Byłem na Marsie. Nowa seria National Geographic to science, które wkrótce przestanie być fiction
Jeśli bacznie śledzicie poczyniania programu SpaceX, a do tego fascynuje was temat podroży kosmicznych oraz jesteście żądni przygody oraz odkryć z tym związanych, to seria "Mars" z pewnością przypadnie wam do gustu.
Żyjemy w naprawdę ciekawych czasach. Nie zawsze oznacza to coś dobrego, natomiast jednym z bardziej pozytywnych aspektów bycia tu i teraz, jest fakt, iż możemy obserwować pierwsze kroczki przyszłych kolonizatorów planety innej niż nasza własna. Plan kolonizacji Marsa zakłada, że po raz pierwszy w historii ludzkości, wyruszymy zbiorowo do innego świata, oddalonego o 60 milionów kilometrów i zaczniemy tam nowe życie.
Chyba nie ma obecnie bardziej poruszającego wyobraźnię i inspirującego konceptu na świecie.
To, co jeszcze całkiem niedawno było abstrakcją rodem z powieści bądź filmów science-fiction (typu "Pamięć absolutna"), powoli, krok po kroku, jest coraz bliżej stania się naszą rzeczywistością. Stoimy u progu nowej ery i najwspanialszej (oraz najniebezpieczniejszej) wyprawy wszech czasów. Jeśli się uda, zmieni to ludzkość na zawsze, będzie niczym kolejne stadium ewolucji.
Zeszliśmy z drzew, wyszliśmy z jaskiń, zbudowaliśmy koło, fabryki, wytworzyliśmy prąd, zbudowaliśmy potężne machiny, komputery i powołaliśmy do życia internet. A teraz, wszystko wskazuje na to, że już za niedługo staniemy się cywilizacją multiplanetarną, czyli żyjącą na co najmniej kilku planetach.
Jakie będzie to miało dalekosiężne skutki, tego nie dowiemy się nigdy, bo kontynuwać tę ścieżkę będą nasze przyszłe, odległe pokolenia. Natomiast mamy to szczęście, że będziemy mogli obserwować jak owa historia się zaczęła i ukształtowała.
O tym też opowiada nowa seria National Geographic, nazwana po prostu "Mars". Zbudowana jest ona na całkiem ciekawym założeniu formalnym, a mianowicie rozgrywa się na dwóch poziomach czasowych. Pierwszym jest teraźniejszość – rok 2016 , w którym to możemy posłuchać jak współcześni naukowcy i ludzie odpowiedzialni za program lotów na Marsa SpaceX (z samym Elonem Muskiem na czele) opowiadają nam o tym jak ważne i trudne jest to przedsięwzięcie oraz jakie są jego założenia.
Drugi poziom to rok 2033 kiedy to ma miejsce pierwszy w historii załogowy lot na Marsa. Obserwujemy grupę astronautów, którzy wyruszają w kosmiczną odyseję, niczym nowoczesne inkarnacje Krzysztofa Kolumba i Amerigo Vespucci’ego. W ten sposób, w atrakcyjny dla widza (i mocno go angażujący) sposób, twórcy "Marsa" połączyli tradycyjny format dokumentu z "gadającymi głowami" z formą bliską serialu science-fiction. I to jest absolutnym strzałem w dziesiątkę.
To, co najbardziej zachwyca w tym koncepcie jest świadomość tego, że tak naprawdę wszystko co oglądamy w wersji z roku 2033 stanowi, o ile wszystko pójdzie tak jak trzeba, dość wierny rzeczywistości zapis zdarzeń z nie tak odległej przyszłości.
Twórcy, wraz z pomocą naukowców i najznamienitszych astrofizyków, przygotowali widzom w pełni naukową i zgodną z predykcjami wizję tego, jak będzie wyglądał pierwszy lot na Marsa i na jakie wyzwania będą czekać na astronautów.
Co ważne, oglądamy ich jak w 2016 roku opowiadają o tym wszystkim, by po chwili przenieść się do roku 2033 i zobaczyć to w praktyce. To połączenie dwóch sfer czasowych oraz gatunków filmowych (dokumentu-reportażu z fikcją fabularną) idealnie się uzupełnia i tworzy naprawdę udaną hybrydę, którą ogląda się niczym telewizyjną superprodukcję.
Pierwszy odcinek dotyczył samego startu i lądowania na czerwonej planecie, następne pokażą życie załogi i to jak funkcjonują i próbują przetrwać na Marsie. Także moja ciekawość jest już na tym etapie na tyle rozwinięta, że czekam na więcej.