Joanna Krupa kocha zwierzęta, ale czy nadaje się do ich ratowania? - recenzja show Misja pies
Joanna Krupa to z całą pewnością bardzo sympatyczny i dobry człowiek. Jako osoba kochająca zwierzęta postanowiła zostać twarzą programu "Misja pies". Czy słusznie?
OCENA
Co innego kochać zwierzęta, a co innego pomagać ludziom w problemach związanych z ich wychowaniem. To są dwie kompletnie różne rzeczy.
Powiecie, że się wymądrzam i możliwe, że macie rację, ale moje kilkumiesięczne doświadczenie jako wolontariusza w schronisku, ukończenie kursu u doświadczonego behawiorysty i przeczytanie sporej liczby książek na temat zwierząt sprawia, że widzę w nowym programie Joanny Krupy kilka sporych błędów. Jakich?
Pies to nie jest taki mały człowieczek. Psy nie są takie jak my.
Empatyczna, ciepła, lekko i sympatycznie kalecząca język polski gwiazda przystąpiła do nowego projektu, który ma pomóc właścicielom psów nieposłusznych. Problem w tym, że - jak sama powiedziała - podchodzi do zwierząt jak do ludzi, a to jeden z podstawowych błędów.
Nie trzeba być psim behawiorystą by wiedzieć, że psy to nie ludzie. Mają ogon, sierść, inną budowę ciała, inne potrzeby i inne wymagania. Wystarczy zasięgnąć podstawowej wiedzy z książek, chociażby Patricii McConnell, by wiedzieć, że psy nie komunikują się ze sobą tak jak ludzie. W ich świecie nie istnieje pojęcie dotyku, nie znoszą przytulania, a postawa frontalna nie jest dla nich przyjacielska, oznacza bardziej znak do ataku.
Tymczasem Dżoana już przy pierwszym kontakcie z psem popełnia kardynalny błąd i na oczach telewidzów przytula psa, którego (oczywiście w teorii) widzi po raz pierwszy.
To nie powinno się wydarzyć, bo nawet jeżeli akurat ten pies nie był agresywny, to jeden z widzów mógłby podobne zachowanie przenieść na swój grunt i niemile się zaskoczyć.
Kolejna sprawa - żywienie zwierząt domowych to odpowiedzialność.
Bohaterowie "Misja pies" mówią o tym, że dają swojemu psu to, co jest najlepsze i niestety nie jest to prawda. Dlaczego? To, co najlepsze, to na pewno nie jest karma Pedigree.
Jasne, rozumiem, że trzeba było pozyskać sponsorów i popularny producent karmy był pierwszym wyborem, ale wmawianie szerokiej publice tego, że karma Pedigree jest dobrej jakości, to jak wciskanie osobie z wysokim choresterolem kolejnego kebaba.
Wystarczy rzut oka na stronę producenta. Nie dowiemy się z niej, w jaki sposób karma została wytworzona. Dodatkowo, nie mamy gwarancji składu, a szybki rzut oka na etykietę też nie napawa optymizmem. Możemy tam przeczytać, że karma Pedigree zawiera mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego (min. 4 proc. wołowiny w brązowej granulce, min. 4 proc. drobiu w beżowej granulce) - czy brzmi to jakkolwiek dobrze? Wróćmy jednak do programu.
Umawiamy wizytę u weterynarza.
Nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, by brak posłuszeństwa u psa był powiązany z koniecznością odwiedzenia weterynarza. Zdarzają się przypadki, że to właśnie choroba negatywnie wpływa na zachowanie psa, ale...
Byłem u weterynarza niezliczoną ilość razy i nigdy nie spotkałem się z wizytą w takiej formie, jaka była przedstawiona w telewizji.
Promowanie higieny jamy ustnej psa jest zdecydowanie na plus, ale podczas wizyty u weterynarza wypadałoby poruszyć tematy związane ze szczepieniami, higieną ogólną, sterylizacją, poszczególnymi chorobami itd.
Niestety w programie wszystko zostało poruszone powierzchownie i tak naprawdę potencjalny właściciel psa nie dowie się z "Misji pies" niczego wartościowego.
Kolejnym etapem programu była wizyta u behawiorysty.
W moim odczuciu wygląda ona absurdalnie i pozostawia złudne wrażenie, że jedno spotkanie może cokolwiek w życiu psa i naszym zmienić.
Tarzanie się po trawie i robienie z siebie idioty nie załatwi problemu związanego z tym, że pies nie wraca do swoich opiekunów na komendę. To wymaga zdecydowanie więcej pracy i taki przekaz powinien mieć ten program. Tymczasem na ekranie widzimy, że raptem kilka minut z psim behawiorystą wystarczy, by rozwiązać nasze problemy.
Widzowie, którzy odniosą takie wrażenie, udadzą się po poradę do specjalisty, następnie spróbują nauczyć czegoś swojego psa, a gdy pierwsza próba zawiedzie, odpuszczą temat i zamiast pomóc sobie i swojemu psu, zaczną akceptować jego niewłaściwe zachowania.
Wnioski po pierwszym odcinku?
Ten program to zamach na rzeczywistość. W praktyce wychowanie psa wygląda w 99 proc. inaczej niż to, co zobaczyliśmy na ekranie.
Wychowanie zwierząt to nie jest kwestia godzin czy dni. Często jest to kwestia kilku tygodni, nawet miesięcy.
Jako miłośnik psów i przyszły behawiorysta zwierząt odnoszę nieodparte wrażenie, że nowy program TVN-u uczyni więcej szkód, niż korzyści.
Fajnie, że Joanna Krupa ma kilka psów, znajomych behawiorystów i weterynarzy, ale nic z tego, co zobaczyliśmy w pierwszym odcinku serii, nie nastraja pozytywnie.