Minęło prawie 5 lat od kiedy Anthony Gonzales wydał pod szyldem M83 krążek „Hurry Up, We're Dreaming”. W branży muzycznej to bardzo długo. I choć na „Junk” warto było czekać, to jednak nietrudno odnieść wrażenie, że jest to płyta trochę „spóźniona”.
To właśnie głównie „Hurry Up, We're Dreaming”, na poły z filmem „Drive”, rozpętało w 2011 roku potężną muzyczną nostalgię za brzmieniami lat 80. i przyczyniło się do rozwoju podgatunku synthwave oraz do tego, że cała masa artystów, tak niszowych jak i mainstreamowych, zaczęła coraz odważniej sięgać po syntezatory. Żeby nie szukać daleko, wystarczy wymienić choćby najnowsze płyty Taylor Swift, Ellie Goulding, Tame Impala czy Carly Rae Jepsen. Krążki te wręcz pulsują „kosmicznymi” dźwiękami sprzed trzech dekad niczym muzyczne listy miłosne do lat 80.
Mając to na uwadze, trochę dziwi fakt, że Gonzales nie wykorzystał w pełni koniunktury, którą sam sobie napędził i nową płytą raczy nas dopiero teraz.
Żeby nie było, „Junk” to kapitalna i bombastyczna muzyczna podróż przez motywy lat 70. i 80. Oprócz syntezatorów nie brak na płycie rytmicznego pianina, funkowych gitar, saksofonów, auto-tune’ów. Wszystko w perfekcyjnie wymierzonych proporcjach. Gonzales zręcznie miesza ze sobą te wszystkie składniki tak, że brzmią one jednocześnie vintage’owo i nowocześnie. A to już nie lada sztuka. Chyba najbardziej imponująco brzmi to w najlepszym kawałku na płycie, czyli Go!. Czego tu nie ma! Dream popowe zaśpiewy w wykonaniu Mai Lan; mięsiste syntezatory; funkowa gitara i na deser kapitalna solówka „boga gitary”, Steve’a Vaia. W Go! skupia się właściwie cała kwintesencja „Junk”.
Krążek ten jest z pewnością inny od poprzedników. Jest dojrzalszy muzycznie. Soulowa instrumentalna ballada w średnim tempie, Moon Crystal brzmi jakby była wyjęta z jakiejś czołówki serialu z lat 70. Śpiewany przez genialną Susanne Sundfør przejmujący utwór For the Kids z saksofonowym solo z kolei spokojnie mógłby pojawić się na napisach końcowych hollywoodzkiego melodramatu z lat 80. Natomiast Time Wind ewidentnie przywodzi na myśl mieszkankę wczesnego Talk Talk z... Pet Shop Boys.
Zagorzali fani M83 być może uznają te muzyczne kierunki na „Junk” jako zbyt kontrowersyjne. Ale i oni znajdą tu coś dla siebie. Otwierający płytę dynamiczny Do It, Try It czy wolniejszy, bardzo filmowy Solitude, to już klasyczne M83.
„Junk” to dobra płyta. Pełna świetnych melodii, „kolorowych” dźwięków, zakręconych pomysłów; po prostu znakomicie się jej słucha. Niestety nie wytrzymuje porównania z „Hurry Up, We're Dreaming”, które całościowo było o wiele bardziej złożonym i ambitnym projektem. „Junk” jest też trochę w niedoczasie, pojawia się bowiem w momencie gdy rynek muzyczny jest już dość mocno nasycony brzmieniami lat 80., przez co z pewnością wypada mniej wyraziście. Co oczywiście nie oznacza, że nie warto tej płyty przesłuchać. Wręcz przeciwnie. W kategorii „muzyka rozrywkowa” to jeden z lepszych krążków tej wiosny.