REKLAMA

Martin Scorsese chce, aby jego najnowszy film miał budżet na poziomie „Avengers”. Nie dziwię się, że wytwórnie mówią „nie"

Pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy to: po co Martinowi Scorsese 200 mln dol. budżetu na rozgrywający się w latach 20 XX wieku kryminał opowiadający o morderstwach Indian w hrabstwie Osage?

Martin Scorsese serial The Caesars
REKLAMA
REKLAMA

Tak, dobrze przeczytaliście. Nie 20 mln dol., tylko 200 mln dol. Tyle ma kosztować adaptacja powieści „Czas krwawego księżyca” (oryginalny tytuł to „Killers of the Flower Moon”). Jak pisałem już jakiś czas temu, w tym filmie ponownie mają zagrać razem Robert De Niro i Leonardo Di Caprio – obaj po raz pierwszy w duecie reżyserowanym przez Martina Scorsese. To z pewnością będzie artystyczne wydarzenie sezonu. Oczywiście planowana premiera zapewne przesunie się w czasie ze względu na pandemię koronawirusa (pierwotnie zdjęcia do filmu miały się rozpocząć w marcu 2020), natomiast już teraz można stwierdzić, że jest na co czekać. Tyle tylko, że nie wiem, skąd Scorsese wytrzasnął aż tak bombastyczną kwotę.

Po co, do licha, na film kryminalny, z domieszką thrillera, aż 200 mln dol.? Pomijam już fakt, że w dobie nadchodzącego kryzysu post-pandemicznego, takie kwoty na film robią się trochę niepoważne.

Oczywiście nie wiem, co dokładnie planuje reżyser, ale czy jakikolwiek film, poza wielkimi widowiskami typu „Avengers” bądź „Avatar”, rzeczywiście wymaga aż takich nakładów pieniężnych? Pozwolę sobie w to wątpić. Wydaje mi się, że mam do tego prawo, bo widziałem „Irlandczyka” i naprawdę, pomimo mojej ogromnej sympatii do Scorsese, nie widziałem w tym filmie tych bajońskich 160 mln dol. budżetu. Ponoć lwia część poszła na technologię cyfrowego odmłodzenia Roberta De Niro, ale efekt tego był dość mizerny.

Kadr z filmu Irlandczyk

Przez dekady Martin Scorsese był znany z tego, że potrafi nakręcić znakomite kino, trzymając w ryzach budżety i nie wydając niepotrzebnie pieniędzy. „Irlandczyk” to moim zdaniem ok. 100 mln dol. wyrzuconych w błoto. Ten film, na moje oko, powinien kosztować jakieś 60-80 mln dol., gdyby miał robiony rozsądnie budżet. I wyglądałby praktycznie tak samo (minus nieudany deaging De Niro).

Wątpię też, by „Killers of the Flower Moon” potrzebowali więcej niż 80 mln dol. Nawet biorąc pod uwagę, że w obsadzie znajdą się Robert De Niro i Leonardo DiCaprio.

I szczerze mówiąc, nie dziwię się, że Scorsese ma, taki sam jak w przypadku „Irlandczyka”, problem ze znalezieniem studia chętnego wyłożyć tyle pieniędzy w tak ryzykowny i przeszacowany finansowo projekt. Dziwię się, że Scorsese sam nie wyciągnął wniosków z „Irlandczyka” i idzie w zaparte podnosząc poprzeczkę budżetową jeszcze wyżej, licząc, że tym razem jakieś studio się skusi.

Filmy Scorsese są już klasykami współczesnego kina, niektóre z nich jak np. „Taksówkarz” czy „Wściekły byk”, bądź „Chłopcy z ferajny” to arcydzieła światowego kina. Ale jednocześnie mało który jego film stał się sukcesem finansowym. Na poziomie kinowej dystrybucji „Wściekły byk” czy „Chłopcy z ferajny” w ogóle nie przyniosły zysku, więc można je uznać za finansowe klapy. Oczywiście w jego przypadku sztuka wchodzi na pierwszy plan, status legendy, jaki mają te filmy jest bezcenny, ale też nie zapominajmy, że kino, nawet to najbardziej ambitne, jest także inwestycja komercyjną, bo zawsze ktoś wykłada ze swojej kieszeni pieniądze, których nie chce tracić, a czasem wręcz nie może.

