma zagrać Charlotte. Kiedy zostanie przywiązana do pala tak w statystach, jak i twórcach zaczną budzić się pierwotne instynkty, a oni sami dadzą się ponieść wszechobecnemu chaosowi i przestaną zważać na męki głównej bohaterki. Ogień reżyserowi niepotrzebny. Stroboskopami podgrzewa atmosferę do czerwoności. Oczopląsu można od tego dostać, bo Noe nie ma dla nas litości. On bez przerwy mnoży bodźce wizualne i u co wrażliwszych na światło osób, może to wywołać ataki.
"Lux Aeterna" to perełka wśród prób afektywnego opowiadania obrazem.
Reżyser skupia się na tym, aby wzbudzić w nas ekstremalne emocje, sprowadzić do parteru i wciągnąć w stworzony przez siebie świat. Wychodzi mu to znakomicie. I jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak to jest płonąć na stosie, to na koniec filmu będziecie już to wiedzieć.
Lux Aeterna już w kinach. 29 września film pojawi się na Nowe Horyzonty VOD.