Mata wydał swój debiutancki album. Ale nie spodziewajcie się kontrowersji jak przy „Patointeligencji”
„100 dni do matury” to pierwszy album rapera, który szerszej publiczności przedstawił jako przedstawiciel „patointeligencji”, ale przekaz jego płyty sytuuje go gdzieś między szkolną tablicą a kanapką z ogórkiem.
Gdy utwór Patointeligencja wybuchł w polskim internecie, zapowiadając płytę „100 dni do matury”, można było spodziewać się, albo przynajmniej mieć oczekiwanie, że to, co usłyszeliśmy, to zapowiedź mocnego, nieoczywistego, a może nawet demaskatorskiego krążka. Ale poza odtworzonym 17 mln razy utworem niewiele na to wskazywało, bo inne utwory Maty, warszawskiego rapera z dobrego liceum, dostępne od jakiegoś czasu w serwisie YouTube nie były pokryte buntem i rozgoryczeniem, ale dość banalną, chociaż pogodną codziennością.
Choćby Biblioteka Trap, Mata Montana czy Schodki pokazują, że w twórczości Maty więcej jest radości z rzeczy małych, niż gorzkich rozliczeń z rzeczywistością.
„100 dni do matury” to płyta będąca zbiorem porozrzucanych impresji z dotychczasowego życia rapera. Impresji sięgających do dzieciństwa, ale najwięcej tu okołoszkolnych przygód, imprez i trudności. I chociaż zapewne ktoś uzna za stosowne przywołanie przysłowia o wole i cielęciu, muszę przyznać, że album mnie rozczarował.
Wspomniane impresje są i może urokliwe, jest w nich umiejętność obserwacji i naiwna wrażliwość na otaczający świat i zdolność do sprawnego, intensywnego relacjonowania jej, ale raperowi brakuje oryginalności. Podczas gdy Patointeligencja była niemal voyerystycznym opisem przeżyć wyciętych z życia licealistów, czasem przekształcającym się w krzyk i żal, to Schodki czy nawet Piszę na matmie (kawałek o tym, że Michał, czyli Mata, został wzięty do tablicy) są raczej zapisem pogodnej codzienności. Dobrej, interesująco skonstruowanej, ale nudnej jak postój w korku czy kanapka z ogórkiem, którą zajada się raper w utworze Nero.
Sporo w „100 dniach do matury” niewykorzystanego potencjału, chociaż widać na płycie dojrzałość w samym myśleniu o języku.
Za dojrzałością nie podąża jednak zdolność do zapanowania nad własnymi założeniami, czego najlepszym przykładem jest utwór Konkubinat, w którym Mata zafascynowany językiem wymienia pospiesznie słowa dla samego tylko ich brzmienia. Kawałek uzupełniony został przez wypowiedzi językoznawcy Jerzego Bralczyka i chociaż jest to jeden z najambitniejszych numerów w albumie, to raczej trudno uznać go za kompletny czy nawet satysfakcjonujący, bo Mata naiwnie zakłada, że samo brzmienie wystarczy, aby swoje patrzenie na język zaszczepić słuchaczowi. Nie ma tu jednak gier słownych, które tak dobrze wychodzą Łonie czy subtelności Tego Typa Mesa.
Wszystkie te wady więdną jednak, gdy na chwilę zapomnimy o zaskakującej dojrzałości Patointeligencji i zawyżonych oczekiwaniach. Gdy „100 dni do matury” potraktujemy jak juwenilia, początek drogi, to docenimy może, że niezły obserwator, gdy wstanie tylko znad kanapki z ogórkiem, wyjdzie z sieciowej kawiarni, może przeobrazić się w całkiem niezłego muzycznego reportera.
Ale zrobię to i napisze wierszyk, który będzie o czymś ważniejszym niż winko no i petki – mówi w kawałku 100 dni do matury.