Mo Yan jest cenionym i bardzo zasłużonym chińskim pisarzem, którego książki stały się popularne także poza granicami Państwa Środka i tłumaczone były na wiele języków, teraz także na polski. Sam autor był oficerem ochrony, instruktorem politycznym oraz oficerem propagandy w Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Pierwsze opowiadanie opublikował w wieku 25 lat ("Rzęsisty deszcz w wiosenną noc"), a 5 lat później jego książkę "Czerwone sorgo" chińscy czytelnicy uznali za najlepszą powieść roku (na jej podstawie nakręcono uhonorowany Złotym Niedźwiedziem film). Mamy więc do czynienia z nie byle jaką postacią, nie tylko w dziedzinie literatury chińskiej, ale również pisarstwa światowego.
Ów talent połączony z dojrzałością i w pełni ukształtowanym warsztatem widać w każdym zdaniu "Krainy wódki"; zresztą bardzo filmowej - dużo tu kadrowania, stopklatek i technik operatorów kamer na planach filmowych. Akcja powieści rozgrywa się w niejakiej Alkoholandii, krainie znajdującej się gdzieś w dwudziestowiecznych Chinach. Do owej krainy oddelegowany zostaje Ding Gou'er, doświadczony i zasłużony (zupełnie tak samo, jak autor książki na płaszczyźnie literatury) śledczy, aby rozwiązać zagadkę praktyk kanibalistycznych, jakich dopuszczają się mieszkańcy Alkoholandii.
Alkoholandczycy to jednak społeczeństwo co prawda mocno zdegenerowane i pozbawione wartości, jednak bardzo miłe i sprawiające wartego zaufania, toteż Ding - pod wpływem kolejnych pochłoniętych litrów mocnych trunków - nie potrafi oprzeć się ich namowom, by spróbował smakowicie wyglądającego, zapewne pysznego, chrupiącego bobasa, leżącego na półmisku.
Już sam główny wątek "Krainy wódki" porusza - najlepszy śledczy oddaje się nałogowi i ulega tym, których miał inwigilować, samemu dołączając do ich grona. W międzyczasie kolekcjonuje kolejne smaki alkoholu, wprawiając swój umysł w stan sennego otępienia, który udziela się także czytelnikowi. Niemalże siedzimy przy jednym stole razem z bohaterami, mając już lekko rozmazany obraz przed oczami, a dookoła słysząc wszelkie mlasknięcia, beknięcia, gwar i odgłosy wychylanych kolejnych kieliszków. Oto świat swojski, ale szalenie niebezpieczny.
"Kraina wódki" jest lekturą oszałamiającą i mocną. Wiele tu wszędobylskiego brudu, czarnej satyry i groteskowego humoru, pisana językiem lekkim, nieskomplikowanym, którym jednak Mo Yanowi udało się ukazać ludzką brzydotę, burzącą piękno natury, ale wpisującą się w socrealistyczną estetykę i rubaszny przepych kanibalistycznych uczt pijaków. Biorąc pod uwagę, iż jest to literatura bardzo sielankowa i poetycka, "Kraina Wódki" jest prawdziwym wyrazem kunsztu Mo Yana i jego umiejętności dotykania białym piórem rynsztoku, pełnego plugastw. A surrealizm w niej zawarty upaja czytelnika bardziej niż litr Starogardzkiej.