„Mitchellowie kontra maszyny” to komedia o rodzinie dla całej rodziny. Oceniamy film twórców „LEGO Przygoda” i „Spider-Man Uniwersum”
„Mitchellowie kontra maszyny” to najnowszy film pełnometrażowy od twórców takich hitów jak „LEGO Przygoda” i „Spider-Man Uniwersum”. Czy Phil Lord i Christopher Miller dostarczyli kolejny film, który zachwycili miliony widzów, a może tym razem przestrzelili ze swoim pomysłem? Odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta.
OCENA
![mitchellowie kontra maszyny film](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fsplay%2F2021%2F04%2Fmitchellowie-kontra-maszyny-film-recenzja-netflix-nowosci.jpg&w=1200&q=75)
Ostatnich 20 lat amerykańskiej animacji można bez najmniejszych wątpliwość nazwać „erą dominacji studia Pixar”. Należąca do Disneya firma swoimi w większości doskonałymi produkcjami wielokrotnie wyznaczała trendy i ukształtowała model pełnometrażowej animacji dla całej rodziny. Bardzo niewiele firm było w stanie rzucić wyzwanie Pixarowi, choć pojedyncze sukcesy przytrafiały się i DreamWorks Animation, i Illumination Entertainment.
W 2014 roku do kin trafiła jednak produkcja wytwórni Warner Bros., która zachwyciła krytyków i widzów nie tylko swoją fabułą i bohaterami, ale też tym jak inna od przyjętego modelu była. Wspomnianym filmem-fenomenem była animacja „LEGO Przygoda” wyreżyserowana przez Phila Lorda i Christophera Millera. Obaj amerykański twórcy kilka lat później po raz kolejny rozbili bank za sprawą doskonałego tytułu „Spider-Man Uniwersum”. Dlatego ich kolejna produkcja zatytułowana „Mitchellowie kontra maszyny” całkiem słusznie od miesięcy budziła wielkie zainteresowanie. Ale czy zdołała spełnić rozbudzone nadzieje widzów?
Mitchellowie kontra maszyny – recenzja:
Familijna produkcja poświęcona rodzinie Mitchellów pierwotnie miała ukazać się w kinach, ale z powodu przeciągającego się zamknięcia kin wytwórnia Sony Pictures ostatecznie sprzedała prawa do dystrybucji platformie Netflix. I trzeba otwarcie powiedzieć, że film wyreżyserowany przez Mike'a Riandę jak najbardziej pasuje do dotychczasowej biblioteki serwisu. To bardzo kolorowe i wciągające dzieło, które z łatwością przyciągnie przed ekran tak młodych widzów, jak i ich rodziców.
Relacje między różnymi pokoleniami to zresztą jeden z dwóch głównych tematów produkcji. Główny wątek „Mitchellowie kontra maszyny” kręci się wokół postaci nastoletniej Katie, która szykuje się do wyjazdu na wymarzone studia w szkole filmowej. Dziewczyna dorastała w domu otoczonym miłością, ale od lat miała problemy z dogadywaniem się ze swoim ojcem.
Dlatego ostatniej nocy przed podróżą między Katie i Rickiem dochodzi do sprzeczki, która kończy się zniszczeniem laptopa bohaterki. W ramach zadośćuczynienia ojciec postanawia odbudować nadszarpnięte relacje w trakcie rodzinnej podróży samochodowej do Los Angeles. Problem w tym, że wycieczkę przerywa apokalipsa zorganizowana przez inteligentne roboty pod dowództwem inspirowanej Alexą i Siri sztucznej inteligencji o nazwie PAL.
Dostępny w serwisie Netflix film porusza tematy rodzinnego życia i uzależnienia od technologii, ale to w gruncie rzeczy niezobowiązująca komedia.
Zwłaszcza ta druga kwestia zostaje tutaj potraktowana bez większego zaangażowania czy pomysłu. „Mitchellowie kontra maszyny” niby pokazują, że czasem warto odłożyć trzymane w dłoni urządzenia elektroniczne i spędzić czas z najbliższymi, ale nie sposób mówić też o jakimś wyraźnym morale czy przesłaniu wymyślonym przez scenarzystów. Najważniejsze w filmie wyprodukowanym przez Lorda i Millera są dobra zabawa i uniwersalne uczucia odczuwane przez każdego nas, dzięki którym jesteśmy w stanie utożsamić się z bohaterami.
![mitchellowie kontra maszyny film class="wp-image-1710796"](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fsplay%2F2021%2F04%2Fmitchellowie-kontra-maszyny-netflix-film-recenzja-1024x553.jpg&w=1200&q=75)
Nie jest to wcale trudne, bo choć cała czwórka Mitchellów opiera się do pewnego stopnia na stereotypach, to ich kreacja jest ogółem bardzo wiarygodna. Któż z nas nie musiał nigdy użerać się z młodszym bratem zafascynowanym do znudzenia tym czy innym tematem? Jak wiele mam próbowało bezskutecznie pogodzić skłóconych członków rodziny? Ilu ojców miało wrażenie, że nikt nie docenia ich wysiłków? I jak często nastoletnie córki czuły się niezrozumiane przez własną rodzinę? Odpowiedź na wszystkie te pytania jest oczywista, ale nie deprecjonuje to w żaden sposób roboty wykonanej przez scenarzystów filmu „Mitchellowie kontra maszyny”. Tytułowa rodzina to po prostu postaci z krwi i kości.
Scenariusz produkcji warto też pochwalić za w większości naprawdę udane żarty i wizualne gagi. Twórcy niekiedy za bardzo na siłę stają się być modni i wkupić w łaskę młodego pokolenia, lecz nie jest to jakiś olbrzymi problem. Bo oprócz tego dialogi stoją na wysokim poziomie. „Mitchellowie kontra maszyny” podobnie jak inne filmy Lorda i Millera mają też swój własny wizualny styl, są bardzo kolorowe i żywe, choć jednocześnie nie robią takiego wrażenia jak „LEGO Przygoda” czy „Spider-Man Uniwersum”. To film ładny dla oka, ale nierewolucyjny.
„Mitchellowie kontra maszyny” nie odkrywają gatunku na nowo w takim choćby stopniu jak „Klaus”.
Spośród tych dwóch familijnych animacji Netfliksa to produkcja z 2019 roku okazuje się dosyć zdecydowanym zwycięzcą (recenzję tego tytułu znajdziecie TUTAJ). Ale w każdym razie takie porównanie z mojej strony nie ma na celu zrażać kogokolwiek do obejrzenia filmu Michaela Riandy. Bo to naprawdę udana pełnometrażowy film animowany, który stanowi pozytywny dodatek do biblioteki Netflix Polska.