Największym komercyjnym hitem Scorsese pozostaje film „Wilk z Wall Street”, o którym rzeczywiście było bardzo głośno w momencie premiery i długo po niej. Tyle tylko, że ten film zarobił w kinach niecałe 400 mln dol.

wilk z wall street film

To na razie najwięcej, ile był w stanie zarobić film Scorsese. Jeśli zakładamy, że jego nowy film ma kosztować 200 mln dol. (plus promocja), to musiałby on zarobić w kinach minimum 500-600 mln dol., by wyjść na zero. A jest to bardzo mało prawdopodobne. Szczególnie jeśli i tym razem reżyser postanowi, że w jego filmie zobaczymy kiepskie CGI, a czas trwania wyniesie ponad 3 godziny.

Oj, utrudnia on życie sobie i wytwórniom, ale z doniesień zza Oceanu wynika, że reżyser ponownie szuka finansowania w serwisach streamingowych. Ponoć złożył już swe oferty w Netfliksie i Apple+ TV. Ten pierwszy serwis już raz zainwestował niemałą kwotę w jego dzieło. Netflix jednak mógł sobie pozwolić na taki ekstrawagancki ruch, gdyż dla nich miał to być symbol prestiżu i realna szansa na Oscary. Bo platforma wymiernych zysków pieniężnych z „Irlandczyka” jeszcze nie zobaczyła (Oscarów również).

Czy serwis drugi raz wejdzie do tej samej rzeki i da się uwieść wizji filmu Scorsese z DiCaprio i De Niro jako exclusive w Netlfiksie? Wszystko zależy od tego, czy rzeczywiście subskrybenci serwisu zwracają na takie niuanse uwagę. Netflix nie jest raczej serwisem, gdzie odbiorcy są wyrobionymi kinofilami – jest to raczej usługa dla niedzielnych kinomanów, którzy chcą sobie czasem coś obejrzeć. Sama platforma także nie wychowuje swoich subskrybentów na ambitnych odbiorców filmowych, tylko serwuje im do bólu uśrednione (w większości) niskobudżetowe produkcyjniaki na miłe spędzenie wieczoru. „Irlandczyk” miał być ich paszportem do „klubu ważniaków” i gdzieś tam się to udało, ale nie na wielką skalę. Czy spróbują jeszcze raz?

A może tym razem skusi się na to AppleTV+, który póki co znajduje się na obrzeżach „wojen streamingowych" i bardzo potrzebuje oryginalnych treści, które wyróżnią tę usługę na tle innych?

Oczywiście w tym przypadku inwestycję w film Scorsese należy traktować jako formę kampanii promocyjnej usługi, tak więc pojawia się pytanie, czy nie taniej byłoby jednak wypromować się innymi środkami?

W tym wszystkim najbardziej zadziwia mnie jednak sam Scorsese. Jak pisałem, przez lata znany był z unikania wielkich budżetów, a jeśli już w nie wchodził, to miało to swoje uzasadnienie i było utrzymane w granicach rozsądku. 200 mln dol. to kwota nierozsądna, o ile nie robi się „Gwiezdnych wojen” albo filmów Marvela.

Zastanawia mnie, czy po „Irlandczyku” Scorsese nie stwierdził, że skoro zdecydowano się dać mu taką kwotę, to co mu szkodzi spróbować raz jeszcze i zobaczyć ile się da wycisnąć z rynku? Z drugiej strony siłą rzeczy skazuje się raczej na banicję z tradycyjnej dystrybucji kinowej i na to, że kolejny jego film pojawi się głównie w streamingu, który on sam traktuje jako coś podrzędnego względem kinowego ekranu.

REKLAMA

Niedawno Scorsese wypowiedział się krytycznie na temat serwisów streamingowych właśnie, a konkretniej mówił o tym, jak to ichniejsze algorytmy psują filmowe doświadczenie i samych widzów.

Zaczynam się trochę niepokoić. A jeśli jeszcze okaże się, że „Killers of the Flower Moon” także będzie przereklamowanym i zdecydowanie za długim i wtórnym przeciętniakiem, jak „Irlandczyk” to już w ogóle się załamię. Ale na razie nie ma co siać niepokoju. Zapewne za niedł

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA